Voit Voit
52
BLOG

Cuda, cuda ogłaszają...

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 20

O siódmej rano, kiedy odprowadzałam Wojtka do gimbusa, cudu nic nie zwiastowało - był ciemno, zimno, pusta szosa połyskiwała lodem. Zapakowałam malucha i wróciłam do domu. Z trudem wpełzłam do łóżka, żeby kontynuować walką z grypą.

Cud rozpoczął się godzinę później. Zwiastowały go łomoty, warczenia i okrzyki. W krzakach dzikich bzów po drugiej stronie drogi buszowało 8 panów uzbrojonych w wykaszarki, piły, siekiery, coś w rodzaju spalinowych sekatorów... Przetarłam oczy ze zdumienia - na słupku, z którego od dziesięcioleci zwisała obdarta tabliczka z napisem PKS, pysznił się nowy, śliczny znaczek. Na wszelki wypadek pożarłam kolejne aspiryny i zapakowałam się pod kołdrę.

Wstałam grubo po 12. O pierwszej gimbus (dzisiaj z jakiś przyczyn o godzinę wcześniejszy) miał przywieźć Wojtka. Panowie nadal szamotali się w kępie bzów, ale widać było jakieś postępy. Przede wszystkim na poboczu płonęło ogromne ognisko, godne związkowców w Alejach. Większość kępy krzaków zniknęła, ale co dziwniejsze - panowie zabrali się za wycinanie zarośli wokół lip. To absolutny cud - koszmarne lipowe odrośla kompletnie zasłaniały wyjazd z naszej bramy. Mówiąc szczerze - wyjeżdżało się na słowo honoru. Walka z odrostami była z góry skazana na zagładę, bo cholerstwo błyskawicznie się regeneruje. Panowie zastosowali metody brutalne, z wykopaniem kłaczy włącznie. Obrobili tak ze trzy lipy (pozostało im jeszcze dobre dwadzieścia), postali, pośmiali się i pojechali.

Sytuacja była szeroko komentowana - moja sąsiadka (jedna z 11 osób mieszkających na prysiółku - wliczając w to nieletnich) na płonące jeszcze na poboczu reszki ogniska patrzyła z równym niedowierzaniem jak ja. Znaczek PKS-u oglądałyśmy z niemal nabożną czcią. Przyczyny mogły być dwie - albo święta, albo wybory. Tylko, że wybory za rok chyba, to jakby na propagandę za wcześnie. Pozostają święta. Czyżby prezent od burmistrza?... Ale dlaczego oni się zabrali za te krzaki w mróz?

Miałam jakieś niejasne przeczucia, że niedawno o naszym prysiółku i krzakach pisałam. Chyba w formie obywatelskiego donosu w tekściku „Nikt ważny ci u nas nie mieszka”. Narzekałam też na brak latarni i chodnika, no i na dziury w drodze...


I teraz uwaga - jeśli okaże się, że ktoś naprawi dwie nieczynne latarnie i dokończy wycinanie krzaczorów, jestem gotowa uwierzyć w propagandę sukcesu pana Krawczyka. Więcej - jestem gotowa uwierzyć w to, że oprócz nas samych ktoś jeszcze te teksty czyta. Jeśli okaże się, że wiosną nieoczekiwanie położą nam chodniki, załatają antyczne dziury i postawią nową wiatę przystankową - osobiście zatargam skrzynkę wybranego trunku na Salony do wyłącznego użytku właścicieli.

 

Amen.

 

 

Tak to wygladało latem. Te zielone na dole pni, coś jak u pudla, to te odrosty. A to szare pośrodku, z dziur i łat, to nasza główna arteria.

 

nasza droga latem

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Rozmaitości