Sytuacja ogólnie dobra nie jest - Ciaptuś nie lubi psa sąsiadów. Właściwie to go lubi, nawet bardzo - widzi w nim zapas świeżego mięska. Pies sąsiadów jest wzrostu nikczemnego i wrednego charakteru. Czarny, ogon zadarty, morda jak po zderzeniu z pociągiem.
Zaczęło się kilka dni temu, kiedy to konstruowałam łóżko piętrowe. Mój syn nie chce spać w swoim pokoju, bo podobno w nocy przychodzi Buka. Normalnie ładował się do mnie z kopytami, ale teraz uznałam, że basta. Przytargałam dechy, pokombinowałam, jak to wszystko ze sobą złożyć, uruchomiłam maszyny w warsztacie. Oheblowałam, przycięłam, dopasowałam. Trwało to dwa dni. Wióry były wszędzie, dom otwarty na oścież, bo latałam z tymi dechami w te i we wte. I wtedy pojawił się Pikuś, czyli pies sąsiadów. Wlazł sobie do domu, uwalił się w moim fotelu i zasnął. Co gorsza - olała wściekłe warczenie Ciaptusia. Kiedy z kolejną dechą w objęciach wparowałam przez werandę do mojego pokoju, Pikuś siedział na górze mojego bidermajerowskiego sekretarzyka, pod spodem w zgodnym trio sterczały Luna, Jeżowaty i Ciaptuś. Koty obserwowały wszystko z wysokości szafy. Pachniało krwią i masakrą. Zdjęłam Pikusia z biurka, wrzasnęłam na futra i jakoś udało mi się zwierza ewakuować. Gorzej, ze z Pikusia cham ostatni i ledwie wywaliłam go za próg, podniósł nogę i na oczach osłupiałego taka bezczelnością Ciaptusia obsikał rosnący pod schodkami ostrokrzew. Zniewaga kompletna.
Następnego dnia (tym razem skręcałam nowe biurko Wojtka) Pikuś rąbnął Lunie kurzęci korpus z michy. Na odsiecz ruszył Ciaptuś. Pikuś porzucił łup i w tempie sprintera dał dyla do jakiejś komórki sąsiadów. Ciaptuś cały dumny obsikał teren i dał sobie spokój.
Sprawa psich awantur może by mnie specjalnie nie ruszyła, gdyby nie to, ze mój syn dostał gorączki, kaszlu i kichania i poszedł do łóżka (nowego). Przy okazji zaraziła się mama, a i mi kapało z nosa. Mama i Wojtek leżeli sobie w łózkach, a ja pojechałam na zakupy. Lodówka świeciła pustkami, poza tym lekarstwa, jakieś batoniki zamówione przez Wojtka... Nie ma rady.
Dzisiejszego ranka, o ósmej zapakowałam się do samochodu. Zakupy zrobiłam w rekordowym tempie, bo musiałam jak najszybciej wrócić. Już zza zakrętu poczułam, że jeży mi się włos na głowie. Pod domem stał samochód firmy kurierskiej (półki dla Wojtka), na masce siedział Pikuś, pod samochodem warował Ciaptuś wspomagany przez resztę towarzystwa. W samochodzie siedział wystraszony kurier, a w drzwiach werandy stała spanikowana mama w koszuli nocnej i moje dziecko w piżamie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z rozmiarów Ciaptusia... Moja 70-kilowa alaskanka wygląda przy nim jak karzełek. Kurier nerwowo wybijał jakiś numer na komórce. Wylazłam z samochodu, z lekka otumaniona gorączką i zagoniłam rodzinę do łóżek. Ciaptuś ani drgnął, Luna patrzyła na mnie z nadzieją. Kurier machał przez uchylone okienko, a Pikuś cały zjeżony warczał z wysokości maski.
-Pani, ja z przesyłką - zajęczał kurier – Weźmie pani ze środka, i tu podpisze, co? Znajdzie pani?
Wytaskałam potężne pudło z meblem syna, podpisałam, wzięłam Pikusia pod pachę i wywaliłam przez płot. Ciaptuś spokojnie odmaszerował do domu i uwalił się pod kominkiem, a Luna z Jeżowatym poszli polować na kury sąsiadów. Kurier odjechał z piskiem opon.
- Boże,co ja przeżyłam - zaczęła opowieść mama - ten człowiek zadzwonił, ale nie zdążyłam podejść do drzwi. Wszedł bo otwarte było, a za nim Pikuś. Powiedział, że ma przesyłkę i zaraz ją przyniesie i jak wyszedł, to wpadł Ciaptuś. A za nim wszedł ten kurier. To wariat jakiś chyba, bo złapał paczkę i uciekł do samochodu. Wiesz, ze Ciaptuś umie klamki otwierać? Ten biedny człowiek chyba trochę się przestraszył. Ty już nigdzie nie wyjeżdżaj, bo ja się boję. Ja mu tłumaczyłam, ze Ciaptuś nie na niego poluje, tylko na Pikusia, ale on zaczął krzyczeć, że mnie do sądu poda i policję wezwie...
Szlag mnie trafił. Zadzwoniłam do firmy kurierskiej. Facet sobie włazi do domu, mimo że na płocie w odstępach co 5 metrów jest tabliczka „zły pies”?! I jeszcze straszy moją matkę?! Nie daruję.
- Znamy sprawę – omdlewającym głosem zakomunikowała mi jakaś niewiasta - Pani trzyma bardzo groźne psy, a do tego pani syn jest agresywny. No, może pracownik nie powinien wchodzić do środka, ale nie byliśmy uprzedzeni... a starsza pani to wariatka, wie pani. Coś pani powinna z tym zrobić.
Mój syn jest agresywny?! A co ma do tego Wojtek?! Rany boskie, nie było mnie godzinę, co tu się stało?! Moja matka to wariatka?!
- Wiesz, jak ten pan zaczął na mnie krzyczeć, to Wojtek wyskoczył z łóżka i stanął w mojej obronie. Wziął Ciaptusia za obrożę i poszedł, żeby mnie bronić. To moja wina, bo ja.... no i ten Pikuś tu był...
Tym razem już nie szlag mnie trafił. Dostałam czerwonej płachty na oczach. Mama po śmierci ojca nie może się pozbierać, pies jest po to, żeby nas bronić, a do tego w roli rycerza w białej zbroi wystąpił mój pięcioletni syn. Kurier miał mój telefon, mógł zadzwonić na komórkę. Zadzwoniłam do centrali firmy w Warszawie. Uzyskałam tyle, że „mają dokładnie przyjrzeć się sprawie i wyciągnąć konsekwencje”. Numer kuriera miałam na liście przewozowym.
Mama położyła się spać. Futra dostały w podziękowaniu po dużej, szpikowej kości. Umówiłam się z firmą reklamową na duży napis „Uwaga! Zły pies!”. Ma być do odbioru w poniedziałek. A firmie kurierskiej obiecałam „reklamę”. I słowa dotrzymam. W piątek mam mieć informację co do dalszych losów pana kuriera.
Tylko przed czym ja się właściwie bronię? Przed opłacaną sowicie firmą kurierską? To zakrawa na dowcip.
Dobrze mieć Ciaptusia, Lunę i Jeżowatego. I dzielnego syna. Jestem z niego dumna. Bo nie o psie antypatie tu idzie, tylko o coś zupełnie innego.
A Pikus właśnie wlazł i z Ciaptusiem konsumują wspólną kość. Rozejm?...
Idę leczyć się gripexem.
A to na specjalne zamowienie - Wotek, jesteś the best. Tak trzymaj! A wredna mama resztę załatwi... Jestem z Ciebie absolutnie dumna. Kocham Cię, Synku. Świetny z Ciebie facet. Tylko jak wychodzisz na dwór dać komuś w mordę, załóż kapcie proszę.
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości