fot. Ludwig Schneider,  Wikimedia [CC BY-SA 3.0]
fot. Ludwig Schneider, Wikimedia [CC BY-SA 3.0]
ulanbator ulanbator
967
BLOG

Moja krótka opowieść o Krakowie

ulanbator ulanbator Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 76

Kraków jest dla mnie szczególnym miejscem i był nim już na długo zanim go dobrze poznałem. Serce mam polskie, więc trudno sobie wyobrazić aby mogło być inaczej. Uwielbiam spacerować po Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu czy Warszawie, ale Krakowa żadne z tych miast w moich oczach nie przebije. Tylko w Krakowie jestem w stanie odnaleźć jedyną w swoim rodzaju magię i odczuwać wyjątkowego rodzaju dumę. Podobną dumę odczuwam również będąc w Warszawie, ale magii już nie za wiele. W Krakowie mam zawsze pełen pakiet dobrych wrażeń zagwarantowany , więc odwiedzam to miasto często, a gdy tego przez dłuższy czas tego nie robię, to czegoś zaczyna mi brakować.


W związku z tym, nieprzypadkowo Kraków był pierwszy na mojej liście miejsc do odwiedzenia po długiej przerwie w życiorysie, w czasie której nie byłem w stanie podróżować nigdzie. Zawitałem tam po raz pierwszy w roku 2001, i ten pierwszy raz wspominam najlepiej. Upajałem się wówczas atmosferą starówki, rozpierała mnie duma i byłem głęboko poruszony spacerując pomiędzy sarkofagami polskich królów w Katedrze Wawelskiej. Równie pięknie było również w Bazylice Mariackiej i na dziedzińcach Collegium Maius i Zamku Wawelskiego. Odwiedziłem też Kazimierz i cieszyłem się przy okazji słysząc wokół siebie języki z całego świata, czasami brzmiące bardzo egzotycznie. Było wówczas dużo dobrego jedzenia w ciekawych i nieoczekiwanych miejscach i poczucie niekończącej się fiesty, gdy ciepłą letnią nocą spacerowałem wśród tłumu po rynku i przyległych do niego wąskich uliczkach. Było super. Moje wcześniejsze wyobrażenia odnośnie Krakowa zdecydowanie na plus przebiła rzeczywistość. Rzadko tak się dzieje, na ogół jest odwrotnie.


Gdy w roku 2008 odwiedziłem szkocki Edynburg, to siłą rzeczy porównywałem go do Krakowa. I według mnie to miasto doopy nie urywa, jak to się zwykło mówić, choć słynie przecież z tego, że jest jednym z najbardziej romantycznych miast w Europie. Owszem, jest malownicze. Są tam wzgórza w obrębie miasta i zamek na skale. Ale tamtejsza starówka prezentuje się niezbyt okazale w porównaniu do tej krakowskiej, podobnie tamtejszy zamek. Choć warto dodać uczciwie i dla równowagi, że dajmy na to w takich Włoszech, są dziesiątki miast o podobnym uroku co Kraków, chociażby Vicenza, którą udało mi się odwiedzić dość przypadkowo w 2011 roku. O tej perle architektury renesansowej słyszałem niewiele zanim tam nie trafiłem. Ale nie ma sensu, w związku z tym, za bardzo się rozwodzić. Kraków to dla mnie Kraków, i tylko tu jest Wawelska Katedra z sarkofagami polskich królów i zasłużonych Polaków, więc zawsze będzie on dla mnie wyjątkowy, i jedyny w swoim rodzaju.


Kraków jeszcze do niedawna dzierżył miano jedynej polskiej marki szeroko rozpoznawalnej w świecie. Niedawno, i dobrze, że tak się stało, dołączyła do niego jeszcze polska firma CD Red Project, tworząca gry komputerowe, ta od Wiedźmina. Gdy jeszcze parę lat temu byłem na emigracji i jacyś Szkoci dowiedzieli się, że jestem Polakiem i chcieli mi związku z tym zrobić dobrze, to najczęściej słyszałem od nich wówczas: Kraków, Gdańsk i Wałęsa, z wyraźnym akcentem na Kraków. Spotkałem też sporo Szkotów szczerze rozkochanych w Krakowie, którzy bywali tam regularnie i wypowiadali się o nim w samych superlatywach, jak zresztą tysiące Brytyjczyków latających tam w weekendy.


Po powrocie z emigracji, zacząłem bywać w Krakowie często, zawodowo, kilka razy w miesiącu. Starówka z rynkiem głównym mi wówczas spowszedniała. To naturalna reakcja ludzka w takich okolicznościach. Nie sądzę aby krakowianie mieszkający w pobliżu rynku głównego na co dzień doznawali uniesień w związku z tym gdzie mieszkają. Pamiętam kiedyś rozmowę z góralem z Zakopanego u którego wynajmowaliśmy kwaterę z pięknym widokiem na góry. Nie mogliśmy uwierzyć, gdy powiedział, że nigdy po górach nie łaził, a był wówczas grubo po trzydziestce. Tak czy siak, moja miłość do Krakowa nie wygasła, czego się obawiałem, i po kilku latach nieobecności tam, znowu za tym miastem zatęskniłem.


Ostatnim razem, w celach typowo rekreacyjnych, byłem tam w roku 2017. Zabrałem ze sobą schorowanego tatę i serdecznego kolegę. Obaj w Krakowie jeszcze nie byli. Było to w listopadzie, w weekend. Kwaterę wynająłem na ulicy św. Anny. Specjalnie wybrałem listopad, bo byłem pewien, że będzie tam wówczas pusto. Myliłem się. Pomimo nie najlepszej pogody było tam tysiące ludzi z całego świata. Czasami trudno było się w jakimś miejscu przecisnąć. Uzmysłowiło mi to jak bardzo Kraków stał się popularny, że przyciąga on obecnie ludzi z całego świata niezależnie od pór roku, choć, zapewne, proporcje, w związku z tym, pomiędzy latem a zimą są nieco inne.


Napisałem parę słów o moich doświadczeniach odnośnie samego miasta, natomiast niewielu znam krakowian. Miałem z nimi w przeszłości odrobinę doświadczeń w interesach, ale to nic szczególnego. Poznałem też jednego krakusa na emigracji i to wtedy dowiedziałem się, że na zewnątrz, z domu, według krakusów, nie wychodzi się na dwór, a na pole. Wytłumaczyła mi dlaczego oni tak mówią pewna krakowska dama, z którą pewnego razu piłem herbatę na starówce. Mianowicie, powiedziała ona, że krakowianie wychodząc z dworu widzą pole, a warszawiacy z pola widzą dwór, i stąd wynika ta różnica. Urocze, nieprawdaż?

ulanbator
O mnie ulanbator

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości