TVP info
TVP info
ulanbator ulanbator
1070
BLOG

Kolejowe wspomnienia

ulanbator ulanbator Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 71

Klimatyczne podróże koleją, to już chyba zamierzchła przeszłość. Przypuszczam, że pociągi nie stukoczą już miarowo na torach jak dawniej, nie ma też warsów z zimnymi nóżkami w zestawie obowiązkowym na liniach dalekobieżnych, a w sezonie wakacyjnym dworcowych bitew setek wczasowiczów o miejsca siedzące. Dworce to teraz galerie handlowe, a żarcie na nich ogranicza się do hamburgerów i kebabów. Dworcowe klimatyczne bary z gorącymi flakami i z bułkami z żółtym serem przyozdobionymi listkiem zielonej pietruszki za ladą, to przeszłość na tyle daleka, że można ją oglądać jedynie na filmach sprzed kilkudziesięciu lat, bądź na współczesnych filmach kostiumowych.

Przechowuję w pamięci jedną taką peronową zadymę z dzieciństwa, z dalekiego dzieciństwa, gdzieś z końca lat 70-tych. Tak na marginesie, to parowozy jeszcze wtedy ciągnęły wagony na regularnych liniach, choć powoli odchodziły już na boczny tor. Pamiętam setki rozgorączkowanych ludzi na peronie czekających aż podstawią wakacyjny pociąg. Akcja tej scenki odbywała się na starym Dworcu Kaliskim w Łodzi, wieczorem. Starym, ponieważ, później go rozebrano, i bodajże w latach 90-tych wybudowano nowy, taki wypasiony, który niedługo po tym zaczął się kruszyć, rozsypywać po prostu, podobnie zresztą jak wcześniej kompleks otwartych basenów Fala, leżących tuż obok. Ale o łódzkich geniuszach budowlanych może innym razem. Wśród tego tłumu rozgorączkowanych ludzi oczekujących na pociąg, rozniosła się fama, że ten pociąg, bodajże do Kołobrzegu, stoi na bocznicy. Rozpoczął się następnie regularny szturm na te wagony gdzieś tam w ciemności. Jednak szturmu nie dokonali wszyscy i gdy pociąg wreszcie podstawili na peron, to nadal trwała walka aby dostać się do środka. Część próbowała nawet wślizgnąć się jakoś przez okna, choć było już wiadomo, że to już tylko walka o ochłapy z pańskiego stołu, a nie o główne danie w postaci miejsca siedzącego. Kawałek podłogi gdzieś na korytarzu to był luksus. Szalone się to wydaje, ale tak było. Zapewne wcisnęliśmy się z matką do tego pociągu jako jedni z ostatnich. I ktoś się zlitował nad samotną matką z kilkuletnim dzieckiem. Tą nocną podróż nad morze odbyłem wtedy u matki na kolanach. Mało romantyczne doświadczenie, ale za to głęboko zapadało mi w pamięć.

Klimatyczny był za to dla mnie zawsze wspomniany już wcześniej miarowy stukot polskich pociągów sunących po torach. Obecnie pociągi już chyba nie stukoczą. Parę lat temu, gdy podróżowałem koleją z Łodzi do Warszawy, to zwróciłem uwagę, że nie stukocze. Gdy podróżowałem po Szkocji pociągi też nie stukotały, podobnie we Włoszech. Nawet w nieodległych Czechach nic nie stukotało pod podłogą, gdy w latach 90-tych przekroczyliśmy ze znajomymi granicę kolejową jadąc do Pragi. I wśród Polaków z którymi wówczas podróżowałem wywiązała się rozmowa na temat tego polskiego stukotania. Ktoś stwierdził, że pociąg nie stukocze, bo Czesi mają lepsze torowiska. I wszystko się wówczas wyjaśniło. Tak czy siak, miarowe stukotanie pociągu zapewne już do końca życia będzie mi się kojarzyć z podróżowaniem koleją. I gdy tego stukotania już zupełnie zabraknie, tak jak parowozów odstawionych już dawno temu na boczny tor, a pojawi się we mnie potrzeba zaczerpnięcia odrobiny słodkiej kolejowej nostalgii, to zawsze pozostaje opcja powtórzenia sobie po raz kolejny filmu Pociąg, Jerzego Kawalerowicza, z 1959 roku. Miarowe stukotanie wybrzmiewa tam właściwie przez cały film.

Jak już wspomniałem wcześniej pociągi w Szkocji nie stukoczą, a więc podróżowanie nimi nie wywoływało we mnie słodkiej nostalgii za przeszłością. Podróżowało się za to nimi szybko i komfortowo. Przemierzyłem koleją tą pokrytą wzgórzami i prawie bezdrzewną krainę nie raz, głównie z Glasgow do Edynburga i odwrotnie. Oprócz funkcjonalności i szybkości urzekła mnie jeszcze szkocka obsługa kolei. Mowa o różnicach sprzed lat kilkunastu, obecnie te różnice pomiędzy szkocką koleją, a polską, zapewne nie są tak duże jak kiedyś. Pewnego razu, na jednym z dworców kolejowych w Glasgow, są tam dwa duże, zapytałem o pociąg do mojego miasteczka jakiegoś kolejarza, który stał na peronie. Powiedział, że nie wie, więc odszedłem. Po paru minutach, gdy szwendałem się po peronach szukając swojego pociągu, zobaczyłem, że biegnie ten kolejarz w moją stronę zdyszany. Zaczerpnął gdzieś informacji której potrzebowałem i przybiegł mnie o tym poinformować. Ujęło mnie to wtedy dogłębnie. Nie przypominam sobie abym miał podobne doświadczenia z obsługą kolei w Polsce.

Obecnie koleją podróżuję rzadko. Nawet nie rozważam takiej opcji, gdy mam w głowie jakieś miejsce, które chcę odwiedzić. Po prostu wsiadam w samochód i jadę. Mam nadzieję, że dożyję czasu, gdy podróż koleją w Polsce stanie się realną alternatywą dla podróżowania samochodem. Bo nawet bez klimatycznego stukotania jazda koleją to po prosu fajne przeżycie.



ulanbator
O mnie ulanbator

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości