Voit Voit
125
BLOG

Oj... Dokumenty głupcze!

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 23

 

 

W 1937 roku, w zamierzchłych czasach, kiedy Polska była mocarstwem, urodził się mój Ojciec. Urodził się w Wilnie, w szpitalu Uniwersytetu Batorego, mieszkał w domu przylegającym do Ostrej Bramy. Mój dziadek wpadł jednak na znakomity pomysł i jakimś cudem załatwił, żeby akt urodzenia Ojca opiewał na rodzinną posiadłość w Budziłkach. Nie zraziło go to, że Ojciec w Budziłkach w życiu nie mieszkał, a chrzczony był w Ostrej Bramie. I tak aktów urodzenia Ojca jest w sumie dwa - jeden wystawiony przez szpital w Wilnie, drugi - urzędowy - przez jakiegoś typa w niejakich Niestaniszkach. Najprawdopodobniej jest to miejscowość, której nieszczęsne Budziłki w 1937 roku podlegały.

Ojciec w 1944 roku, via Syberia i obóz koncentracyjny w Żagarach razem z rodziną przyjechał do Polski. W akcie urodzenia pętały mu się te Budziłki, do tego z dopiskiem ZSRR. Tego było za wiele. Do 89 roku ZSRR dla wszystkich repatriantów ze wschodnich rubieży obowiązywał i nie dało się tego zmienić. W końcu Ojciec trzasnął pięścią w stół i postanowił rzecz naprawić. Przy okazji wyprostował sprawę Budziłek. Korespondencja z różnymi urzędami trwała dwa lat i w końcu - na trzy lata przed śmiercią - Ojciec dostał upragniony dowód osobisty, z wpisem „Wilno”. Bez ZSRR.

Od kilku dni załatwiam przeniesienie emerytury Ojca na Mamę. Mama po śmierci Ojca zniszczyła sporo różnego rodzaju dokumentów, które teraz okazały się niezbędne. Jadę do ZUS zaopatrzona w akt zgonu Ojca, odpis aktu małżeństwa Rodziców z 1972 roku, dowód osobisty Taty z obciętym rogiem, dowód mamy, legitymacje ubezpieczeniowe obojga, dwa papiery, pilnie przeze mnie wypełnione i podpisane przez mamę, i w dobre chęci. Panie w ZUS-ie w Piszu Ojca znały i doskonale pamiętały. Pogadałyśmy o Nim chwilę, złożono mi kondolencje. Przesympatyczna pani wzięła papiery i złapała się za głowę...

-Jezus Maria, pani Aniu... Chryste Panie...

I tak: akt zgonu Ojca zawierał dwa błędy- pan wpisał imię mojej Mamy jako „Elrzbieta”, poza tym imię dziadka z Mieczysława zamienił na Stanisław. Dobra, pojadę do USC i rzecz zmienię. Mam blisko. Kolejny papier - akt ślubu rodziców. Tu występowały Budziłki, ZSRR, co nijak się miało do dowodu Ojca, gdzie występowało Wilno bez ZSRR. Kurczę, nie mam aktualnych papierów, a szukanie tego po świecie zajmie lata. No dobra. W końcu Ojcu ktoś dowód osobisty na podstawie jakiś dokumentów wydał. Wystarczy pojechać do Rucianego i wydobyć papiery.

Zostawiłam miłą panią w ZUS-ie w Piszu i pognałam do Rucian. W wydziale spraw osobowych wyciągnęłyśmy teczkę Ojca. A tam - cuda!

Akt urodzenia Ojca... Fajny. Urodził się bowiem w 1969 roku w Milanówku (tam mieszkała mama w momencie ślubu z Ojcem). Akt ze stycznia, czyli jakoś na dzień przed ślubem rodziców (pobrali się 4 stycznia 1969 roku). Ki diabeł?! Dalej - dokumenty repatriacyjne Ojca. Wynika z nich, ze w 1937 emigrował z Wilna ZSRR do Polski. Zaczęłam nerwowo tłumaczyć, że nie mógł emigrować z ZSRR do Polski w 37 roku, bo wtedy ZSRR było Polską, a przynajmniej ta część, o której mowa. Pani podrapała się w głowę, bo ni cholery nic się nie zgadzało. Przegrzebując kolejne teczki trafiłyśmy na akt ślubu Rodziców z 2006 roku. Tam już Wilno, bez Budziłek i ZSRR. Jest jakaś notka, że na podstawie decyzji z dnia... numer.... prostuje się akt urodzenia... Bingo! Mam punkt zaczepienia. Teraz skąd wytrzasnąć decyzję?

Pognałam z powrotem do Pisza. Panie przejrzały papiery, kilka nerwowych telefonów do ZUS w Ełku i... Udało się! Do czasu. Zaczęły się problemy z nazwiskiem Mamy.

Wiele lat temu, w zamierzchłych czasach, noszenie nazwiska takiego jak Sapieha skutkowało skutkami. Chociażby problemami z dostaniem się na studia. Dziadek uznał, że takiego świństwa dziecku własnemu nie zrobi i zmienił nazwisko. Ba! Tylko na jakie? Dziadka wpisano jako Sapierzyński, Mamę, jako Sapieżyńską. Ja mam takie panieńskie nazwisko Mamy w papierach. Po latach Mama wróciła do starego nazwiska panieńskiego Sapieha. Ja tego w papierach nie zmieniłam. Ojciec - jak się okazało - też nie. Dalej było jeszcze gorzej.

Urodziłam się jako Anna Maria. Traf chciał, ze kretyn w USC wpisał mnie jako Anna-Maria. Ponieważ takie imię - pisane przez kreskę - w przyrodzie nie występuję, więc zmieniono mi je - bez niczyjej wiedzy - na Annamaria. A ja od lat funkcjonuję jako Anka. Jakoś mi się to kiedyś udało wyprostować - przy okazji pierwszego ślubu - ale ta Annamaria pokutuje w papierach. No i okazało się, że wiele lat temu gdzieś w jakiś zusowskich dokumentach zaistniałam jako Annamaria. Tak, wiem - takiego imienia w przyrodzie też nie ma, ale spróbujcie to wyjaśnić urzędnikom. Moje pełnomocnictwa (chodziło o podpis w imieniu Mamy) opiewały na Annę Marię. Moje dokumenty też. Ale dokumenty córki moich rodziców już nie. OK. Dzięki przemiłym paniom w ZUS-ie udało się to wyprostować. Napisałam oświadczenie, ze ja to ja, obiecałam odgrzebać w papierach sądowną zmianę imienia na Anna Maria i jakoś przeszło.

Dalej padła sprawa babci. Moja babka nazywała się z domu Russko. I tu okazało się, że istnieje w papierach jako: Rusek, Russek i Rusko. Tylko nie jako Russko. Uznałyśmy, ze babcia nazywała się Rusek - tak najczęściej występował - i zamknęłyśmy sprawę.

I to the pointa - wyobraźcie sobie, że latając po wszelkich możliwych urzędach – łącznie w Wydziałem Komunikacji w Piszu - udało mi się sprawę odkręcić w jeden dzień. W JEDEN DZIEŃ!!!

Bogu niech będą dzięki za normalnych urzędników...

Pani w Rucianym wyciągnęła mi papiery, pani w Urzędzie Skarbowym też, ktoś znalazł akt ślubu Rodziców - ten zamówiony w Milanówku 18 listopada do dzisiaj nie dotarł, ale okazało się, ze Ojciec jednak na jakiejś podstawie rzecz cała załatwił, tu ktoś przymknął oko, tam ktoś przyjął oświadczenie, tu bez kolejki wypisano mi nowy akt zgonu Ojca - panowie w trampkach, o których kiedyś pisałam, pożegnali się z pracą.

 

Dziękuję. Kwiaty dostarczę jutro.

 

 

 

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Rozmaitości