Dwóch przedsiębiorczych Polaków wpadło na pomysł szybkiego zarobku - kupili w polskiej aptece papierowe maseczki po 40 groszy i sprzedawali je na ulicy Kijowa za równowartość 3 złotych 50 groszy. Panów przymknięto, a o sprawie napisały wszystkie polskie dzienniki. Co złego jest w sprzedawaniu maseczek z ośmiokrotnym przebiciem, skoro ktoś chce je kupować - tego nie powiedział nikt, ale wszyscy wyrazili oburzenie. Przypomniało mi to historię sprzed lat, kiedy to pewien emeryt sprzedawał bułki na swoim osiedlu. Bułki kupował w sklepie i za jakąś tam niemal symboliczną odpłatnością roznosił chętnym po domach. Wszyscy kupowali, bo po pierwsze był to czas, kiedy świeże bułki były rarytasem, a pod drugie - bułki przychodziły do nich, a nie oni do bułek. Z pana zrobiono spekulanta i zapuszkowano na dłużej. O „bułkowej aferze” szeroko pisała ówczesna prasa „ku przestrodze” innym wrednym spekulantom.
Mniej więcej w tym samym czasie prezydent Juszczenka zaapelował do Polaków, żeby ratowali bratni naród ukraiński przed grypą. Polacy - w osobie prezydenta Kaczyńskiego - pomoc natychmiast zadeklarowali. Szalenie mnie to zainteresowało, bo ciekawe, jak mamy pomagać uwielbiającym nas nagle Ukraińcom, skoro sami nie mamy ani jednej porcji szczepionki na nową grypę? Poza tym wątpię, żeby pan Kaczyński z kolegami zrobili ściepę i kupili ileś tam ampułek. Czyli skąd ta pomoc? Z tego zapewne, co płacimy do ZUS-u. I żeby było jasne - nie mam nic przeciwko pomaganiu Ukraińcom, ale najpierw pomóżmy sami sobie, bo jak wieść gminna niesie, najbliższym punktem szczepień dla Polaków jest Ystad. Potem możemy pomagać Ukrainie, Gruzji, Zimbabwe, czy komu tam jeszcze pomoc jest potrzebna.
Kilka dni temu w moim mailu odkryłam dziwny anonsik - jedna ze znanych polskich fundacji apelowała do mnie, żebym wpłaciła jakąś sumę na zakładanie ujęć wody bodajże w Darfurze. Wzruszyłam się opisywaną (2 strony maczkiem!) niedolą moich braci z Darfuru, którzy wody nie mają i już miałam sięgnąć do konta, gdy nagle wparowała jedna z moich znajomych z wieścią, że zgodnie z danymi MOPS-u ponad połowa kolegów mojego syna ze szkoły żyje na granicy - albo poniżej granicy - ubóstwa. Poniżej, to znaczy w skrajnej nędzy. I w ten sposób bracia z Darfuru na wodę będą musieli jeszcze trochę poczekać, bo bliższa ciału koszula i wolałam nieco inaczej wykorzystać moją kasę. Świnia jestem po prostu.
Grypa na Ukrainie to rzecz zastanawiająca. Po pierwsze - dziwnie zbiegła się z planowanymi wyborami i walką o władzę między Juszczenką a Tymoszenko. Po drugie - nikt nie wie, ile chorych na świńską grypę faktycznie jest, a ilu to przypadki grypy zwykłej. Co więcej - porównanie (statystyczne) ilości zgonów na zwykłą grypę z tą świńską wyraźnie wypada „na korzyść” zwykłej - umiera na nią znacznie więcej osób, zwłaszcza na różna pogrypowe powikłania. No, ale my rzucimy się z pomocą, bo w końcu jesteśmy bogatym krajem i na taka pomoc nas stać.
Mój pomysł jest taki - zebrać do kupy kilku przedsiębiorczych rodaków, zaopatrzyć ich w maseczki i wysłać na handel na Ukrainę. Biznes is biznes, a skoro jest popyt, to zapewnijmy podaż. Korzyść będzie obopólna -Ukraińcy będą mieli maseczki, my kasę. I wszyscy będą zadowoleni. Resztę zapewni seks, spiryt i czosnek, ale tego chyba eksportować nie musimy.
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości