Moja ulubiona blogerka ,ta która każe nam myśleć bo to nie boli, wpadła w stan graniczący z euforią za sprawą mianowania Anny Marii Anders na jakieś tam quasi stanowisko w rządzie.
Radosna histeria osiągnęła taki wymiar że w swojej notatce sprzed dwóch dni obiecała powiadomić o tym szczęśliwym zdarzeniu swoich dziadków w trakcie wyprawy którą specjalnie poweźmie na cmentrz.
Mam nadzieję że grób dziadków dowie się również o uroczym chłopczyku ministra Maciarewicza czyli o Edmundzie Janningerze, który to efeb, nie odszedł jak się okazało, z zaszczytnej posady a jedynie wziął wolne w celu odbycia egzaminów na swej alma mater.
Miłość do rządu, który coraz bardziej zaczyna przypominać Pythonowskie Ministerstwo Szalonych Kroków, w wykonaniu pani E. nie ma granic. Tak trzymać!!!