vitello vitello
1187
BLOG

Słówko w sprawie masła orzechowego

vitello vitello Rozmaitości Obserwuj notkę 83

Masa z orzeszków ziemnych, nazywana masłem orzechowym, zrewolucjonizowała obyczaje śniadaniowe Amerykanów za sprawą pana Johna Kellogga, który sto lat temu (z okładem), poszukując zdrowych produktów, wpadł na pomysł mielenia fistaszków tak długo, aż powstanie z nich pasta o tłustawej konsystencji, znakomicie nadająca się do smarowania pieczywa. „Peanut butter” rzeczywiście zrobiło wielką furorę i od Alaski po Florydę zaczęto pożerać je w gargantuicznych ilościach. Wkrótce okazało się też, że takie masło fistaszkowe może być wykorzystane w kuchni na wiele innych sposobów, między innymi jako składnik marynat i glazur do drobiu, mięs, a nawet ryb lub jako podstawa, ewentualnie dodatek, do rozmaitych wypieków lub ciast „na zimno”.  

 Przyznam, że przez wiele lat masło orzechowe specjalnie mnie nie interesowało. Powodem tego było pierwsze spotkanie z tym produktem, bowiem jeszcze jako pacholę, zostałem uraczony przez jedną z ciotek pyszną kanapką z „amerykańskim masłem”, które było wręcz obrzydliwie słodkie, a ja za słodyczami w dzieciństwie szczególnie nie przepadałem. Masło pochodziło z bazaru na Polnej, przez wiele lat stanowiącego jedyne źródło towarów delikatesowych, zaopatrującym w kawiory, łososie, węgorze i nie tylko, nawet ambasady (o zgrozo!) wrażych, imperialistycznych państw.   

 Od mojego pierwszego spotkania z masłem orzechowym minęło trochę czasu i w końcu okazało się, że ten pospolity gdzie indziej towar jest u nas też ogólnie dostępny. Dostępny, ale… najlepsze masło orzechowe możemy zrobić tylko w domu, bowiem produkty ze sklepów zawierają zupełnie zbyteczne dodatki, w tym substancje konserwujące. Wystarczy przecież kupić lekko prażone, niesolone orzeszki i zmielić przy pomocy malaksera lub blendera. Ponieważ orzeszki miękkie nie są, maszyna powinna mieć sporą moc i wytrzymałą konstrukcję, ale to są szczegóły. Najważniejsze dla mnie w produkcji domowej jest uzyskanie niczym nieskażonego, pięknego orzechowego aromatu, nieprzypominającego tego ulepu z dzieciństwa.

 Kiedy już uporamy się z mieleniem, możemy spróbować wykonać na przykład… ciasteczka. Aby je upiec potrzebne są jeszcze tylko jajka i szczypta soli. Masło orzechowe łączymy z jajkami w proporcji: jedno jajko na 200 g masy. Ciastka najlepiej jest kształtować przy pomocy płytkiej, okrągłej foremki, z której możemy je „wycisnąć” na tackę przykrytą pergaminem. Ustawiamy temperaturę piekarnika na jakieś 180 stopni, wkładamy nasze ciasteczka i pieczemy.  Jak długo? Cóż, musimy je obserwować. Kiedy zaczną lekko brązowieć – będą gotowe. Ciastka powinny być chrupkie z wierzchu, a w środku lekko miękkawe.

 Takie ciasteczka robię w wersji wytrawnej, czyli nie dodaję ani grama cukru, chociaż oczywiście można je dosłodzić według własnych upodobań. Można też wzbogacić masę orzechową o inne składniki i tutaj nie ma granic dla naszej imaginacji. Jednego jednak robić absolutnie nie należy, a mianowicie dosypać mąki, albo (horrendum!) użyć sody.

Podobnie jak w słynnych „brownies”, do których większość przepisów poleca dodawać mąkę, podczas gdy te maślano – czekoladowe ciastka zostały po raz pierwszy upieczone przez jakąś mało gospodarną panią domu, co to akurat nie dysponowała ani jej krztyną.

To jest jednak już zupełnie inna historia, być może warta kolejnej notki.

 Życzę moim Drogim Czytelnikom rozkosznych, orzechowych doświadczeń.

vitello
O mnie vitello

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (83)

Inne tematy w dziale Rozmaitości