Voit Voit
150
BLOG

Z pamiętnika podkuchennej. Część I.

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 6

 

 

Życie układa się różnie, czasami trzeba na biegu łatać dziury w domowym budżecie. Całe życie imałam się najróżniejszych zajęć, dlaczego więc nie szukać ratunku w zawodzie zupełnie mi nieznanym, czyli pracownika kuchni? Książeczkę zdrowia mam, wiec wszystko jest lege artis. Zajęcie znalazłam, nie zastanawiałam się ani minuty. I tak dzisiaj, o 10 stawiłam się do pracy.

Trafiłam do knajpki nad brzegiem jeziora. Knajpka z drewna, przemili właściciele. W kuchni dwie panie - pani Krysia i pani Marysia. Obie sympatyczne, ciężko pracujące na chleb. Obejrzałam kuchenny labirynt, usiłując zapamiętać, który zlew jest do czego, którym nożem kroi się kurczaki, a którym jajka. Klientów specjalnie dużo nie ma, idę obierać kartofle. Przychodzi pani Krysi i plotkujemy ile wlezie. Siła inercji obrałyśmy jeszcze wór marchwi i poszatkowałyśmy kapustę. Widać przejawiam jakieś nieodkryte do tej pory talenta kulinarne, bo po dwóch godzinach ładowania naczyń do zmywarki awansuję na pień do kotletów. Robię jakieś zawijasy z mięsa i przeróżnego nadzienia i tłukę schabowe. Nie jest tragicznie – obie moje panie są szalenie tolerancyjne, wybaczają mi liczne błędy popełniane przy krojeniu ogórków na mizerie i robieniu karkówki na grilla (za cienka i za bardzo rozbita).

Jedyne, co potrafię w kuchni robić bezbłędnie, to filetowanie ryb. Po kolejnym szczupaku zaczynam nienawidzić całego rybiego rodu. Mszczę się, pozbawiając wredne stworzenia kręgosłupów i ości.

Poznaję panią, która na terenie ośrodka prowadzi szalet - starsza, uśmiechnięta dama dokarmia koło naszej knajpki stado bezdomnych kotów. Wzbrania się przed wzięciem rybich resztek - „Wie pani, ja z emerytury i zarobie tu trochę. No, te koty dla mnie są ważne, chociaż tyle jeszcze mogę sama zrobić, prawda?” Kilka godzin później pani Krysia wysyła mnie po jakieś drobne zakupy - mijam szalet starszej pani i słyszę jakiegoś spasionego faceta ze złotym łańcuchem na szyi, który wyjaśnia kobiecinie, gdzie ją ma i kim ona dla niego jest. Zagotowałam się. Wrzask musiał być potężny, bo spaślak trzepnął dwuzłotówką o blat i z okrzykiem „Reszty nie trzeba!” wybył z przybytku. Zostałam nagrodzona - starsza pani wzięła resztki rybich łbów.

Kolejny awans - mam dekorować talerze. OK, tylko pojęcia nie mam, jak to się robi, a ma być z inwencją. Robię palemki ze szczypiorku, różyczki z rzodkiewek, pasemka z marchwi i gorączkowo usiłuję sobie przypomnieć, jak robi się takie świderki ze skórki cytrynowej. Inwencję wykazuję niesamowitą - talerze zaczynają przypominać dżunglę, ale klienci są zachwyceni. Przypominam sobie kompozycje Gesslerowej i zaczynam produkować coś w podobie. Nawet nieźle mi idzie. Zamiast trawy cytrynowej leci szczypiorek.

W kuchni panuje kliniczna czystość - w życiu nie widziałam czegoś takiego. Wyparzone ściereczki, doszorowane blaty, białe fartuchy. Podłoga lśni. Podjadamy od czasu do czasu coś dobrego, w końcu pani Krysia robi świetne panierowane warzywa. Pani Krysia mi imponuje - dojeżdża do pracy 30 kilometrów na skuterze. W jej okolicy pracy nie ma, a jeść trzeba.

Jesteśmy na nogach od 10 godzin, praktycznie nie mamy kiedy usiąść. Ide do domu, obie panie jeszcze zostają. Przed nimi jeszcze 3-4 godziny pracy. Sprawdzamy jeszcze rozpiskę na jutro - mam na 10. Jeszcze tylko muszę na jutro zrobić korektę i jakieś tłumaczenie, które mi wpadło. No i tęskni za mną pewien bardzo mały chłopiec.

To dziwne, ale lubię tę pracę. Nie zostanę tu długo - niebawem czeka mnie coś zupełnie innego, z wyścigiem szczurów i zabawą w podchody. Ale te knajpkę będę wspominać z sentymentem. Doraźne łatanie dziur w budżecie też ma swoje dobre strony.

A teraz przepis na szybki obiad: dwa nie do końca rozcięte schabowe mocno rozbijamy, lekko solimy i pieprzymy. Na mięso kładziemy kawałek sera pleśniowego, plaster szynki, gruby plaster pomidora i odrobinę posiekanego czosnku wymieszanego z masłem. Całość składamy na pół, panierujemy i smażymy na niewielkiej ilości oliwy z dodatkiem masła. Pod koniec dodajemy dwie łyżki śmietany i podduszamy na małym ogniu. Do tego podsmażone kartofle i sałatka z białej kapusty. Pycha.

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Rozmaitości