Współczuję córce Kaczyńskich. Autentycznie. Straciła rodziców, teraz staje się dziwną kartą przetargową. O jej nie najlepszych stosunkach ze stryjem mówiło się od dawna - chodziły plotki, że nie pojawił się na jej ślubie z Dubienieckim. Dla Kaczyńskiego posiadanie w rodzinie rozwódki, do tego takiej, która wyszła za mąż za faceta z drugiej strony barykady, musiało być ciosem.
Dubieniecka jest świetnym materiałem do wykorzystania w kampanii na prezydenta - młoda, jeszcze nie wyeksploatowana, no i córka swoich rodziców. Namaszczenie stryja przez córkę Kaczyńskich mogłoby być pośrednio znakomitym posunięciem. Padały już najdziksze pomysły - bratanica Pierwsza Damą, bratanica na bilbordach, bratanica „popierająca moralnie”, cokolwiek by to nie znaczyło. Ogólnie - materiał jest, tylko co z nim zrobić? Zwłaszcza, że materiał jakoś nie wygląda na zbyt chętny do wzięcia udziału w kampanii.
Zastanawiające jest to, że Marta Dubieniecka jako jedyna nic na swój temat nie mówi, nie pokazuje się w mediach poza niezbędne minimum. Nie reaguje na zaczepki drugiej strony „zaskoczonej” jej udziałem w kampanii, nie mówi też o swojej ewentualnej roli u boku szefa PiS. W tym wszystkim jakoś nie widać entuzjazmu dla pomysłu stryja. Ten ostatni tez zresztą siedzi cicho - może wziął sobie do serca rady, mówiące, że im mniej go gdziekolwiek, tym lepiej? Karty na razie rozdaje dwór spłakanych potakiwaczy, z posłem Bielanem na czele. Poseł Bielan to wyrocznia - nie dość, że o wszystkim jest najlepiej poinformowany, to do tego najwyraźniej ma coraz więcej do powiedzenia kwestiach kampanii. Nie wierzę jednak w to, że za ich plecami nie dyryguje całością Jarosław Kaczyński - cokolwiek by o nim nie mówić, ma świetny zmysł polityczny i potrafi wybrnąć z najbardziej beznadziejnych sytuacji.
Dzisiaj sztabowcy PiS ustami posła Bielana oznajmili, że Marta Dubieniecka wesprze stryja „prywatnie”. Nie wiem, co to może znaczyć? Zagłosuje na niego? Zrobi mu kanapki w noc wyborczą?
Mniej prywatnie wspierają PiS kościelni hierarchowie, a przynajmniej niektórzy z nich, bo część jest mieszaniu się w politykę zdecydowanie przeciwna. Biskupi mieli dziś pole do popisu – rocznica Konstytucji, kazania, przemowy. No i rzecz jasna wykorzystali okazję. Wprawdzie arcybiskup Życiński ostrzegał dzisiaj, że partie wykorzystujące do kampanii Kościół szybko znikają ze sceny politycznej, a rozkładanie ulotek w kościołach nazwał „aktem desperacji”, ale skontrował go biskup Ryczan, mówiący o „medialnych hienach”, broniący IPN-u i... Pospieszalskiego. Innymi słowy - wewnątrz Kościoła tez nie dzieje się najlepiej, ale na szczęście nie brakuje głosów rozsądku frakcji umiarkowanych.
No, a na koniec w kampanię Jarosława Kaczyńskiego wmieszał się kot i to tradycyjnie za przyczyną posła Bielana. Znakomita wymianę zdań (w tym części w języku angielskim, co cieszy, bo świadczy o tym, że europosłowie zaczynają rozumieć, co do nich w europarlamencie mówią) między Bielanem (PiS) a Nowakiem (PO) w temacie kota jakiegoś wariata z Niemiec, który to owego kota poślubił, odnotowały wszystkie gazety z lewa i z prawa. Ja się okazało, wcale nie o kota psychicznego chodziło, tylko o kota Jarosława Kaczyńskiego imieniem bodajże Alik. W obronie kota rzucił się jak lew poseł Bielan, ale ostatnie zdanie należało do posła Nowaka. Wstrząsająca historia. W tym wszystkim intryguje mnie, po co pisowscy pijarowcy trzymają Bielana, zamiast go pogonić... Musi być tego jakiś powód, ale ja żadnego nie widzę. Kot, jak mniemam, wesprze Jarosława Kaczyńskiego zupełnie prywatnie.
Jutro kolejny dzień kampanii. Pewnie będzie ciekawie. Swoją drogą- ciekawe ilu będziemy mieli kandydatów. Egzotyka pewnie odpadnie na etapie podpisów. Szkoda - byłoby zabawnie. Dodajmy do tego rewelacyjne awantury w Internecie - dzisiaj pod postem znanej blogerki wyczytałam „zakrywaniu [katastrofy] dywanem milczenia”, a pod inny o „świętym nimbie lauru męczeństwa na martwych skroniach”. Strasznie mi się to spodobało. Recz jasna w całość wpisują się teorie spiskowe. Najciekawsze jest to, że na jednym z portali blogerskich wszystkie bzdety na ten temat zebrano pod szyldem „Katastrofa-przyczyny”, co znakomicie uwiarygadnia wszelkie bomby na pokładzie, UFO, strzelaniny, impulsy elektromagnetyczne, sztuczną mgłę, wysadzanie wulkanów w powietrze, tajemnicze postaci na niewyraźnych filmikach z miejsca katastrofy, etc, etc, etc. Na osłodę poczytałam kilka wierszy o katastrofie w Smoleńsku - kto jeszcze nie czytał, polecam. Mam nadzieję, że ktoś to wyda.
No, to trzymam kciuki za podpisy i listy wyborcze. Mam szczerą nadzieję, że przez sito 100 000 podpisów prześlizgnie się większość kandydatów, bo oglądanie ping-ponga między PiS a PO zaczyna mnie nudzić. Przydałby się jakiś kolejny wyszczekany gracz, bo Napieralski mnie rozczarował. Żadnej finezji, kotów i „nimbów lauru męczeństwa”. Póki co w dziedzinie kampanijnej bezapelacyjnie na czoło wysuwa się poseł Bielan i kot Alik.
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka