Lubię kroniki kryminalne, bo pomysłowość ludzka nie zna granic. Ostatnio ukradziono autostradę pod Gdańskiem. Autostradę kradziono przez kilka miesięcy i nikt tego nie zauważył - nocą wyjeżdżały ciężarówki z kruszywem i jakoś nikogo to nie zdziwiło. Znając naszych drogowców - cud by był boski, gdyby im się chciało w nocy legalnie pracować. Już sam niezwykły zapał do pracy powinien kogoś zaalarmować. Ale nie zaalarmował. W końcu jednak dzielni stróże prawa złodziei ujęli, a my będziemy mieli zamiast autostrady kawał polnej drogi, podsypanej piachem. Super po prostu.
Autostrady i drogi wszelakie to świetny sposób na lans - kawałek asfaltu otwiera się po kilka razy w obecności mediów. Jakby nie patrzeć – taka droga ma dwa końce i można każdy z osobna celebrować. Ja na przykład bardzo chciałabym doczekać momentu, kiedy nasz burmistrz w obecności mediów i oficjeli wszelkiej maści w końcu otworzy drogę Pisz-Ruciane i wreszcie będę mogła przejechać się po nowym moście, zamiast tłuc się krętą drogą przez las.
A skoro już o Rucianych mowa - wybory samorządowe się zbliżają, co widać po lokalnej gadzinówce zwanej „Gminne ABC”. Zaczynają się pojawiać bałwochwalcze teksty na temat naszego burmistrza. Lektura tego cuda jest niezwykłą rozrywką na coraz dłuższe wieczory. Trafiłam na przykład na takie oto cudo: „To się może podobać” - oznajmia niepodpisany pan i opowiada wstrząsającą historię, kiedy to jeden z obywateli zadzwonił do niego w porze barbarzyńskiej i oznajmił, że ludzie nie przyjeżdżają do Rucianego, bo nie ma znaku. Pan był nieufny - pojechał i sprawdził. Znaku nie było, o czym natychmiast poinformował burmistrza. I wiecie, co się stało?! Znak się pojawił! Hosanna i alleluja! „The pointę” pozwolę sobie zacytować w całości: ”Włodarz (jak rozumiem, to tytuł burmistrza) odpowiada, ze to trafne spostrzeżenie i znak będzie jeszcze dziś. Nie wiem, jak to zrobił. Ale wiem, że wracając z Pisza już po czternastej znak stał. Zaiście wzorcowa reakcja na problem i może się podobać”. Z powodu powracającego z Pisza stojącego znaku spłakałam się ze wzruszenia. Ciekawe, czy ktoś zauważył, że nie o znak tu biega, tylko o to, ze nie ma w Rucianym drogi i parkingów. Ale nic to. Znak wrócił i stoi. Boże, błogosław burmistrza!
Dalej w tym samym numerze produkuje się jakiś kolejny kompletnie nieznany mi osobnik, który najwyraźniej miał coś wspólnego z prasą lokalną. Z listu wynika, że wieść gminna niesie, jakoby z prasy lokalnej wyleciał, co okazało się pomówieniem - nie wyleciał, tylko odszedł w ramach protestu. Chodziło o cześć i honor burmistrza Rucianego - po prostu bronił go do ostatniej kropli krwi i poległ. Sprawa jest poważna - bohaterski obywatel wysmażył pismo lekko licząc na co najmniej 3 standardowe strony A4.
Numer składa się ponadto z dwóch stron wyroków sadowych - stał się bowiem cud i gmina Ruciane-Nida wygrała w sądzie batalię o jakiś skwerek i kawałek chodnika na osiedlu. Swój sukces oblewa, wylewając pomyje na członków spółdzielni, którzy mieli mniej szczęścia i sprawę przerżnęli. I tak bywa, a kopanie leżącego przed wyborami najprawdopodobniej należy do dobrego tonu.
W numerze naliczyłam 5 zdjęć naszego burmistrza w różnych sytuacjach. Promiennego i szczęśliwego. To mało, naczelny powinien się wytłumaczyć. Proponuję zdjęcie na okładkę. Teraz lans na okładkach jest trendy, ale o ile wiem, trzeba się w tym celu pozbyć części garderoby. Potem zakłada się fanklub, pod hasłem „ale ciacho” i rankingi skaczą, a fanki piszczą.
Clou programu polega na tym, ze Ruciane pada na mordę. Ciągnący się drugi rok remont drogi i mostu praktycznie sparaliżował miasteczko. Nie ma parkingów, nie ma jak do Rucianego wjechać. Knajpy zwolniły pracowników, miasteczko świeci pustkami. Nic kompletnie się nie dzieje - nie ma imprez, nie ma koncertów. Dni Rucianego-Nidy były żenujące. Gorzej - odbudowanie miasteczka i pokazanie, ze jednak można, może potrwać lata - przez ostatnie dwa przybysze przyzwyczaili się, że Ruciane trzeba omijać szerokim łukiem. Wcale im się nie dziwię, bo ja z dzieckiem jeżdżę do Mrągowa i Mikołajek, a w końcu do Rucianego mam 10 kilometrów. Pojęcia nie mam, czy zadziwiające lokalne pisemko nie jest przypadkiem łabędzim śpiewem burmistrza, o którym coraz głośniej mówi się, że powinien już sobie dać spokój i odejść. Tonący brzytwy się chwyta, nawet w najgorszym stylu.
No, ale przynajmniej autostrady nam nie ukradli. I to dobre. Ale gdyby ktoś chciał burmnistrza (używany, w dobrym stanie), to zapraszam.
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości