tygrysek12 tygrysek12
799
BLOG

Mosbacher, Kaczyński, Daniels? Kto zamówił zadymę w Warszawie w listopadzie 2020 roku?

tygrysek12 tygrysek12 Polityka Obserwuj notkę 7

Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem tego, do czego doszło w ostatnią środę na Marszu o Niepodległość. Wszyscy mamy też świadomość, że nie jest to dziełem przypadku, a raczej starannie zaplanowaną operacją. To co się stało na rondzie de Gaulla i moście Poniatowskiego bardzo źle świadczy o prezesie Kaczyńskim, obozie Zjednoczonej Prawicy, ale przede wszystkim pokazuje nikczemną kondycję naszego państwa. Jeśli przedstawione poniżej wywody choćby częściowo znajdują potwierdzenie w rzeczywistości, to w niedalekiej przyszłości czekają nas poważne turbulencje polityczne.

Po ostatnich barbarzyńskich burdach lewaków spod znaku „wściekłej macicy” na miarę bohatera narodowego wyrósł R. Bąkiewicz. Nie tylko nie dopuścił do profanacji kościołów broniąc ich z nielicznymi ochotnikami przed bandą zdziczałej gawiedzi (!), ale również nie dał się jej sprowokować. Mało tego, stojąc na schodach kościoła św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży, czy przed drzwiami kościoła św. Krzyża publicznie się modlił nie zważając na obelgi i bluzgi rozwścieczonych lewaków.

Tym niezmiernie naraził się naszemu lewicowemu towarzystwu dowodzonemu przez prezydenta Warszawy i niedoszłego prezydenta Polski, R. Trzaskowskiego. Naraził się, bo to dzięki niemu nie doszło do profanacji świątyń i mimo prób ostatecznie nie zostało złamane konfesyjne tabu. To prezes Marszu Niepodległości w 2020 r. bronił nad Wisłą chrześcijaństwa i resztek polskości. Nie dopuścił do skrajnie lewackiej i neobolszewickiej rekonkwisty. To zwycięstwo i odporność na prowokację wywołały głuchy skowyt w głównych gabinetach warszawskiego ratusza i towarzyszącym mu lewackim polskim światku. Głuchy, bo dalsze eskalowanie rewolucyjnych haseł: wy... i jeb... na tle różańca brzmiałby jak skowyt zza bram piekła. Zamiast lauru zwycięstwa spod lewicowej maski wyłoniła morda lewackiego faszyzmu.

Nic więc dziwnego, że warszawski czerwony wódz czekał godziny zemsty, jak niewolnik odpustu. Okazją do walki z patriotyzmem i chrześcijaństwem od 1945 r. jest 3 maja i 11 listopada. W warszawskim magistracie od 2010 r. walka z tymi dwiema wartościami ma charakter raczej programowy i nie po stołeczny ratusz inwestował grubą kasę na szkolenie czerwonych bojówkarzy, aby nie miał tego wykorzystać. W roku 2020 prezydent z nadania HGW zastawił na MN pułapkę; zablokował wydanie zgody na marsz i spuścił z uwięzi przeszkolonych zadymiarzy. Mimo tak wielkich zasług w walce z patriotyzmem i chrześcijaństwem, to nie on jednak jest największym listopadowym polskim Herodem.

Bolszewicką październikową nawałę wywołał Jarosław K. Aby ratować nie tylko swoje sondaże, które po zwijaniu przez PiS polskiej gospodarki, czy dobijaniu polskiego rolnictwa tzw. piątką dla zwierząt poleciały na łeb na szyję, ale głównie po to, aby ze swojego elektoratu uczynić wyborców zombie polityczne i na trwałe przyspawać go do swej partii i do siebie osobiście.

TK wydając wyrok w sprawie aborcji wystawiło na łup lewackiej tłuszczy nasze ulice i świątynie, a eskalując napięcie poprzez zaniechanie bezzwłocznej interwencji policji Jarosław Kaczyński chciał się stać nad Wisłą niezłomnym i jedynym obrońcą polskości i chrześcijaństwa niczym Józef Stalin demokracji w ZSRR. To jednak mu się nie udało. Całe show skradł mu Robert Bąkiewicz i grupka narodowców, którzy okazali się we właściwym miejscu i czasie. W kilkudziesięciu odparli parotysięczną nawałę miejscowych Hunów. R. Bąkiewicz wyrósł na męża stanu.

Jarosław Kaczyński również zgrzytał zębami i marzył o zemście na Bąkiewiczu bardziej niż Trzaskowski. Bardziej, bo pojawienie się na prawej stronie sceny politycznej postaci może i nie doświadczonej politycznie, ale na wskroś prawdziwej, stało się wyrokiem nie tylko dla kulejącego na obie nogi PiS, ale i dla niego samego. Mogło niechybnie wywołać festiwal polskości niczym w roku osiemdziesiątym i zgarnąć va banque całą prawą populację Polaków. Wdeptanie młodego narodowca i w ziemię stało się dla niego koniecznością. W stołecznym ratuszu i na Żoliborzu pozawerbalną propozycję ustawki podjęto ochoczo. Jej efekty mogliśmy „podziwiać” w zeszłą środę, a w sieci będą dostępne przez następne lata, jako obrazy hańby, a może i serwilizmu rządów PiS.

„Sława Ukrainie!”

U naszych sąsiadów nad Dnieprem straszenie "czarnym ludem" rozpoczął L. Kuczma, który przywrócił do życia i wykreował ukraińskich nacjonalistów. Na ich tle przestał być kremlowskim kacykiem i stał się obrońcą demokracji i przywódcą Ukraińców nie tylko we wschodniej części kraju. Dzięki temu interes parcelacji dóbr Ukrainy ruszył z kopyta. Po nim pałeczkę straszenia Ukraińców faszystowskim nacjonalizmem przejął Janukowycz. On, który dwukrotnie wdychał zapach więziennej celi, na ich tle również wyglądał jak demokrata, a wystraszeni Ukraińcy zagłosowali na niego, jak na męża opatrzności. Czym skończyły się jego zabawy z czarnym ludem, chyba nie trzeba przypominać?

Jarosław straszy nas czerwono - brunatnym ludem, a ostatnio chciał przyrównać do niego polskich patriotów, ale te zabawy nie chybił zaprowadzą go w to samo miejsce, w które zaprowadziły Janukowycza. Trudno przypuszczać, że nasz „lewacki lud” będzie chciał dopaść prezesa z Żoliborza, jak Ukraińcy swojego prezydenta, ale pewności też mieć nie można. Pewne jest jednak, że Jarosław Kaczyński przegrał. Nie sądzę, aby ktoś jeszcze nabrał się na jego patriotyzm. Dziś stanął lub został postawiony tam, gdzie stało ZOMO. Maski opadły i zabawa w chowanego właśnie się skończyła. Została przekroczona masa krytyczna. Odtąd wszystkie jego niejednoznaczne działania będą bić go po głowie z podwójną siłą. Tą z lewej strony i tą z prawej.

Czy tak właśnie jest, czy też z perspektywy Żoliborza i pl. Bankowego wygląda to trochę inaczej? Trudno powiedzieć. Niestety wersja przedstawiona powyżej jest optymistycznym schematem wydarzeń. Ta mniej kolorowa sekwencja świadczy o tym, że nie jesteśmy nawet państwem z kartonu. Tu wniosek nasuwa się tylko jeden, bezpośrednio lub pośrednio Jarosław Kaczyński przyjął zlecenie skompromitowania Bąkiewicza, narodowców i polskiego patriotyzmu. Od kogo? Posłańców tej wiadomości mamy do wyboru przynajmniej troje: Mosbacher, Daniels, Freytag von Loringhofen...

Czy wicepremier wykonał zadanie? Nie, niekoniecznie. Jarosław, tak jak w 2007 roku, tak i w tej sprawie abdykował. Nadzór nad Marszem Niepodległości przekazał ratuszowi, który akcję przeprowadził wg starych standardów. Co do tego chyba nikt z nas nie powinien mieć wątpliwości? Na MN AD 2020 wszystko odbywało się, jak w latach 2010-2015. Byli lewaccy bojówkarze, agresywna i uzbrojona w tarcz, pałki i broń gładko lufową policja. Byli policyjni bandyci po cywilu, którzy pałkami teleskopowymi atakowali uczestników marszu. Jedyne z czego się wywiązał prezes Kaczyński to z wzięcia odpowiedzialności, bo przecież jest wicepremierem i odpowiada za bezpieczeństwo.

A czy w takim razie Rafał T. wykonał zadanie? Formalnie tak, ale efekty są chyba nie zupełnie takie, jakich oczekiwano? Bąkiewicz został osłabiony, ale może wyjść z tego tylko mocniejszy. Gęba faszysty nie do końca przylgnęła do narodowców i patriotów z mostu Poniatowskiego, a jej nosicielami bardziej okazali się policjanci, choć media głównego nurtu starają się jak mogą. Duże znaczenie ma tu odtwarzanie kalki z marszów za czasów D. Tuska i rola mediów drugiego obiegu (wRealu24 1,1 mln wejść). Całym zajściem udało się jednak na chwilę zatrzeć pamięć o neobolszewickiej październikowej mordzie naszego lewactwa. I tu wygrał Trzaskowski.

Epilog

W styczniu w 2014 r. Janukowyczowi dano rok na odejście. Tej propozycji nie przyjął. W 2020 r. na taką propozycję zgodził się A. Łukaszenka i właśnie ją realizuje. J. Kaczyńskiemu nikt takiej oferty nie złożył, ona dziś sama przyszła do niego. Kwestią otwartą pozostaje jej przyjęcie.


tygrysek12
O mnie tygrysek12

https://adresowo.pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka