No i stało się. Dzisiaj w Gieesie dowiedziałam się, że w Nidzie jest świńska grypa. A nawet dwie, jak twierdzi pan z zieleniaka. W sklepie hydraulicznym okazało się, ze zamknięto szkoły i przedszkola. Na targu (okolice straganu ze skarpetkami) rozprawiano o tym, że ksiądz ma odwołać wszystkie msze, z pasterką włącznie. Stojąca przy budce ze słodyczami pani tłumaczyła koleżance, ze przestała używać wody święconej, a obie zastanawiały się nad skutecznym sposobem zwalczania zarazków, poprzez maczanie w kropielnicy ręki zabezpieczonej lateksową rękawiczką. W mięsnym wzbudziłam pewien niepokój, jako że od kilku tygodni nie mogę się pozbyć koszmarnego zapalenia gardła i od czasu do czasu albo chrypię, albo dostaję ataków kaszlu. W każdym bądź razie kurze zwłoki kupiłam byłam bez kolejki.
Atmosferę zagrożenia podsyca pęknięta rura. Rura pękła w nocy z piątku na sobotę. Rura położona jest w strategicznym punkcie, na pierwszym piętrze przychodni. Przez 48 godzin, nie niepokojona przez nikogo woda zalała wszystko co poniżej - gabinety lekarskie, zabiegowe, recepcję, poczekalnię, archiwum... Związek pękniętej rury ze świńską grypą był dość niejasny, ale w każdym bądź razie był. Teorie spiskowe szerzyły się lotem błyskawicy. Na dodatek koło przychodni nasi dzielni drogowcy wykopali jakąś dziurę i całość zabezpieczyli taśmą przyczepioną sprytnie do palika i do parkanu przychodni. Dziurę zasypali, taśmę zostawili. Oprócz taśmy zostawili po sobie efekt oblężonej przez zarazki twierdzy.
Na stacji benzynowej dowiedziałam się nowych szczegółów - jeden z moich znajomych podawał grupce słuchaczy wieści z linii frontu. Miał ku temu powody - druga żona szwagra brata ciotecznego tego pana jest siostrą jednej z pielęgniarek. Wieści były dramatyczne - podobno kilkunastu chorych i ich rodziny są na granicy śmierci, jeśli akurat w międzyczasie nie umarli. Co więcej - w Nidzie i okolicach panuje na ten temat zmowa milczenia. Pan nawiązał do zalanej przychodni, na co słuchacze ze zrozumieniem pokiwali głowami. Na moje inteligentne pytanie, co ma do rzeczy rura, towarzystwo spojrzało na mnie z potępieniem. Rura ma i to bardzo dużo. Ale co - tego już mi się nie udało dowiedzieć.
Kolejne dramatyczne wiadomości czekały na mnie w kościele, dokąd udałam się w celu zamówienia mszy za duszę Ojca mojego synka. Ustalałam szczegóły z księdzem, wydając z siebie świstotliwe sapanie. Księdza znam bardzo dobrze, więc z porozumieniem nie mieliśmy problemów, ale za to dwie przysłuchujące się naszej z konieczności dość jednostronnej rozmowie panie, popatrzyły na siebie z lękiem. Msza „za duszę”, moje nieudolne próby wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku, plus oświadczenie księdza, który nie chciał ode mnie przyjąć pieniędzy, bo „taka jest jego rola” i kondolencje z powodu niedawnej śmierci mojego Ojca wywołały lawinę wygłaszanych scenicznym szeptem komentarzy. Ksiądz uspokoił parafianki, na co zostaliśmy zasypani wiadomościami o świńskiej grypie - podobno umarło dziecko. A nawet dwoje, bo to bliźniaki były. Panie podały nawet nazwisko matki dzieci (umierająca, w szpitalu), z tym że każda inne. Wreszcie zdenerwowany proboszcz huknął na obie damy i wygłosił przemówienie, sprowadzające się do tego, ze plotki naruszają wszystkie przykazania. Zaczęłam poważnie zastanawiać się, jak plotka ma się do przykazania „nie cudzołóż”.
Wreszcie wstąpiłam do jaskini lwa - musiałam zdobyć recepty dla mamy.
W przychodni zastałam taki obrazek - w szatni, między wieszakami dyżurowało dwoje lekarzy, w tym szefowa przychodni, a przy okazji mój lekarz rodzinny, doktor Zagórska. Reszta parteru była zamknięta na głucho, wszystko śmierdziało stęchlizną. Za zamkniętymi drzwiami coś monotonnie buczało. W szatni panowała atmosfera szklarni - duszno, parnie i gorąco. Doktor Zagórska złapała mnie za chabety i zaciągnęła na zwiedzanie zalanej części. Ogólnie - obraz nędzy i rozpaczy. Cały sufit odpadł, gdzieniegdzie z nawierconych dziur lała się strumieniami woda. Ze ścian odpadł tynk, w poczekalni leżały zerwane wykładziny, stały napuchnięte meble, resztki sprzętu medycznego, kwiatki, zalane zabawki z kącika dla dzieci, resztki namokniętych papierów... W całym tym bardaku chodziło kilka dziwnych maszyn do zbierania wody (nie wiem, skąd ja zbierają- z powietrza, z podłogi?), stało kilkadziesiąt wiader i pracowała jakaś dmuchawa. Tragedia, bo to nasza jedyna przychodnia, do tego świeżo wyremontowana. Dodajmy - bardzo fajna przychodnia, gdzie wszyscy się znają i wzajemnie szanują.
Na wieści o świńskiej grypie, doktor Zagórska machnęła ręką - było coś, nawet z powodu podejrzenia musieli przychodnię dezynfekować, ale świńskiej grypy nie potwierdzono. Przypadek był jeden, człowiek marnie się czuł i lekarze postanowili dmuchać na zimne. A że przy okazji rozdmuchali lokalną aferę.. Żadnych nieżywych bliźniaków, umierającej matki, zamkniętych szkół, przedszkoli i kościołów nie ma. Z tego wszystkiego prawdziwa jest jedynie zalana przychodnia...
Zabrałam recepty i po drodze do domu wpadłam do wulkanizatora - zapas przepuszcza. Pan Józek o świńskiej grypie wiedział:
- Wie co pani? Po cholerę się martwić. Raz człowiek żyje, a w 2012 i tak nas wszystkich szlag trafi. Mówię pani, to się dopiero zaczyna. Ale jak walnie, to...
Pocieszona pojechałam do domu. Czym ja się mam martwić, jak dwa lata przede mną? No czym? Chorobami trzody chlewnej?
***
Greg, szukam Cię. Potrzebuję forniru, paski 5 centymetrów. Pilnie, bo chodzi o meble w przychodni. PZU wszystkiego nie zwróci, nowych przychodnia nie kupi, a zalane wyglądają okropnie. Trzeba te paski przylepić, przejrzeć meble i jakoś to do kupy poskładać. Mój e-mail masz.
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości