Voit Voit
1250
BLOG

Mój symboliczny remamęt

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 15

 

 

Wczorajszej nocy, przy okazji koncertu u Bang Bang na rzecz Małgosi Siedlarz, rozgorzała dyskusja nad Salonem. Poszło o kilka spraw.

Kilkanaście osób przyłączyło się do akcji Rememęt. Tu chodzi przede wszystkim o wycinanie i banowanie blogów. Swoje blogi w ramach protestu zawiesili między innymi: Ania Marianek, Koteusz, Giz3miasto, Niezapominajka, Niewolnik. Do soboty nie będziemy ich czytać.

Sprawa druga to dyskusja o Salonie jako takim - między innymi u Ironicznego Anglosasa.

Większość z nas powie, że pisze dla własnej satysfakcji. Bzdura - piszemy, żeby nas czytali. I doskonale wszyscy o tym wiemy.  I dopóki ktokolwiek nas czytał, miało to sens. Teraz czytelników jak na lekarstwo, Salon dogorywa. Po zupełnie idiotycznej zmianie layoutu kompletnie nikt nie może do nas trafić, niczego i nikogo nie można znaleźć. Rozpanoszyły się Lubczasopisma, których kompletnie nikt nie czyta. Proporcje są mniej więcej takie jak u mnie - wejść na notkę 1700 z czego z Lubczasopism 19.  Przyznam, że ja - stary już salonowy wyjadacz - jeszcze nie odkryłam, jak te Lubczasopisma (w całości) znaleźć. Po co i na co to komu, trudno wyczuć. Pewnie chodzi wyłącznie o dotację, bo projekt padł i może trzeba to sobie w końcu jasno powiedzieć.

Klikalność naszych notek padła na pysk. Jeśli mam 90 wejść na stronę, tuż po puszczeniu tekstu, to wybaczcie - coś tu jest nie tak. Do tej pory moje teksty przeczytano ponad ćwierć miliona razy. To sporo. Przed zmianą layuotu na notkę wchodziło po kilka tysięcy osób, bywało lepiej, bywało gorzej, ale tak to średnio wyglądało. Teraz jest tych ludzi kilkudziesięciu, czasami kilkuset i to wyłącznie wtedy, kiedy jestem na topie SG. Jeśli notka jest na SG, ale gdzieś niżej - wejść praktycznie nie ma. A większość moich notek na SG ląduje. Jeżeli u mnie tak to wygląda, to wolę nie myśleć, co dzieje się u niszowych blogerów, których na SG nie zobaczymy.

Spadek zainteresowania Salonem widać też po ilościach komentarzy - bywa, że mam pod notką 20. Bywa, że i 150 – zwłaszcza przy „politycznych” z topu SG. To już cud. Ale bywa, że mam trzy. Nie dlatego, że zmieniłam styl pisania, czy dlatego, że czytelnicy akurat na mnie się obrazili. Oni po prostu odeszli. I to jest tragiczne. Odeszli nie ode mnie, czy od Was, tylko z Salonu. Jeśli notka spadnie z topu niżej, to już w ogóle nie ma o czym mówić. Nawet my nie możemy siebie odnaleźć i dyskusje pod blogami urywają się nagle, w pół zdania. Bo wprawdzie chciałoby się coś dodać, ale za cholerę nie można znaleźć bloga.

Umieranie Salonu dostrzegli chyba reklamodawcy, bo co jak co, ale ci lubią słupki, a te sa jakby mikre. Kiedyś jakieś reklamy były, teraz od wielkiego dzwonu przeleci na pasku jakiś samochód i tyle. Potem długo, długo nic. Nie mam pojęcia, z czego Salon jest finansowany, ale całe to „przedsięwzięcie biznesowe” wygląda tragicznie.

 O SG mówiono już tu wielokrotnie - padały sensowne pomysły, ale zadufani w sobie i pewni swojej niezwykłej wiedzy właściciele te pomysły olali, albo wprowadzali w życie w sposób absolutnie dyletancki, biorąc trochę z tego, trochę z tamtego. Takiego bajzlu jak teraz na SG jeszcze nie było. I nawet nie mówię o przedziwnej czcionce, co pół metra innej, czy o kosmicznej długości tego czegoś, liczonej chyba w kilometrach i ciągnącej się jak papier toaletowy, ale o kompletnym braku przejrzystości. Właściciele nie potrafią korzystać z rad, nie potrafią przyznać się do błędów i brną w zaparte. Efekty odczuwamy wszyscy - i oni, i my. A wystarczyło wejść do Edyty czy Niewolnika i przeczytać ze zrozumieniem. No, ale akurat co sensowniejsze pomysły mieli ludzie, których istnienia właściciele starają się nie zauważać i pewnie duma im na to nie pozwalała. Albo - co bardziej prawdopodobne - buta i głupota.

Kolejna sprawa – olewanie blogerow. Od dwóch dni trwa akcja na rzecz umierającego dziecka. Rozumiem, ze właściciele nie chcą się w nią włączyć i zaangażować w to wprost. Rozumiem, bo Salon nie jest organizacją charytatywną (chociaż być może niebawem stanie się organizacją potrzebującą pilnego wsparcia). Wystarczyło jednak zrobić mały gest w stosunku do ludzi, którzy od kilku dni zbierają pieniądze na rzecz małej dziewczynki i umieścić notki na SG. Niewiele by to kosztowało, a ile mogłoby przynieść wszystkim radości. No, ale akcję zapoczątkowała Panna Wodzianna, a to ją z góry dyskwalifikuje. Zamiast akcji, mieliśmy festiwal dopalaczy i Palikota. Na SG zawisły notki, których już nikomu nie chciało się czytać, bo ileż do cholery można? Ileż odsłon Palikota na metrze kwadratowym można znieść? No, ale mamy być „opiniotwórczy” jak pisał kiedyś Radosław Krawczyk w którymś z kolejnych peanów na temat Salonu. No to dawaj - opinie na temat Palikota i dopalaczy. Będziemy cholernie czytani, w końcu absolutnie każdy chce się dowiedzieć, co kolejny bloger Salonu ma na ten temat do powiedzenia i każdy gryzie palce z emocji -  jasio1990 za będzie, czy przeciw?... W tym samym czasie trwała fajna akcja, robiona przez pozytywnie zakręconych, a na samym dole Salonu, pod nawałą Palikotów i trącących myszką opowieści o katastrofie Smoleńskiej kisło kilkanaście wstydliwie ukrytych notek z serii Saloniku Kameralnego. Może ktoś by sobie w końcu przypomniał o ich istnieniu?

Całość wygląda fatalnie. Coraz więcej osób – w tym ja, która na zainteresowanie adminów nie powinna narzekać - zastanawia się nad sensem dalszego pobytu w tym miejscu. W końcu po cholerę się wysilać, jeśli moją notkę przeczyta kilkanaście osób, którym jakimś cudem udało się ja odnaleźć?  Po co tu być, skoro Salon skostniał, jest nieelastyczny, kompletnie bez jaja? Jeśli nie potrafi pomoc w akcji, pobawić się z nami, po prostu zrobić coś, co kasy nie przynosi, ale daje zupełnie co innego?

Zastanawiałam się, czy nie przyłączyć się do Remametu Ani i Krzysia. Nie dlatego, że protestuję przeciwko cięciom na Salonie - część jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu, ale część jest niezbędna - tylko dlatego, że mam dosyć patrzenia na agonię tego miejsca. Doszłam do wniosku, ze nie mogę tego zrobić z prostej przyczyny: oprócz mojego bloga prowadzę też blog Andrzeja Celińskiego. Dałam mu słowo i absolutnie tego słowa nie mogę złamać. Gdybym wyłączyła tylko ten blog, byłabym w połowie w ciąży, bo u Andrzeja i tak musiałabym się pojawić. Taką przyjęliśmy konwencję i tego się konsekwentnie trzymamy. Takie „połowiczne” pisanie byłoby po prostu nieuczciwe i natychmiast zostałoby wypunktowane, co całej akcji przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Dlatego pozwólcie, ze do Remamętu przyłączę się zupełnie symbolicznie, nie do końca popierając postulaty i dokładając do tego własne przemyślenia. To taki mój prywatny protest. Bo ja Salon lubię, a za chwilę nie będę miała czego lubić. I mam nadzieję, ze na salonowych urodzinach, na których mnie nie będzie, Panowie Janke i Krawczyk nie ogłoszą zamknięcia sklepiku. W każdym bądź razie obu Panom życzę szampańskiej zabawy, bo jak tak dalej pójdzie, piąte urodziny spędzicie Panowie na kanapie prze telewizorem, z puszką piwa w garści. O ile będzie Was na nie stać.     

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Rozmaitości