Zaczęło się niewinnie - ot, zniknął gdzieś karton papierosów. W domu byłyśmy dwie z mamą, mój syn i przewijało się kilkanaście składających nam kondolencje osób. Potem z drewutni zniknęła siekiera, którą codziennie rąbię drewno na opał. Niby nic wielkiego. Ze spiżarni zginęło mięso zamrożone na dnie zamrażarki. Potem w tajemniczy sposób zaczął wyparowywać węgiel. Niedużo, jakby ktoś wynosił po wiaderku. Nie mogę znaleźć narzędzi w warsztacie - klucze, wiertarka... Nie ma - diabeł ogonem nakrył, a tydzień wcześniej ich używałam. Co się dzieje? Paranoja mnie ogarnia? Pozamykałam wszystkie komórki, spiżarnię, warsztat, garaż. Zamknęłam furtki do ogrodu, założyłam kłódkę na bramę. Rano wstaję - furtki pootwierane, a z drewutni zniknął... pieniek do rąbania drzewa. Solidny, dębowy kloc. Na ziemi ślady, jakby go ktoś z mozołem wyciągał, a dalej głębokie ślady od taczki. Od taczki?! No tak - taczka tez zniknęła. No nie – to mi się już nie mogło przewidzieć.
W całej historii naszego mieszkania na Mazurach kradzież mieliśmy jedną - ze stosu kamieni ktoś wybrał największy głaz i wywiózł. Przez lata zastanawialiśmy się, po cholerę komuś to potrzebne, skoro kamieni na okolicznych polach dostatek. No i jak on właściwie ten kamulec wywiózł. Od tamtej pory nie zginęło nic, co zawsze mnie dziwiło, bo z mojego ogrodu w Konstancinie ginęło wszystko - od grabi po kosiarki.
Stałam sobie na podwórku i medytowałam nad zagadkowym znikaniem rzeczy. Drogą przejeżdżał na rowerze jeden z moich sąsiadów. Zatrzymał się, przywitał i wysłuchał moich dziwnych wątpliwości.
-To jest tak - pana zbrakło, myszy harcują. Ot, ty wsio zamknij, nikomu wejść samemu nie pozwalaj. A kiej coś dajesz - rozlicz. Jak darmo dasz nie uszanują i jeszcze więcej wezmną. Tak to ino jest, odkąd te niechłopy się wprowadziły.
Faktycznie - od kilku lat do naszej wsi wprowadzają się ludzie z dawnych PGR-ów. Gospodarze we wsi ich nie szanują, nie witają, nie odpowiadają na pozdrowienie. Kto z Was mieszka na wsi, ten wie, że tutejsza społeczność jest niesamowicie podzielona. Są gospodarze, którym reszta pierwsza się kłania i z Bogiem pozdrawia, są parobki, do których mówi się tak, jakby nie było ich widać - gdzieś nad lewym uchem. Ci kłaniają się zawsze pierwsi. Są przybysze - obcy, ale szanowani. Takim przybyszem był mój Ojciec i takimi jesteśmy my z matką. Zrozumienie dziwnych mechanizmów rządzących prawami grzeczności we wsi zajęło mi rok. Teraz już się w tym jakoś poruszam, chociaż nadal nie wiem, dlaczego mam się pierwsza nie przywitać ze staruszką, której jedyną winą jest to, że jest „komornicą”, czyli mieszka na łaskawym chlebie u kogoś.
- Te, co żałoby uszanować nie umią, to bydlęta. To te niechłopy. One nie nasze, ino obce. Chamy. Ja ci imo siekierę przywiozę, taczki kupim, a syn przyjedzie jutro, bo dzisiaj boży dzień i zasuwy wsiem pozakłada, coby nie łazili. A ty ino jutro tak zrobisz: do nieludzkiego, znaczy się do weteryniarza ty pojedziesz. On psa ma na oddanie, co go naszedł. Ty psa weźmniesz i na ogród spuścisz. Wy tu same, dzieciak mały. A my się przyjrzym. My to po swojemu załatwim, ciebie nikt już ino nie ruszy. Nasza sprawa jak. Dla nas to wstyd i honorowa sprawa.
Jutro pozamykamy wszystkie pootwierane do tej pory zabudowania. Psa raczej nie wezmę. A złodzieja poznam po obitej mordzie, bo sąsiad - jeden z największych okolicznych gospodarzy - słów na wiatr nie rzuca. A sprawa honorowa, to rzecz święta. Innymi słowy aż do następnego razu powinniśmy być bezpieczni.
Może ja jednak tego psa wezmę?...
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości