twardek twardek
355
BLOG

Obudzić olbrzyma

twardek twardek Polityka Obserwuj notkę 13

W wyborach do Sejmu, w r. 2015, w skali kraju nie głosowało 15 033 815 osób (różnica między liczbą uprawnionych a liczbą wydanych kart). Jest więc duża sprawa i ostatni dzwon żeby się do niej dobrać. Chodzi mi o to, że jeżeli zidentyfikuje się tych ludzi oraz dobierze właściwą treść i formę oraz sposób przekazu, to gdyby udało się np. 20% tego towarzystwa zachęcić do udziału w wyborach, to w przypadku obozu rządzącego (jako beneficjenta) - rezultat oznaczałby, dla opozycji, jej wylądowanie na granicy całkowitego, politycznego niebytu. Czy jednak obóz rządzący może liczyć, że mobilizując tym razem tych, którzy w poprzednich wyborach nie głosowali - uzyska od nich poparcie? 

Udało mi się wyszukać opracowanie, w którym nie głosujący są dość przydatnie zidentyfikowani:

https://www.wnp.pl/parlamentarny/spoleczenstwo/frekwencja-w-wyborach-dlaczego-polacy-nie-glosuja,1221.html

Ponieważ opracowanie było wykonane z udziałem m.in. Fundacji Batorego, ale po wyborach, więc można przyjąć, że w intencji autorów nie leżało zmanipulowanie opinii publicznej, gdyż było już 'po ptokach'.  

Z opracowania wynika, że w wymiarze wykształcenia najgorszą frekwencję zademonstrował segment wyborców z ukończoną (tylko) szkołą podstawową oraz z ukończoną (tylko) szkołą zawodową. Z kolei gdy chodzi o wymiar wieku najgorzej wygląda frekwencja w grupie 18-21 lat i tylko niewiele lepiej w grupie 22-30. Ciekawe jest przy tym, że w obrębie obu grup najgorzej sprawują się debiutanci tj. osoby, które po raz pierwszy biorą udział w wyborach. Nawiasem mówiąc, obecne kierownictwo państwa oraz ci od 'młodzieży chowania' mają o czym pomyśleć. Gdy chodzi o miejsce zamieszkania, dekompozycja elektoratu ze względu na frekwencję wskazuje, że mieszkańcy wsi oraz miast do 20 tys. są mniej skłonni do udziału w wyborach niż ci z miast średnich i dużych. W tym kontekście ostatnie spostrzeżenie wskazuje, że rodzinne pikniki były b. dobrym pomysłem. Gdy chodzi o płeć, to panie demonstrują mniejsze zainteresowanie wyborami niż mężczyźni. 

Nie chcę się rozpisywać, więc wyrażę tylko przekonanie, że z wstępnej analizy danych ze wskazanego opracowania wynika, iż nie głosujący, to potencjalni zwolennicy obozu Zjednoczonej Prawicy! I nie dlatego, że są słabiej wykształceni, czy doświadczeni , bo nie o to chodzi - w tle kryją się bowiem problemy materialne. W próbie uaktywnienia tej ogromnej części elektoratu trzeba jednak pamiętać, że ani chybi są odmiennie zniuansowane powody, dla których nie głosują ci z 'nie- lub mało miejskiej' prowincji a inne w przypadku młodych do lat 22, wreszcie jeszcze inne w przypadku kobiet. W związku z tym trzeba będzie zróżnicować zachęcający przekaz dla wyodrębninych grup nie głosujących. Oznacza to, że tak również ukierunkowana przedwyborcza aktywność powinna jednak mieć charakter przekazów dedykowanych. Przykładowo, jak zaryzykuję, przekaz dlamłodych kobiet powinien zaczerpnąć z materii np.:

* ekonomicznego wsparcia (przy czym nie należy przeginać z autopromowanie się przez 500+, czy 300 złotowej wyprawki - choć nie bez tego, aby o nich skromnie nie wspomnieć), zarysowując koniecznie jakąś linię poszerzenia wsparcia w przyszłości, w szczególności względem samotnych matek,

społecznego wsparcia, jak choćby ‘uefektywnienie’ ściągalności alimentów, czy opieka nad matkami z noworodkami bez taty. Stan, w którym młode kobiety dokonują aborcji lub porzucają swoje dopiero co narodzone dzieci - jest straszliwym oskarżeniem pod adresem społeczeństwa. A przecież zaaranżowanie państwowych także, odpowiednio liczniejszych niż zakonne, okien życia - nie jest większym problemem. Należałoby także pomyśleć o szczególnej 'ochronie' - nie tyle świadków(…), co bezżennych ciężarnych, umożliwiając im sekretne donoszenie ciąży - jeżeli tego pragną, lub tak muszą. Młode kobiety muszą mieć przekonanie, że rodzenie dzieci, to kroplówka dla narodu i nie zostaną z tym same.

Do dzisiaj nie mogę pojąć, jak to się dzieje, że przestępcza struktura, ukonstytuowana symbiotycznie w minionych latach w materii grup polityków PO/PSL, ludzi biznesu, wymiaru sprawiedliwości i wreszcie świata kryminału - ma odwagę desygnować do startu w wyborach ludzi skompromitowanych, którzy w wielkich miastach, zresztą nie tylko, potrafią jednak wygrać. Wręcz nie do pojęcia jest np. sukces owego seks-gaduły z Legionowa. W interesującym nas wątku - uaktywnienia nie głosujących, w 'sześciogrodzie' od Warszawy po Kraków, sytuacja kształtowała się jak niżej ( https://parlament2015.pkw.gov.pl/Frekwencja/0/3 ) 

Warszawa     Uprawnionych 1 361 838    wydano kart 930 624   

Łódź              Uprawnionych 561 118        wydano kart 320 994

Gdańsk         Uprawnionych 358 090        wydano kart 219 173

Poznań          Uprawnionych 418 109        wydano kart 257 689

Wrocław        Uprawnionych 500 890        wydano kart 303 548

Kraków          Uprawnionych 594 326        wydano kart 369 720  

                      razem:           3 794 371                           2 401 748 

A więc w tym swoistym segmencie, sześciu wielkich miast, nie głosowało 1 392 623 osób uprawnionych do głosowania, czyli nie głosowało 36,7 % uprawnionych. Stanowią oni 9,26% ogółu nie głosujących w skali kraju. Wobec tego względnie małego udziału w owym 'ogóle' rysuje się pokusa by odpuścić starania o uaktywnienie tej społeczności. Sądzę, że jednak warto do nich zapukać. Urobek będzie zapewne mniejszy aniżeli poza sześciogrodem - sprostytuowane bowiem przez Niemców (może poza Krakowem) administracje samorządowe tych miast uprządły wokół siebie grupy interesów, które gdzieś tam na niższym poziomie tak wyłonionych struktur mają już bezpośredni wpływ na preferencje wyborcze na poziomie zwykłych ludzi. Jasne, że chodzi o pracowników, a zatem i ich rodziny. Frustracja tej grupy - w większości ofiar zgruzowania przemysłu wielkich miast też nie jest tu bez znaczenia. Uaktywnienie ich - są naturalnym elektoratem Zjednoczonej Prawicy - i sukces w znaczącym wytłuczeniu ludzi z V kolumny - byłby ożywczym impulsem dla tej społeczności, która pojmie, że 'jednak da się coś zrobić'. Warto poza wszystkim, ale także mając na uwadze przyszłe wybory samorządowe. 

Jak to merytorycznie rozpracować - nie wiem. Wiem natomiast, że jeżeli w ciągu tygodnia namierzy się i wprzęgnie w fachową analizę roztrząsanego tu problematu, odpowiednich speców (dwa niezależne, odseparowane od siebie zespoły, powiedzmy 2- osobowe), to po 10-ciu dniach powinny powstać dwa raporty. Później, w okresie kolejnych 10-ciu dni, kompilacja obu raportów. Po niej włączenie w międzyczasie namierzonych, kolejnych kilku ludzi, w liczbie zarysowanych w skompilowanym raporcie grup docelowych (kobiety, młodzi itd), tych od socjo-manipulatyki, którzy w okresie kolejnych 10-ciu dni przygotują teksty wystąpień przedwyborczych i sugestie co do formy i trybu ich sproduktywizowania. Policzmy: 7 dni (ów inicjalny tydzień) + 10 dni (raporty) + 10 dni (kompilacja raportów) + 10 dni na zróżnicowane teksty dedykowanych wystąpień, wraz z sugestiami ich sproduktywizowania) + 7 dni na przygotowanie 'ekspozycji' (kto  i jak ma uaktywnić przydzieloną mu grupę wyborców dedykowanym dla niej przekazem ), w sumie = 42 dni. Mamy 15 dzień sierpnia. Gdyby decyzja na 'tak' zapadła jutro, to zakończenie tego 'projektu' wypadłoby na dzień 27-go września. Dajmy sobie 5 dni na nieprzewidziane, a to oznacza, że dobrze dobrani heroldowie( chyba Prezes i Premier, ewentualnie jeszcze przemiła pani Borys-Szopa - z roli tej się nie wykpią) z dniem 3-go października, na 10 dni przed głosowaniem, mogliby dokonać przekazu, inicjującego wybudzenie śpiących dotąd segmentów elektoratu. W gruncie rzeczy, chodzi o dedykowane podprogramy wyborcze. Zauważmy, że jakie by nie były, na pewno nie staną w sprzeczności z całym programem, którym operuje dotychczas ZP. Byłyby jego uzupełnieniem. Byłoby 'akurat' i merytorycznie i logistycznie.

Dotychczasowy elektorat Zjednoczonej Prawicy już wie, natomiast dotychczas nie głosujący muszą się też dowiedzieć, że te wybory to najważniejsze, jak dotąd, dramatyczne starcie z V kolumną (faktycznie z jej mocodawcami z Niemiec, proniemieckiego lewactwa z UE oraz ze światowego lewactwa uosabianego przez G. Sorosa) - o przetrwanie naszej wspólnoty narodowej takiej, jaką jest i jaką w większości chcemy by była. Także o przetrwanie naszego państwa, Polski. Ci ludzie muszą zrozumieć, że zwykła wygrana nie wystarczy. Potrzebna jest większość konstytucyjna.

twardek
O mnie twardek

inżynier 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka