Jak wygląda powódź - wiem. Dwie ostatnie „powodzie stulecia” relacjonowałam jako dziennikarka, pływając ze strażakami po czymś, co kiedyś było wsiami i miasteczkami. Wtedy mnie to bezpośrednio nie dotyczyło - ot, taka praca. Z powodzi w 97 trafił do mnie pies Budrys - znaleziony przywiązany do łańcucha, w wodzie do szyi, która gwałtownie przybierała. Budrys do końca życia bał się wszystkiego, co mokre. Ja nie, bo w końcu wtedy to nie była moja broszka.
Już z Budrysem - wykąpanym pachnącym i czyściutkim, w nowej obroży - stałam na wałach w Konstancinie, z ówczesnym burmistrzem Markiem Tokarskim. Pod naszymi nogami rwała woda, kilkanaście metrów od nas zahaczyła o jakąś kępę wystających traw, zrywając w mgnieniu oka wał na długości kilkudziesięciu metrów. I to właśnie tam zobaczyłam potęgę żywiołu, czegoś nie do opanowania. Pamiętam Marka, który w jakimś szale spychał z dygoczącego pod naporem wody wału ludzi na drugą stronę, krzycząc „Uciekajcie stąd! Już!”. Wał wytrzymał, Konstancin jak zwykle obronił się przed wodą. Budrys szalał na smyczy, przerażony do granic możliwości. Chyba gdzieś w psim łebku powtórzyły się sceny z jego już nieistniejącego domu.
Następna powódź stulecia - ja jak zwykle pojechałam robić reportaż, ale w tym samym czasie pracowałam w ośrodku kultury w Konstancinie, z Danką Ciołkiewicz. Ona była dyrektorem, ja robiłam z dzieciakami gazetkę. Pomysł powstał w drodze - zaczęłyśmy akcję zbierania darów. W ciągu dwóch dni mojej nieobecności - akcję koordynowała demoniczna Danka - zebraliśmy 2 TIR-y rzeczy. Z sensem. Pojechałam po powrocie po jeden z darów - emerytowany lekarz z Konstancina przekazał Nysie cały swój gabinet z wyposażeniem. „Mi się już nie przyda, ale im tak. Kiedy jedziecie? Tam pewnie lekarzy brakuje. To ja z wami pojadę. ” Perswazje zdały się na nic - 80-letni lekarz pojechał na swoją ostatnią akcję. Był fenomenalny - niósł pomoc z łódki, po pas w wodzie. Odebrałam go z Nysy dwa tygodnie później. Był niesamowicie szczęśliwy. Zmarł kilka miesięcy po powodzi.
Budrys odszedł od nas 5 lat temu, tuż po narodzinach mojego syna. Do końca nie cierpiał kąpieli, a Wojtka próbował ostatkiem sił ratować z dziecięcej wanienki.
Ta powódź mnie przeraziła. Na zalanych terenach mieszka sporo moich znajomych, część z nich nie ma już dachu nad głową. Maila mam zatkanego zdjęciami - tu w zeszłym roku rozpalaliśmy grilla. Wojtek bawił się z dzieciakami. Teraz tam jest topiel. Ten dach znam - mieszkaliśmy na pięterku. Na tym płocie, wystającym z wody Wojtek podarł sobie ulubione spodnie. A tu pletliśmy wianki. Tej łąki już nie ma. Moje dziecko z przerażeniem pyta, co ze zwierzakami - z kozą Matyldą, z psami, z kotami. One nie dały rady, wszystkie zginęły.
Mazury są bezpieczne. Wczoraj nad nami starły się dwie burze - jedna znad Nidzkiego, druga znad Mokrego. Niesamowite widowisko. Zalało mi piwnice - poszła pompa od wody, szlag trafił światło. Hydrofor jest do wymiany.
Patrzę na te zalane tereny, na ludzi walczących w żywiołem. Mam telefon, net, mam sprawny samochód. Zrobiliśmy zakupy w miasteczku. Jest dobrze. Mamy już 200 miejsc dla dzieciaków z zalanych terenów. Pompę się naprawi.
Nie mam pomysłu, jak pomóc. Weźmiemy dzieciaki na wakacje, ale co dalej? Może jakaś kasa - może właśnie S24 może się zrzucić? Może dary? Potrzebne woda, puszkowana żywność, rękawice, łopaty, ciuchy ochronne i dalej - meble, materace, sprzęt AGD. My się dokładamy. Może razem coś zrobimy? W końcu jest nas tu sporo. Ja daję: pralkę (Bosch, ładowana od góry, nieużywana), żywność (puszki (6 puch 1 litr- fasolka, flaki i bigos), herbata (Saga, 20 paczek po 100 sztuk), woda (10 sześciopaków po półtora litra), mleko w proszku (20 paczek), kalosze(trzy pary), zamrażarkę (niezidentyfikowana marka, sprawna) i 500 złotych. Kto da więcej? Z transportem pomyślimy - moje rzeczy są w Warszawie.
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości