W poprzednim wpisie był przypadek z Rzeszowa.
Lećmy dalej z tym koksem.
Również z dyskusją o Kosmitach, ale tym razem na całkiem innym forum niż wymieniony w przypadku z Rzeszowa, związany jest kolejny przypadek ufologiczny, który teraz przedstawię.
Tym przypadkiem jest porwanie pilota Valenticha przez Kosmitów, wraz z jego małym samolotem Cessna.
Przemilczę nazwę tego, wspomnianego przed chwilą, całkiem innego forum. Chciałem wykazać wtedy jego użytkownikom, że Kosmici nas obserwują. Czyli trochę ich oswoić w temacie, żeby nie mieli potem stresa. Ależ się wtedy rzucili na mnie sceptycy. Jakie absurdalne wyjaśnienia tego przypadku podawali. Czego oni tam nie wymyślali, czego nie wyszukiwali w internecie. Byłem jeden przeciwko wszystkim, zresztą jak zwykle. Ale, jak to podobno powiedział Avi Loeb: "Jeśli chcesz mieć rację, musisz być czasami sam". No więc byłem sam. Widocznie ten przypadek bardzo zabolał skrajnych sceptyków, dlatego tak agresywnie atakowali. Do dyskusji włączyli się administratorzy forum, oczywiście jako sceptycy. A następnie, pod wpływem skrajnych sceptyków, również z grona administratorów, wątek został bardzo brutalnie zamknięty. Krótko mówiąc, bardzo brutalnie zamknięto wszelką dyskusję o Kosmitach.
Taki jest efekt strachu przed prawdą, strachu przed wymianą myśli.
Jeszcze powiem, że przy okazji dyskusji na tym całkiem innym forum, prowadziłem też przekonywanie skrajnych sceptyków z mojego kręgu. Że Valenticha Kosmici porwali. Oczywiście z zerowym skutkiem przekonywałem. Choć w tamtym czasie, jeden z tych skrajnych sceptyków, w czasie rozmowy na ten temat w cztery oczy, przyznał mi absolutnie rację, że najpopularniejsza wtedy hipoteza sceptyków jest bez sensu. Ale jak mu to ostatnio przypomniałem, to okazało się, że mu się to już wymazało z pamięci.
Skąd my to znamy !
Jeszcze jedna myśl, tym razem na bazie ostatnich miesięcy, przychodzi mi do głowy, gdy myślę o tym przypadku. Mianowicie bardzo znany propagator tematu UFO, ale i fejkowych oraz szkodliwych ideologii, które przy okazji propaguje, przyznał się w rozmowie na pewnym kanale, po pytaniu od jakiegoś słuchacza, że on nie zna przypadku Valenticha.
No, powiem krótko, to wielki wstyd dla tej osoby, dla tego rzekomego znawcy tematu UFO. Po prostu, załamka. Jak można nie znać jednego z najważniejszych dowodów na Kosmitów z lotnictwa. To jest po prostu nie do pojęcia. Tak jakby on żył w jakiejś swojej bańce informacyjnej. Albo to przez tę jego fejkową ideologię, ona chyba mu wszystko przesłania.
Ale o nim też pewnie kiedyś zrobię wpis, bo mam powody.
Natomiast teraz przejdźmy do tej historii.
Ten arcyciekawy przypadek Valenticha umieściłem w najważniejszych dowodach na Kosmitów, z lotnictwa, na playliście dziesiątej. Przy okazji powiem, że ta playlista omówiona została w moim wpisie: “Dowody na obecność Kosmitów na Ziemi, pochodzące z lotnictwa “.
Historia porwania Valenticha mniej więcej wyglądała w skrócie tak. Wydarzyło się to w październiku 1978 roku. Młody pilot, Frederick Valentich, wybrał się wynajętym samolotem, z lotniska pod australijskim Melbourne, na pobliską wyspę King, w pobliżu Tasmanii. Miał lecieć nad Cieśniną Bassa. Widoczność była dobra, a wiatr umiarkowany.
Początkowo, przez prawie godzinę, lot przebiegał bardzo spokojnie.
Ale po 48 minutach od startu, pilot zawiadomił kontrolę lotu, że widzi nieznany samolot o nieznanym oświetleniu, który przed momentem przeleciał nad nim z dużą prędkością. Zażądał informacji o tym obiekcie, pytał czy są w okolicy jakieś samoloty wojskowe, ale kontroler na radarze widział tylko samolot Valenticha. Po chwili ponownie nawiązał kontakt z wieżą, mówiąc, że teraz samolot nadlatuje od wschodu. I że jego zdaniem obcy obiekt zabawia się jego kosztem.
Jak widać, sytuacja zaczynała być dramatyczna.
Pojazd przeleciał nad nim w sumie kilka razy, ale był trudno obserwowalny z racji dużej prędkości.
Z dalszej rozmowy z pilotem wynikało, że obcy obiekt ma podłużny kształt, i że jest srebrzysty. Do tego cały obiekt miał zieloną poświatę.
Statek Kosmitów krążył nad Valentichem, potem znikał i ponownie się pojawiał z niespodziewanego kierunku.
Czyli tu ewidentnie widzimy, że takich możliwości technicznych żaden ziemski pojazd nie posiada.
Po 6 minutach od pierwszego zgłoszenia Valentich doniósł o ponownym pojawieniu się obiektu i kłopotach z silnikiem. Następnie dodał: „Ten dziwny samolot zawisł teraz nade mną...... to wisi nieruchomo i to nie jest samolot.”. To były jego ostatnie słowa.
Po nich nastąpiło 17 sekund niezidentyfikowanych dźwięków, przypominających tarcie metalu o metal. A następnie łączność została przerwana.
Byłem w szoku, jak usłyszałem po raz pierwszy o tym przypadku. Wszystko się zgadzało w tej historii, każdy element. Do tego zachowały się zapisy dźwiękowe z wieży kontroli lotów, zawierające zapis rozmowy. I ten końcowy dźwięk, niechybnie odgłos jak samolot ocierał się już o kadłub lub otwór pojazdu Kosmitów.
Rozpoczęta od razu akcja poszukiwawcza, nie przyniosła żadnego efektu. Nigdy nie odnaleziono ani Valenticha, ani jego ciała, ani jego samolotu.
Cały czas nachodzi mnie takie pytanie: czy Valentich wtedy zginął, czy może żyje gdzieś w naszej galaktyce, lub poza nią. Miałby teraz prawie 67 lat.
Ale tego się pewnie nigdy nie dowiemy, czy przeżył to porwanie.
To na razie tyle, bo temu przypadkowi poświęcenie nawet pięciu wpisów to byłoby mało.
Będzie jeszcze jeden przypadek z tej sekwencji, podobnie wybrany jak ten i poprzedni. Z moich studiów ufologii w roku 2023.
A więc to będzie kolejna świeża bułeczka.
CDN…
Moje nagrania, baza wiedzy o Kosmitach i dowody na ich obecność, oraz muzyka: https://www.youtube.com/@piotrh.3567
Inne tematy w dziale Rozmaitości