pavel_subbotin-Live.Jurnal
pavel_subbotin-Live.Jurnal
ulanbator ulanbator
2733
BLOG

Letnie kolonie w ZSRR w połowie lat 80-tych

ulanbator ulanbator Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Letnie kolonie dla dzieci w ZSRR w połowie lat osiemdziesiątych nie były dla mnie szczytem marzeń, pomimo zapewnień rodziców jaka to wyjątkowa okazja mi się trafiła. Choć rzeczywiście, patrząc na to z perspektywy czasu, na taką egzotyczną wyprawę nie każdy był w stanie się wówczas załapać. Wakacje dla dzieci w Rosji, organizowane bodajże przez PZPR w Łodzi, były raczej tylko dla tych wybranych, ale dzięki praktykowanej wtedy wymianie pomiędzy zakładowej, zawsze pozostawała jakaś wolna pula, w której dzięki operatywnej matce i ja się znalazłem. Tak więc, chcąc nie chcąc, kilka tygodni wakacji, bodajże roku 1985, spędziłem w tym najbardziej braterskim pośród innych braterskich krajów rodziny socjalistycznej.


W dzieciństwie, poczucie upływania czasu, a w związku z tym, również poczucie przemierzanej odległości, jest zupełnie inne niż to w dorosłym życiu. Lata się wówczas ciągnęły w nieskończoność, podróże również, zwłaszcza takie dalekie, jak ta do Rosji, w okolice miasta Iwanowa, położonego jeszcze kilkaset kilometrów za Moskwą, na wschodzie, gdzie znajdował się nasz docelowy obóz.


Do Moskwy podróżowaliśmy wtedy koleją, a następnie autokarami. Wagony mieliśmy sypialne. Te polskie były lepsze, wydawały się one wtedy nawet luksusowe, posiadały małą umywalkę z bieżącą wodą w przedziale i trzy składane łóżka obite przyjemnym dla oka zielonym materiałem. Było też lustro. Niestety, podróżowaliśmy w nich tylko do granicy Polski z ZSRR, a następnie, już do Moskwy, topornym radzieckim składem, rodzącym skojarzenia swoim wykonaniem wnętrz z ówczesnymi tramwajami podmiejskimi na linii Łódź- Ozorków.


Niewiele pamiętam szczegółów z tej podróży do Moskwy, tylko tyle, że niewiele tam się działo za oknem, rosyjskie bezdroża ciągnęły się w nieskończoność, krajobraz niewiele się zmieniał przez setki kilometrów, każdy chciał aby ta podróż jak najszybciej się skończyła.


Utkwił mi też w pamięci jeden chłopiec. Mongoł go nazywaliśmy. Tą ksywką został on obdarowany już na początku wyprawy i pomimo usilnych prób nie było możliwości aby się z niej wyzwolił. Chłopak miał ewidentnie azjatyckie pochodzenie, choć wychowywał się i uczył w Polsce. Mówił po polsku tak jak my wszyscy, bez żadnych obcych naleciałości. Bardzo go to złościło, gdy tak go nazywaliśmy, ale nic to nie dało, Mongołem już pozostał do końca kolonii. Poza przyklejoną już na samym wstępie etykietą Mongoła, nie przypominam sobie aby działa mu się jakaś krzywda ze strony innych dzieci.


Do Moskwy dotarliśmy wreszcie po kilkudziesięciu godzinach. I pamiętam stamtąd tylko gigantyczny dworzec kolejowy i Plac Czerwony przez który przejeżdżaliśmy. Nie zatrzymywaliśmy się nigdzie po drodze, więc mumii wodza rewolucji wówczas nie zobaczyłem, ale wyszło mi to zapewne na zdrowie, bo w przeciwnym razie mogło by to się skończyć koszmarami sennymi w przyszłości.


Konwój autokarów z polskimi dziećmi liczył kilkanaście autokarów, a na jego szpicy znajdowała się radziecka milicja z migającym granatowym światłem. Za oknem, w czasie tej jazdy widziałem zupełnie inny świat niż ten w Polsce. Wszystko wydawało się tam wielkie. Drogi jak lotniska, a na nich głównie ciężarówki ził, rzadko można było dostrzec jakiś samochód osobowy. Po przejechaniu kilkuset kilometrów konwój autokarów zaczął powoli topnieć. Byliśmy rozrzucani grupowo po obozach w pobliżu miasta Iwanowo.


Niewiele pamiętam jak wyglądał ten obóz do którego dotarliśmy. Natomiast dobrze utkwił mi w pamięci sam przyjazd i powitanie. Był wówczas apel i odegranie polskiego hymnu przez obozową orkiestrę. Pamiętam też małą rzeczkę, która tam płynęła, nieopodal znajdowała się też wieś. Ta wieś była bardzo zapuszczona. Pamiętam też, że były tam ruiny cerkwi zarośnięte trawą. Ogólnie nie sprawiało to wszystko dobrego wrażenia. Przestrzeń była zapuszczona. Polska lepiej się prezentowała, choć przecież nie zaliczała się ona wówczas do krajów jakoś szczególnie czystych i zadbanych.


Jeszcze w Polsce organizatorzy tych kolonii apelowali do rodziców, aby ich dzieci nie zabierały do Rosji gum do żucia, kolorowych ubrań z zachodnimi nadrukami, itp. Bo w Rosji tego nie ma, i rosyjskie dzieci mogły by w związku z tym czuć się gorsze.
Apel ów nie zadziałał, i handel pomiędzy rosyjskimi i polskimi dziećmi kwitł w najlepsze. Wśród niektórych dzieci, starszych od siebie, widziałem prawdziwą kontrabandę, wypakowywali oni z walizek całe wagony gum Donaldów, widziałem też nowe buty sofiksy, takie na przylepce, które w Polsce były trudno dostępne i uchodziły za bardzo modne. Zapewne mieli oni znacznie więcej różnych rzeczy, których nie pamiętam, a którymi handlowali. Rosjanie podchodzili do nas często i pytali o żuwaczki. Ten towar był tam niezwykle chodliwy, i ci co go ze sobą zabrali, sporo na tym zarobili.
W związku z żuwaczkami, już na samym wstępie wybuchła obozowa afera, bo jakiś malczik, zapłacił za nie polskiemu chłopakowi, co prawda rublami, tyle tylko, że tymi z czasów carskich. Był alarm nocny w związku z tym i trwały poszukiwania małego oszusta. Pamiętam, że go w końcu znaleźli, i zwrócił te gumy.


Pamiętam też, że ciągle chodziliśmy tam głodni. Nie dość, że jedzenie było nie dobre, to było go zwyczajnie mało. Jedzenie więc kupowaliśmy poza obozem, żeby nie chodzić głodnymi. Na stołówce jedzenie podawali na metalowych talerzach i w metalowych miskach, przypominało to wszystko wojskowe koszary.


Pozytywnie wspominam z tych kolonii kwas chlebowy sprzedawany na ulicach rosyjskich miast. Stały tam takie małe cysterny, które obsługiwała zazwyczaj jakaś kobieta i lała ten napój do kufli, do takich jak u nas, w których rozlewali piwo w barach. Kosztowało to jakieś grosze i było bardzo dobre. Samą ideę sprzedaży kwasu chlebowego w Rosji, można porównać do sprzedaży wody z sokiem z saturatorów na ulicach polskich miast w latach osiemdziesiątych. Dobrze też wspominam z Rosji lody i fajne zabawki.


Szmat czasu minął od tamtej pory, jakieś 35 lat z hakiem. Przechowuje w pamięci tylko jakieś niekompletne fragmenty tamtych wydarzeń, chociażby za nic w świecie nie jestem w stanie przypomnieć sobie powrotu z tych kolonii. Ale nie było też tam jakiś niezwykłych podniet, które głęboko zapadały by w pamięć. Nie było tam chociażby urokliwych miast czy innych ciekawych miejsc. Tak czy siak Rosję w dzieciństwie zobaczyłem, i w sumie pozytywnie ten czas wspominam.


ulanbator
O mnie ulanbator

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości