Dzisiaj wybrałam się po mrówki. Mrówki są niezbędne do zasiedlenia Akwarium Dla Mrówek, które mój syn znalazł pod choinką. Założyłam byłam kalosze po kolana, trzy swetry, sztormiak i gustowną radziecką czapkę-uszatkę, z lekka wyliniałą. Do kieszeni wepchnęłam butelkę w celu zachęcenia mrówek do przeprowadzki. Do butelki nasypałam cukru. Wyekwipowana ruszyłam na wyprawę.
Jeżdżąc poślizgiem po okolicznych górkach, wytaplana jak ostatnie nieszczęście, w końcu przekroczyłam linię lasu. W lesie nie było tak źle - przynajmniej poślizg miałam mniejszy. Mrówki spały snem sprawiedliwego i żadnej nie udało mi się schwytać. Przeklinając własną głupotę, która podszepnęła mi namówienie Mikołaja do kupna ADM poślizgałam się z powrotem w stronę domu. W okolicy młodniaka ujrzałam naszego leśniczego, z ponurą miną kontemplującego pieniek po choince. Najwyraźniej miała tu miejsce zbrodnia. Leśniczy był tak zafrasowany niezwykła sprawą zaginięcia choinki, że nawet mnie nie zauważył. Poślizgałam się dalej, nie śmiąc przeszkadzać w śledztwie.
W okolicy krzyżówki wylazłam na szosę szczytnowską. Nieopodal stał samochód na obcych i dalekich numerach rejestracyjnych, najwyraźniej z samej Stolicy. Poczułam powiew wielkiego świata. Z samochodu wyszedł był osobnik lat może dwudziestu paru, sympatyczny, łysy, barczysty, o twarzy na której z dawien dawna myśl żadna nie zagościła. Obejrzał mnie od stóp do głów, szczególną uwagę zwracając na sowiecka uszankę.
- Eeee... - zagaił osobnik. Stanęłam uszczęśliwiona, bo w końcu nie co dzień zdarza się, ze przybysz aż z Warszawy mile zagadnie człowieka z lasu - Te! Giżycko to tu?
Jak najuprzejmiej wyjaśniłam obywatelowi Wielkiego Miasta, że niezupełnie. Trochę dalej i jakby nie do końca w tę stronę. Światowiec podrapał się w głowę i wyjaśnił towarzystwu w samochodzie;
- Grzybów szuka.
- No, właściwie wie pan, ja mrówek szukam...
- Głupie jakieś. Wiocha. Jedziemy prosto - po czym wsiadł do bryki i pognał w stronę Szczytna.
Poszłam dalej, bo gdzieś w okolicy stoi potężne mrowisko czerwonych mrówek. Miałam nadzieję że jak w nie zapukam, to któraś się zainteresuje i wylezie. Pochylona nad mrowiskiem nie zauważyłam leśniczego, który wyślizgał się zza dębniaka.
- Choinki kradną - mruknął leśniczy bez żadnych wstępów - a pani to co? Grzybów szuka?
- Właściwie to mrówek...
- Mrówki są pod ochroną - oznajmił leśniczy, patrząc na mnie podejrzliwie – A na grzyby za zimno. Nalewkę pani robi?
- Jaka nalewkę?
- Na mrówkach! Pani wierzy w zabobony?! I pewnie pani chce mrowisko rozkopać!
- Nie chcę rozkopać, pukam, może wylezą. 15 mrówek mi potrzebne, bo syn od Mikołaja dostał akwarium...
- Ryby pani mrówkami karmi?
- Nie mam ryb. Karpie miałam, ale już nie zyją.
- W akwarium?
- W wannie tak właściwie. Wie pan, te mrówki to prezent pod choinkę dla mojego syna...
- Mrówki?... - leśniczy podrapał się w głowę, popatrzył na mnie dziwnie i poślizgał się tropić złodziei choinek.
Swoją drogą, po cholerę komuś choinka w pierwszy dzień świąt?...
Do domu doślizgałam się w całości. Jedyne, co miałam na sobie suche, to radziecka uszatka.
A mrówek nie mam nadal. Jeśli ktoś z Was dysponowałby zupełnie zbędnymi mrówkami, to polecam się. Potrzebuję od 15 do 20 sztuk. Kolor obojętny - w tej sytuacji nie będę wybredna.
Dla niedowiarków:


Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości