Nieoficjalnie już wiemy, a oficjalnie się dowiemy. Burmistrzem Rucianego-Nidy został Zbyszek Opalach, detronizując niezatapialnego Leszka Gryciuka. Różnica - około 200 głosów.
Mój syn głosuje w swojej szkole w Ukcie. Na Zbyszka Opalacha, rzecz jasna.
Wesoło było. W sobotę jakaś dama zostawiła w sklepie w Ukcie plik ulotek i powiesiła plakaciki. Czujne ekspedientki - zresztą popierające akurat nie tego kandydata - zawiadomiły stróżów prawa, którzy agitatorkę cabatnęli. W tym samym czasie capnęli też faceta, który ganiał po Rucianym samochodem oblepionym konterfektami kandydata. Tego samego, którego reklamowano w spożywczaku. Ledwo chwila ciszy - urywają się telefony od oburzonych mieszkańców - po gminie jeździ jakiś bus, którego kierowca na siłę wyciąga ludzi na wybory. Wyglądało to dość dziwnie, ale pan z busem zawitał i do mnie – wlazł sobie do domu i oznajmił mojej matce, że ją zawiezie. Ma się ubierać, ma trzy minuty. Wylałam gościa na łeb, najpierw przepytując go na okoliczność. Pan nie chciał mi za Boga powiedzieć, kto mu płaci, potem szemrał coś, ze chyba gmina, ale on nie jest pewny. Bus był dziurawy jak sito, więc zadzwoniłam sobie na policję, żeby mi powiedzieli, czy ów zabytek w ogóle może wozić ludzi. Jak się okazało - nie mógł. O tyle fajnie, że drogi u nas śliskie, samochody zsuwają się z zakrętów i do kompletu brakowało nam jedynie spektakularnej katastrofy.
Z donosów dziwnych - sąsiad doniósł na sąsiada, że ten prowadził agitację przy piwie w knajpie. Podobno namawiał współbiesiadników do glosowania na konkretnego kandydata. Sąsiad wprawdzie bezpośrednim świadkiem agitacji nie był, ale ktoś mu powiedział. Dalej następowała litania bliższych i dalszych członków rodziny, z której wynikało, ze obaj panowie są spokrewnieni ze sobą nawzajem, a dodatkowo z barmanem. Pewna pani z kolei dostarczyła mi dość zszarganą ulotkę wyborczą, twierdząc, ze ktoś podrzucił kartkę na jej wycieraczkę w nocy. Nie bardzo wprawdzie wiedziała, której nocy, ale ogólnie uznała to za skandal. Poza tym ktoś przeciął linki od baneru jednego z kandydatów. Bliższe oględziny ujawniły, że linki zerwał wiatr, ale w celu ewentualnego sfotografowania miejsca zbrodni musiałam jechać w odległy kraniec gminy o 3 w nocy. Delikatnie rzecz ujmując - nie byłam zachwycona.
I kolejna historia - pewien młody człowiek zapragnął zostać radnym sejmiku. W tym celu obkleił co się dało plakatami, które zresztą wiszą do dzisiaj. Najwyraźniej młody człowiek zapomniał powiedzieć sztabowi wyborczemu, że w jego przypadku wojna już się skończyła, bo kilkunastu mieszkańców gminy w sobotę znalazło pod drzwiami jego ulotki.
No i tak mamy burmistrza. Cieszę się, bo myślałam, ze Gryciuka jednak przeskoczyć się nie da. Dysponował nieporównywalnie większymi środkami, za jego kandydaturą stał między innymi Zbigniew Włodkowski, podsekretarz stanu w MEN, który zupełnie oficjalnie, podczas pierwszej sesji nowej rady przekonywał do głosowania na starego burmistrza. Sprawa zresztą trafiła do prokuratury, bo agitacja w budynku gminy jest prawnie zakazana. Mimo to Zbyszek wygrał.. Cieszę się tym bardziej, ze to był mój kandydat. Raz w życiu postawiłam na dobrego konia – zazwyczaj stawałam za słabszym i niestety dostawałam po łbie. Tym razem się udało.
A jak przebiegały nasze wybory, dowiecie sie rzecz jasna z Obserwatora.
