Zdjęcia te robiłem jak zwykle krótko przed zachodem słońca mniej więcej tydzień temu podczas joggingu nad sadzawką przy Bilssestrasse na pograniczu Wilmersdorfu i Schmargendorfu. Te okolice stały się moim najnowszym odkryciem.
Polubiłem je ze względu na ich "filmowość", która przejawia się w ciągłych zmianach perspektywy. Wystarczy jedna Kamerafahrt (jazda kamery), czyli przebiegnięcie albo przejście paru kroków, żeby w obiektywie ukazało się coś zupełnie nieoczekiwanego.
Teraz i tak wszystko się tam zmieniło w jeszcze innym, dodatkowym wymiarze. Nadeszła fala mrozów, ktore nocą schodzą do minus piętnastu stopni i którę skuły sadzawkę lodem.
Chmury, które tydzień temu wieszczyły nawrót zimy, przepadły bez śladu, rozpłynęły się dyskretnie, ale niebo nad Berlinem stało się bez nich jakby zbyt nudne, błękitne i uładzone. Równieź światło straciło swoją drapieżność, która może wróci wraz z ociepleniem.





Inne tematy w dziale Kultura