Podobno fala ciepła ma niebawem nadciągnąć, ale dzisiaj w Berlinie nic tego nie zapowiadało. Sadzawka pod stacją metra Rathaus Schöneberg była skuta lodem, co widać poniżej.
Hokeista był w zaawansowanym wieku, ale za to wyjątkowo dziarski i najbardziej rzucający się w oczy. Przyciągał spojrzenia gapiów.
Na mnie też zrobił wrażenie. Wszędzie było go pełno. Mimo że palce miałem skołowaciałe od mrozu, zatrzymałem się i wyciągnąłem aparat z plecaka. Nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności, żeby go sfotografować.
Szykował się do podania na bramkę, czy rozgrywał jakiś atak w pojedynkę? Tylko przeciwko komu? Poza tym działo się tam dużo. Szczególnie dzieci miały problemy z utrzymaniem się na łyżwach.
Na faceta z kijem hokejowym nie zwracały uwagi...
Nie czekałem na rozstrzygnięcie spotkania na lodzie. Pobiegłem dalej w stronę rozgłośni Deutschlandradio. Musiałem przyśpieszyć. Słońce jak kometa pędziło do linii horyzontu. Z każdą minutą zmieniał się także kolor światła. Z ceglastego na morskozielony. Czy nie taki miał na myśli Joyce, kiedy pisał:A new art colour for our Irish poets: snotgreen. You can almost taste it, can't you? ... The snotgreen sea.
Sadzawka w parku po drugiej stronie Blissestrasse była właśnie w takich dublińskich tonacjach. Tam też papa jeździł na łyżwach z córką i synem. Ślizgawka dla trojga. Szczególnie córka wciąż się przewracała...
Zdaje się jednak, że głowa rodziny zorientowała się, że fotografuję ich z brzegu. Cała trójka zaczęła się pośpiesznie oddalać...
Inne tematy w dziale Kultura