Voit Voit
52
BLOG

Grafik

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Przed świętami zasypały mnie wezwania z kilku urzędów. Dokładniej - z siedmiu. Obdzwoniłam i umówiłam się na po świętach, w poniedziałek, na konkretną godzinę. Urzędnicy bardzo mili, wzięli ode mnie telefon, w razie jakiejś wtopy obiecali zadzwonić. Część z nich zresztą znam prywatnie.

O 6 rano poderwałam się z łóżka. O siódmej miałam wizytę w pierwszym z urzędów, potem co pół godziny następną. Wojtek spał, mama też, ubrałam się cichutko, zjadłam śniadanie składające się z kawy i papierosa i myk do drzwi. W progu zastopował mnie okrzyk syna:

-Mama! Dokąd idziesz! Ja też chce!

Błyskawicznie ubrałam malucha, zajrzałam do śpiącej mamy, wyciągnęłam parówki, nakarmiłam potomka i biegiem do samochodu. Za 15 siódma, cholera, a ja muszę dojechać do Piszu!

Pod Guzianką trafiliśmy na rozkraczoną ciężarówkę. 20 minut w plecy. Zadzwoniłam do urzędu A. Udało mi się sprawę przerzucić o pół godziny. W urzędzie B też, ale w C już nie, bo pani Grażynka ma szkolenie i musi wyjść. C zamieniłam na B. Dwa pozostałe zgodziły się na zmiany, do dwóch się nie mogłam dodzwonić. Jedziemy.

-Mama, pić mi się chce!

Cholerna stacja benzynowa jest tak kretyńsko położona, ze trzeba objechać pół Pisza (który składa się z rond i uliczek jednokierunkowych), żeby do niej dojechać. Dobra, trudno się mówi, przy okazji zatankuję. Nalałam paliwa, złapałam butelkę jakiegoś soku, wyglądającego na mało trujący, podeszłam do kasy i dowiedziałam się, że terminal padł. Pan poradził mi zostawić samochód i podryptać do banku. Bank niby blisko... Złapałam Wojtka i ruszyliśmy świńskim truchtem. Bankomat był na szczęście czynny. Po powrocie dowiedziałam się od jakiegoś dżentelmena, że tylko blondynki zostawiają samochód pod dystrybutorem (jestem posiwiałą szatynką, więc nie wzięłam tego do siebie), ze on jest aż z Londynu i na święta przyjechał, i że powinnam się cieszyć, bo miał mi pokazać (nie wiem co), ale go żona powstrzymała. Pani w tym czasie darła się, ze w Londynie to nie do pomyślenia. Jasne. Tam działają terminale...

Do pierwszego urzędu dojechaliśmy z 40 minutowym poślizgiem. Nie było źle, bo pani była, dokumenty udało się złożyć, ogólnie bon ton i życzenia wesołego Nowego Roku. Chwile szczęścia przetrwał telefon z urzędu C. Pani Grażynka musi za chwilę wyjść na szkolenie i nie będzie mogła mnie przyjąć, a dzisiaj mija termin. Pognaliśmy. Urząd C znajduje się na końcu Pisza, w podziemiach bloku, przy niespotykanie dziurawej uliczce, obstawionej przez samochody. Przesmyk wystarczył na tyle, ze przy złożonych lusterkach udało mi się dojechać w miarę blisko drzwi. Pani Grażynka akurat wychodziła, ale obiecałam podrzucić ją na miejsce. Wypełniłyśmy papiery, podpisałam się, gdzie trzeba i zaczęły się schody - najwyższy Urząd C zamontował sobie maszynkę do sprawdzania autentyczności podpisu. Mój się nie zgadzał z wzorcem. Coś tu nie tak - ja się podpisuję, podpis mój, ten na wzorcu pewnie też... Zaraz! Nazwisko! Zmieniłam nazwisko! Nawet trzy razy... Tylko którym ja się podpisywałam na wzorcu będącym w posiadaniu najwyższego Urzędu C? Metoda prób i błędów doszłyśmy - to była nieczytelna parafka. Dobrze jest.

Złapałam Wojtka i panią Grażynkę, zapakowałam towarzystwo do samochodu i jazda na kolejny kraniec Pisza - ten najbardziej odległy - do punktu szkoleń. Pani Grażynka – wyraźnie spanikowana- pytała mnie o jakieś dziwne rzeczy: znaki, oznaczenia na jezdni, ronda. W końcu zapragnęła zaparkować tyłem w jakimś zaułku. Z lekka ogłupiała zaparkowałam, po czym dowiedziałam się, że pani Grażynka już wie i mam jechać dalej. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że pani Grażynka zdaje egzamin na prawko. I wszystko jasne.

Z placyku szkoleniowego wyrwaliśmy do urzędu B. Już na nas czekano. Szybko, miło, bezproblemowo. W urzędzie D, okazało się, ze pan wyszedł na kontrolę. Będzie jutro. OK. Umówiliśmy się po Nowym Roku. Urzędy E i F okazały się nieczynne. Zaoszczędziliśmy trochę czasu na najbardziej upiorny urząd G. Cała zjeżona weszłam z Wojtkiem na biodrze i dowiedziałam się, że z wizyty nici. Padły komputery, a informatycy będą dopiero w południe. Mam być jutro.

Ufff... Jeszcze tylko jazda do pana Rysia - właściciela zakładu zegarmistrzowskiego - po baterie do aparatu słuchowego mamy. Pan Rysio, którego znamy od 30 lat na wieść o śmierci Ojca zaniemówił. Obaj bardzo się lubili.

-To dla ciebie, Wojtek. Niech ci czas dobrze płynie - powiedział, podając mojemu synowi zegarek. Zanim zdążyłam zaprotestować (spojrzałam na cenę i zgłupiałam), Wojtek cały zachwycony zakładał czasomierz na łapkę - Pani Aniu, Tadeusz bardziej ucieszyłby się z zegarka dla Wojtka, niż z kwiatków na grób. Niech pani się szczęści. A kwiaty i tak przyniosę. Oj, zamek się pani w torbie zepsuł. Mogę zerknąć? Pani spod wodnika tak? Dobrze pamiętam, bo kiedyś pani reperowałem oczko w łańcuszku...

Jutro czeka mnie kolejny wyjazd do Pisza. Trudno się mówi. A dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, ze po Warszawie i koszmarnych, niekończących się awanturach w urzędach, w Piszu odzyskuję wiarę w to, ze może być normalnie. Tak po ludzku. Urzędnik zadzwoni, ja zadzwonię. Umówimy się. Dobrze - może coś nie wyjść, ale atmosfera jest zupełnie inna.

No i ten zegarek... Panie Rysiu, nie wiem, czy Pan mnie czyta, ale policzył mi Pan za zakupy (baterie i zmiana paska w moim zegarku) o 10 złotych za mało. Jutro wpadnę, pogadamy. I dziękuję za breloczek z ametystem - miał Pan rację, to mój kamień - który jakimś cudem znalazłam w torbie. Moja torba jest niezniszczalna. Podobnie jak zamki w niej.

Najlepszego Nowego Roku. Cieszę się, że mnie tu wiatr zagnał...

 

****

Panie Burmistrzu, kiedy ostatnio jechał Pan przez Wojnowo? Polecam. Mam nadzieję, że ma Pan zimówki? Służę solą - ma pięciokilowy worek z Biedronki. Proszę mnie wpisać na listę sponsorów gminy Ruciane-Nida.

 

 

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Rozmaitości