Warsztaty Analiz Socjologicznych Warsztaty Analiz Socjologicznych
240
BLOG

Prof. Andrzej Zybertowicz "Zdegradowane symbole"

Warsztaty Analiz Socjologicznych Warsztaty Analiz Socjologicznych Polityka Obserwuj notkę 5

Tekst pochodzi z 2005 roku
 
 
to była wielka sprawa
sięgnęliśmy dalej niż myśleliśmy
to wielka sprawa
ciągle nie możemy się z nią uporać
to wielka
nadal nie rozumiemy swoich pragnień
gdy zaczynamy je pojmować
przestajemy
w nie wierzyć
 
Czego pragnęliśmy w Sierpniu 80’? Czy historyczne 21 postulatów o tym właśnie mówi? Nie, nie chodzi o to, że końcowy kształt postulatów powstał w wyniku pomocy ludzi z zewnątrz, prawdziwych bądź fałszywych doradców. Idzie o coś głębszego. Czy jest jakaś jedna prawda społecznych dążeń, czy może mają one wiele warstw? Łatwiej chyba jednoznacznie wyrazić to, czego w Sierpniu mieliśmy dosyć. Ale czy wiedzieliśmy wtedy (a dziś?), czego tak naprawdępragniemy?
            Zmieńmy na chwilę ogniskową: czy ogólnie w życiu społecznym zawsze wiemy, za jakim ładem społecznym tęsknimy? Nie trzeba być wyznawcą myśli Freuda lub Junga, by dostrzec, że jesteśmy w stanie wyrazić, a nawet choćby tylko odczuć, jedynie część swoich pragnień, potrzeb, że kontrolujemy tylko część sił sprawczych naszego działania. Czy optyka 25 lat daje nam możność zrozumienia więcej z ówczesnych społecznych dążeń niż w tamtych chwilach?
            Czego pragnęliśmy w Sierpniu? Wolności?Ale zazwyczaj bez wyobrażenia sobie konkretnych rozwiązań instytucjonalnych. Wolnych Związków Zawodowych? By nadal pracując w socjalistycznych molochach przemysłowych uzyskać jakieś narzędzie obrony przed niegodnym traktowaniem. Sprawiedliwości i godności? Czy nie było paradoksem oczekiwanie, iż partyjni aparatczycy (ludzie, którzy swoje kariery aż nazbyt często zawdzięczali doskonaleniu sztuki podłości) będą rządzić sprawiedliwie i godnie? Że umiejętnie będą zarządzali coraz bardziej złożoną gospodarką? Podwyżek płac i mieszkań?Tak, to chyba najprostsze z pragnień. Ale domagaliśmy się też mszy w telewizji i pomnika Grudnia? Tak, pojmowaliśmy, że nie samym chlebem... Odczuwaliśmy wielkie znaczenie symboli.
            I co symbole mówią po 25 latach? Zdaniem wielu Wałęsanadaje się jedynie na symbol eksportowy; w kraju zazwyczaj szkodzi. Panna „S” dla tak wielu okazała się potężnym rozczarowaniem. Wolność– tak, ale zbyt często dla aferzystów, prymitywnych biznesmenów pomiatających bezradnymi pracownikami, wreszcie dla postbezpieczniackich układów pozorujących chaos, za którego kurtyną wykonywane są wielkie przewłaszczenia. Za mało natomiast wolności dla uczciwej aktywności gospodarczej i obywatelskiej.
            Wolność to zdolność do podmiotowości – jednostkowej i grupowej. A gdzie, w jakich miejscach życia społecznego są obszary najskuteczniejszej(jest powód by użyć tego słowa) podmiotowości? Czy nie przypadkiem w świecie aferzystów (skutecznie bezkarnych); gangów (terroryzujących małe miasteczka); blokersów (zastraszających osiedla); polityków (dla, których ordynacje wyborcze stały się wygodnym kodeksem pracy); korporacji zawodowych (spajanych pasożytniczą lojalnością grupową); wreszcie niektórych środowisk tajnych służb (paraliżujących zdolność państwa do autoreformy). Te grupy nie są zatomizowane - w odróżnieniu od licznych przeciętnych, zacnych obywateli. Ci często nie mogą liczyć na nikogo (poza kręgiem rodzinnym). Najmniej zaś na swoje państwo. Ale krąg rodzinny jest bezradny wobec przemocy band dresiarzy, tak samo jak (użyjmy języka nauk społecznych) wobec przemocy strukturalnej ze strony tych publicznych instytucji, które zostały zawłaszczone przez korupcyjnie upodmiotowionych aferzystów.
            Mamy więc we współczesnej Polsce obszary podmiotowości, tj. strefy dość dobrze skoordynowanych działań zbiorowych. Skuteczne działania zbiorowe są jednak nazbyt często zbirowe. Te zbirowe obszary/grupy pod pewnymi względami są jakby na marginesie, poza społeczeństwem, poza jego problemami, z drugiej zaś najpotężniejsze z tych grup usytuowane są w samym rdzeniu państwa, paraliżując jego zdolność do samonaprawy. Grupy te ćwiczą „jazdę na gapę” (to pojęcie także teoretyczne oznacza sytuację korzystania z dóbr publicznych bez wnoszenia swojego wkładu w ich wytworzenie).
 
Tęsknota za Wielkim Rozdzieleniem
 
Czego zatem pragnęliśmy na owym głębszym – domniemanym - poziomie? Oto moje odczytanie podświadomości zbiorowej: Chcieliśmy przemiany. I przemiana nastąpiła. Ale nie tak miało być. Gdzie popełniliśmy błędy? Czego nie rozumieliśmy? Przemiana miała być Wielkim Rozdzieleniem. Rozdzieleniem dobra od zła. Prawdy od fałszu. Mądrości od głupoty. Zasług od win. Odwagi i zdrady. Prawa i bezprawia. Takie rozdzielenie nie nastąpiło.
            Wyliczone opozycje to nie są tylko wysokie słowa, metafory, filozoficzne idee. Kategorie, o rozdzieleniu których piszę, to zarazem ważne regulatory społecznych zachowań. To punkty orientacyjne, od których wyniesienia i spójności współzależy jakość demokratycznych i rynkowych instytucji. W Polsce symboliczne regulatory społecznego działania nie działają stosownie do wymogów nowoczesnej demokracji i gospodarki rynkowej.
            Wiem, wiem, znam te argumenty przeciw Wielkiemu Rozdzieleniu: rzeczywistość jest bardzo złożona; niejednokrotnie można było być uległym karierowiczem (à la Belch), a potem podnieść się i nabierać dzielności (tu trzeba wpisać inny pseudonim). Rzeczywistość ma liczne odcienie szarości. Rozdzielenia na co dzień często się nie udają.
            Ale poza warstwą rzeczywistych, „materialnych” zdarzeń, wszystkie społeczeństwa, narody (nawet rodziny) mają swoje symbole. Historyczne znaki. Idealne układy odniesienia. Symbole komunikują. Są jak latarnie morskie. Wiemy, przed czym chronią żeglarzy. Symbole komunikują – na poziomie świadomym i podświadomym - sprawy dla zbiorowości ważne. A to, co ważne, należy pielęgnować.
            My, grzesznicy, unikamy zalewu niecnoty, dzięki żywym symbolom cnoty; także cnoty naszych przodków - stąd m.in. ogromna waga tradycji wojny roku 1920 oraz Powstania Warszawskiego.
            Czego nie rozumieliśmy konstruując nowe instytucje? Podskórnej tkanki odziedziczonej po państwie policyjnym, tkanki setek tysięcy osób zdemoralizowanych przez uwikłanie w praktyki agenturalne, podatnych na szantaż. I socjotechnicznej sprawności niektórych środowisk służb specjalnych. W tym środowisk, które potrafiły zbudować enklawę, pojemnik odporny na zewnętrzne zawirowania i przenieść swoje zreorganizowane zasoby przez 16 lat transformacji. I uchronić te zasoby przed kontrolnym okiem demokratycznych procedur. Zbudować pasożytniczy mechanizm nie-odpowiedzialności i interesów. Mam na myśli wojskowe tajne służby. Też są symbolem – swoistej pasożytniczej więzi między dawnymi a nowymi czasy. Tak jak symbolem bezradności państwa jest afera FOZZ.
 
Afera jako symbol
 
Nie jest niczym nadzwyczajnym, że w masowych społeczeństwach wybuchają afery i skandale. Największym skandalem jest jednak to, że większość afer nie jest wyjaśniana i rozliczana (optymiści myślą, że od czasu Rywinady się tu zmieniło na lepsze). Afera/skandal/przekręt – to jeden z symboli III RP. Co taki symbol komunikuje? Postuluje bezradność.
            A zacni obywatele, dlaczego tak strasznie są zatomizowani i besilni wobec patologii publicznych, skoro – jak pokazują różne badania – Polacy wcale nie są leniwi, wiele rodzin imponuje zaradnością; wiele osób i firm jest sprawnych, ma poczucie sukcesu, radzenia sobie w trudnych warunkach. W warunkach rabunkowej często prywatyzacji i brutalnej globalizacji, skrzywionych reguł konkurencji, rozpanoszonego krętactwa etc. Wielu ludzi sukcesu głosi jednak bezradność w sprawach publicznych, niewiarę w wyprostowanie naszych spraw, deklaruje bezradność w obliczu bezradnego państwa.
            Badania pokazują, że mamy niskie wskaźniki uczestnictwa w działalności publicznej, kilkakrotnie niższe niż w krajach starej UE i USA. Profesjonalni optymiści (vide Waldemar Kuczyński) powiedzą, że to sytuacja przejściowa: wygłodzone konsumpcyjnie społeczeństwo, ciągle na materialnym dorobku, musi przejść fazę gromadzenia dóbr, a potem dopiero nakieruje się na przedsięwzięcia wspólnotowe. Obawiać się jednak należy, iż potem najpewniej uświadomimy sobie, że dzisiejsze presje konsumpcyjne są o wiele silniejsze od tych z fazy dopiero krzepnącego kapitalizmu, że uzależniają szybciej i mocniej, wreszcie że nie mamy już cierpliwości niezbędnej do mozolnego tworzenia i negocjowania światów zbiorowych.
            Zacni znaleźli się w kleszczach pasożytniczych grup i grupek interesu i interesików (band quasi-polityków, prawdziwych blokersów, pozorowanych firm ochroniarskich oraz postkomunistycznych specjalistów od manipulacji i dezinformacji). Twarze wielu policjantów i lumpów są niepokojąco podobne; przestępcy zbyt łatwo znajdują wspólny język z policjantami. W raporcie CBŚ z 2004 r. można przeczytać o miasteczkach bezprawia. Zwróćmy uwagę, jak współbrzmią, współgrają funkcjonalnie ze sobą, z jednej strony, strefy fizycznej rozproszonej przemocy na dole, a z drugiej przemoc strukturalna od góry oraz presje i pokusy kultury konsumpcyjnej epoki globalizacji. Efektem takiego współbrzmienia jest demokracja fasadowa.
            Albo rozerwiemy kleszcze tych pasożytniczych gier, dając wreszcie Polsce szansę, by skorzystała ze swego potencjału i położenia geograficznego, albo zakwasimy kraj na kolejne lata. „Bardzo długi marsz” pisał socjolog Henryk Domański o naszej transformacji. Ale może w ostatnich zwłaszcza latach dryf? Państwo dryfuje. Symbole dryfują. A właśnie symboli winniśmy od dryfu chronić.
 
Symbole wielkiego pomieszania
 
Historycznie największa i najważniejsza strefa symbolizowania (i źródło wielu symboli pochodnych) to religia. Ale czy polskie duchowieństwo katolickie stanęło na wysokości zdania w obliczu transformacyjnych presji? Czy w obliczu systemowich patologii i upokorzeń głos kleru zabrzmiał czysto i donośnie? Wolno w to wątpić.
            Co dzieje się ze społeczeństwem, gdy i symbole zawodzą? Wielu przeżyło wstrząs, gdy Jan Paweł II zaprosił do swego papamobile prezydenta Kwaśniewskiego. Nie pozwolę sobie na spekulowanie co do papieskich intencji. Socjologowi łatwiej może odczytać społeczny przekaz i konsekwencje czynu. Pomieszanie... utrata orientacji...
            O uroczystym posiedzeniu Parlamentu, które ma być poświęcone rocznicy Sierpnia i prowadzone przez obecnych marszałków Sejmu i Senatu (Cimoszewicz/Pastusiak), senator Romaszewski mówi w TVN24, że oni właśnie nie powinni tego robić - choćby ze względu na kwestię smaku. Od tego jestem socjologiem, by spróbować powiedzieć coś więcej. Taki tandem to szkodliwy komunikat dla społeczeństwa. Dla naszej świadomości i podświadomości to niedobry znak orientacyjny. Dokładnie przeciwny Wielkiemu Rozdzieleniu. To nie tylko efekt sprawności postkomunistycznych socjotechników, którzy aurę pojednania po śmierci papieża wykorzystali właśnie do takich sytuacji. To także znak zgodny z duchem pod/świadomości zglobalizowanej, konsumpcyjnej, powierzchownej, ale szkodliwej dla narodu, któremu ciągle brakuje form skoordynowanego działania na poziomie publicznym.
            Tandem Cimoszewicz/Pastusiak to kolejny impuls symbolicznych pomieszań. Jakby przypieczętowanie tego, że oczekiwane Wielkie Rozdzielenie po tych 25 latach nadal jest odległe. Boleśnie przypominają się opłakane zachowania Wałęsy (jego NATO Bis i pielęgnacja lewej nogi); żenujące postkomunistyczne lojalności i polityczne miłości Michnika - też przecież kiedyś symbolu. Z innej strony Lepper,  dla narodu o tysiącletniej tradycji winien być symbolem upudrowanej tandety, a wielu zagubionym w transformacji Polakom jawi się jako znak jedynej nadziei. Ale Lepper nie wyhodował się sam; to kreacja kiedyś wylansowana przez postkomunistów, by kąsać niepodległościową prawicę, która urwała się(?) z uwięzi. (Nawisem mówiąc, może kiedyś kolejna komisja śledcza pokaże także rolę pałacu prezydenckiego w tej socjotechnicznej zabawie.) Czyjego sukcesu symbolem jest Balcerowicz? Spośród wszystkich krajów UE, starych i nowych, to w Polsce jest największe bezrobocie. Jak oni tam bez Balcerowicza dają sobie radę?
            Trzeba przenikliwości Jadwigi Staniszkis, by w telewizyjnym studiu wyborczym w październiku 2000, komentując sukces Kwaśniewskiego, powiedzieć (cytat z pamięci): „kiedy ludzie stracili szacunek do samych siebie, głosują na kogoś, komu szacunku nie muszą okazywać, bo też ma liczne grzeszki na sumieniu”. Staniszkis bowiem, jak mało kto w środowisku nauk społecznych, swoją intuicją badawczą potrafi sięgnąć właśnie do tego, co podświadome. A znana z psychologii społecznej zasada konsekwencji powoduje, że ludzie zaangażowawszy się w jakieś działanie często wolą trwać w błędzie, niż się do niego przyznać. Stąd utrzymywanie się wysokich notowań prezydenta.
 
Instytucje i symbole
 
Dobrze pomyślane instytucje określają reguły społecznych gier. Symbole z kolei uprawomocniają (czasami z daleka) sam sens tworzenia takich właśnie a nie innych instytucji. Symbole komunikują sens instytucji. Pomnik przy gdańskiej stoczni komunikuje sens takiego ludzkiego działania jak odwaga i solidarność.
            Symbole mogą zamykać i otwierać. Rywin to jeden z nowszych symboli – znak bezkarności: „włóż karteczkę do kieszeni patrona, zatroszczy się o ciebie”. Ale dla wielu Polaków taki symbol to znak niewiary w możliwość uporządkowania polskich spraw. Rywin należy do symboli zamykających nadzieję.
            Są tacy - przyzwoici i niegłupi skądinąd ludzie – którym Cimoszewicz jawi się jako głos rozsądku na polskiej scenie politycznej i szansa na ocalenie wartości lewicy w obliczu klęski SLD. Zapominają albo nie potrafią zajrzeć za kulisy polityki, ku faktycznym, nie tylko symboliczno-scenicznym, mechanizmom transformacji, by zrozumieć to złudzenie. Wtedy zobaczyliby Cimoszewicza dokonującego niebywałej agenturyzacji Ministerstwa Spraw Zagranicznych (zob. np. Rzeczpospolitaz 13 maja 2004). Polityka, który gra na giełdzie akcjami spółki skarbu państwa, na której notowania bezpośredni wpływ mają jego partyjni koledzy (w tym prezydent kraju typujący skład rady nadzorczej Orlenu).
            W istocie nie istnieje niezależny kandydat Cimoszewicz, jest tylko Kwaszewicz: człowiek-narzędzie podtrzymania patologicznych mechanizmów, choć sam pan C/K nie musi być tego w pełni świadomy. Cimoszewicz z Pastusiakiem pokażą nam troskę o tradycję Solidarności. Dotąd troszczyli się o solidarność postkomunistycznych manipulatorów.
            Oto symbol naszych osiągnięć: hołd Solidarnościowej tradycji odda syn oficera kontrolowanej przez Sowietów informacji wojskowej, wychowany w wierności komunizmowi (nie zechciał formalnie podpisywać instrukcji wyjazdowej SB, bo przecież jako członek Partii i tak był po stronie SB); człowiek, który jako minister spraw zagranicznych na swoich zastępców wybrał tajnych współpracowników komunistycznych służb jako prezydent miałby być znakiem siły naszego narodu.
            Obywatele mogą symbolicznej mocy takiej sytuacji nie odczytywać wyraźnie, mogą niektórych rzeczy nie wiedzieć, ale ich podświadomość takie symbole rozkoduje. Z jakim efektem? Między innymi z ponownym: państwo jest beznadziejne, „róbmy swoje”. Ale tym razem swoje (rodzinne, koleżeńskie, ale i cwaniackie) stoi w opozycji do tego, co już miało być nasze, wspólne. Polacy pozbawieni skutecznego państwa, które subiektywnie postrzegają jako swoje, muszą stać się łupem potężnych sił areny międzynarodowej.
            Czy Kaczyńscy z Tuskiem i Rokitą są w stanie upragnioną Wielką Przemianę zapewnić? Obiecują. Ale nie możemy być stuprocentowo pewni sukcesu. Żaden rozsądny socjolog lub politolog nie może tego obiecać. Ale kompletna poznawcza rezygnacja byłaby równie błędna. Można odpowiedzialnie powiedzieć, co zapewni Cimoszewicz: dalsze zakwaszenie naszego życia zbiorowego, więcej upokorzeń i goryczy dla większości; więcej szans na mętne interesy dla układnych. Jak powiedział mi niedawno oficer służb specjalnych komentując kandydaturę Cimoszewicza: „chodzi o zachowanie całego mechanizmu”. Jakiego? Mechanizmu, którego elementami składowymi jest długotrwałe doświadczenie słabości państwa (Robert Krasowski) i dalsza instytucjonalizacja nie-odpowiedzialności (w sensie Jerzego Hausnera i Mirosławy Marody).
            Sam Cimoszewicz nie musi nawet tego rozumieć. Jego postkomunistyczne otoczenie i podświadomość zapewnią wykonanie i zaniechanie czego trzeba.
To nasz kraj. Sprawa wielka.
 
Andrzej Zybertowicz.
Autor jest profesorem w Instytucie Socjologii UMK.
 
Tekst pochodzi z 2005 r.
 
Studiował historię oraz archiwistykę na UMK i UAM. W 1985 r. doktoryzował się na podstawie pracy Problem stosowania teorii materializmu historycznego we współczesnej historiografii polskiej (promotor: Jerzy Topolski). Stopień doktora habilitowanego otrzymał na podstawie pracy Przemoc i poznanie: Studium z nie-klasycznej socjologii wiedzy w 1997 roku. Był członkiem Komitetu Naukoznawstwa Polskiej Akademii Nauk. Pracownik Instytutu Filozofii UMK, w latach 1989-1995 w Katedrze Socjologii UMK, od 1995 Instytutu Socjologii UMK (w latach 1998–2006 jego dyrektor). Kierownik Podyplomowego Studium Socjologii Bezpieczeństwa Wewnętrznego (Instytut Socjologii UMK) i Zakładu Interesów Grupowych.

Warsztaty Analiz Socjologicznych to nowoczesna instytucja oparta na wzajemnym zaufaniu. Unikamy zaszufladkowania organizacyjnego. Świadomi wyzwań, przed którymi stoją młodzi Polacy mający ambicję wpływać na rzeczywistość społeczną w kraju, nie zaś tylko być jej biernymi uczestnikami, stawiamy na ciągłe doskonalenie naszego Warsztatu. Kontakt: warsztaty@warsztaty.org warsztaty.org Promote Your Page Too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka