Waldenar Korczyński Waldenar Korczyński
257
BLOG

O pułapce referendalno - wyborczej raz jeszcze.

Waldenar Korczyński Waldenar Korczyński Polityka Obserwuj notkę 10
Niżej pozwolę sobie uzupełnić moją wczorajsza notkę tak, by dopowiedzieć to, czego w mojej wczorajszej notce mogło zabraknąć. Uzupełnienie mojej wypowiedzi zrobię w punktach, bo tak chyba będzie łatwiej. Jest to niewielka modyfikacja mojej odpowiedzi jednemu z blogerów, który zarzucił mi brak obiektywności i uprzedzenia w stosunku do obecnej władzy.


Moja wczorajsza notka została skomentowana m.in. w ten sposób, ze stwierdzono, iż dla "niewpisywania się" do referendalnej frekwencji nie trzeba odmówić pobrania karty referendalnej,  bo frekwencję wylicza się z liczby ważnych głosów w wyborczych urnach, a opisana przeze mnie sytuacja nie narusza zasady tajności wyborów. Ja się z tym zgadzam tylko częściowo. Tak rzeczywiście jest, jeśli rozpatrywać będziemy referendum jako  odrębny, niezależny od głosowania w wyborach proces. Problem polega jednak na tym, że połączenie referendum i wyborów tworzy zupełnie nowa jakość, gdzie sytuacja głosującego jest inna niż w głosowaniu „solo” w każdym z połączonych procesów osobno. Kłopot polega na tym, że nie są to procesy wzajemnie niezależne, bo przebiegają w tej samej przestrzeni, która niejako „ingeruje” w oba z nich i ich „niezależność” niszczy. Nie mnie oceniać powody takiej konstrukcji głosowań, ale takie  połączenie obu procesów wymagałoby jakichś dodatkowych zabezpieczeń. Niżej pozwolę sobie uzupełnić moją wczorajsza notkę tak, by dopowiedzieć to, czego w mojej wczorajszej notce mogło zabraknąć. Uzupełnienie mojej wypowiedzi zrobię w punktach, bo tak chyba będzie łatwiej. Jest to niewielka modyfikacja mojej odpowiedzi jednemu z blogerów, który zarzucił mi brak obiektywności i uprzedzenie w stosunku do obecnej władzy.


(1) Wydaje mi się, że moja notka została przez niektóre osoby zrozumiana jako sugestia, ze JEDYNYM sposobem zagwarantowania, by wyborca nie został zaliczony do wymaganej (i chyba bardzo przez PiS pożądanej) frekwencji wyborczej jest "zarejestrowanie się w spisie wyborców jako niebiorący udziału w referendum", tj taki, który nie pobrał karty referendalnej. JA TEGO NIGDZIE NIE NAPISAŁEM. Rzecz jednak w tym, że taka organizacja wyborów i referendum zastawia na wyborce PUŁAPKĘ, bo najlepszy sposób na nie dołączanie do frekwencji generuje ujawnienie jego preferencji wyborczych. I przy tym poglądzie pozostaję. Inne sposoby obarczone są takimi, np. wadami jak :

    • konieczność sprawdzenia i zapamiętania dokładnej definicji głosu nieważnego by móc taki głos oddać i pozbawić naczalstwo przyjemności uznania (wprawdzie bez dokładnej identyfikacji, ale jako niezaznany element zbioru zwolenników) wyborcy za "swojego człowieka". Polecam ew, Czytelnikom sprawdzenie w swoim otoczeniu procentu osób, które te definicje znają. Mnie wychodzi, ze jest to jakiś ułamek procenta (wśród moich znajomych nie znalazłem nikogo, kto by dokładna definicję znał)
      
    • wykonania dodatkowej pracy polegającej na uczynieniu głosu nieważnym w sposób niewątpliwy. Najlepiej taki,który nie spowoduje dodatkowej pracy Komisji Wyborczej w celu jego identyfikacji jako głosu nieważnego i nie wymusi bezdurnego przedłużania pracy tej komisji. O generowaniu ew. błędów spowodowanych przeciąganiem uwagi "komisarzy" wspominać nawet nie warto. A, zdaje się, że w tym roku Komisje maja sporo pracy więcej, a czasu, szczególnie poza granicami Polski, znacznie mniej niż w poprzednich latach.
      
    • koniecznością sprawdzenia czy np. przedarcie karty referendalnej nie jest naruszeniem prawa. Karta taka jest DOKUMENTEM (i to ścisłego zarachowania) i nie jest powszechnie wiadome, iż podarcie karty wyborczej zgodnie z kodeksem karnym – art. 248 – to przestępstwo. Grozi za to kara pozbawienia wolności do trzech lat.  


(2) Dobrze by było, gdyby pomysłodawca i organizator połączenia wyborów z referendum nie zapominał, że glosujący są obywatelami Rzeczypospolitej. I nie zajmował im czasu i zdrowia tanimi gierkami wyborczymi. Do zabaw może/mógł kupić sobie jakieś zwierzątko domowe. Uciecha byłaby obopólna. Zdaje się, że niektórzy prominenci naszego naczalstwa parę razy wspominali o szacunku dla "suwerena". Może warto im to przypomnieć?

Na koniec pozwolę sobie zauważyć, że połączenie obu głosowań ma charakter trochę podobny do łączenia rozmaitych substancji w rozumieniu chemii. Mogą być one niezależnie obok siebie (np. oliwa na powierzchni wody, przez nieszczególnie długi czas, ale jednak), mogą się mieszać (np. woda z sokiem cytrynowym) lub ze sobą reagować (np. sód z chlorem lub składniki tzw. amunicji binarnej. W pierwszym przypadku dwie trucizny dają nieszkodliwą sól, w drugim dwie nieszkodliwe substancje silny materiał wybuchowy). Proponuję by każdy samodzielnie ocenił do którego z tych rodzajów połączeń zaklasyfikować dziś można łączenie referendum z wyborami parlamentarnymi.

Był również komentarz wskazujący, że opisana przeze mnie sytuacja nie jest wyjątkiem, bo w ciągu ostatnich miesięcy mieliśmy kilka spraw, gdzie naruszano rozmaite nasze obywatelskie uprawnienia. Komentujący wskazał tu m.in. sprawę samobójczej śmierci chłopca, którego orientacja seksualna została ujawniona oraz sprawę niedawnej dymisji min. Niedzielskiego. Tych naruszeń naszej prywatności czy dóbr osobistych było ostatnio rzeczywiście sporo. Sytuacja, jaka powstała dziś przy okazji tych wyborów jest jednak na tyle szczególna, że w moim odczuciu warto o niej pisać, bo to raczej rzadki przypadek, kiedy to Państwo (to referendum organizowane jest przez rząd RP) zastawia pułapkę na swojego obywatela. Postępowanie takie jest częste np. w sytuacji przesłuchiwania podejrzanego (ale powinno się go, zdaje się, uprzedzić o jego sytuacji) czy podczas rożnych badań ankietowych, gdzie ważne jest jakieś sprawdzanie prawdomówności poprzez różnie artykułowane pytania o tę samą sprawę. Tu jednak nikt o nic mnie nie pyta, lecz moje Państwo usiłuje wyłudzić ode mnie informację o moich preferencjach wyborczych/politycznych. Pisząc to nie wiem czy podjęto jakieś działania zmierzające do eliminacji tego zagrożenia. Jeśli nie, to jest to działanie wobec obywatela niedopuszczalne. Jeśli pomyślano o tym, aby próby wyłudzenia nie było, to rząd powinien przynajmniej ogólnie (a najlepiej szczegółowo) wyborców o tym poinformować w chwili ogłoszenia zamiaru łączenia referendum z wyborami parlamentarnymi. I dać ludziom czas na przemyślenie skuteczności tego zabezpieczenia. W świetle wypowiedzi naszych oficjeli, gdzie roi się od klasyfikacji Polaków na lepszych i gorszych, publiczne potępiania ludzi mających w tej sprawie wątpliwości i namawiających do różnych form odmowy udziału w referendum czy ograniczanie czasu prac komisji wyborczych w sytuacji, gdzie czas ten trzebaby znacznie wydłużyć (np. dla umożliwienia rzetelnego sprawdzenia ważności oddanych głosów), tak lekceważący stosunek do łączenia referendum z wyborami, rodzi podejrzenia, że jesteśmy w RP nie suwerenem, a poddanymi (nie obywatelami).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka