SLD rozpaczliwie szuka lidera. Nie ulega bowiem wątpliwości że „umiarkowany sukces” Magdaleny Ogórek, zgodnie z przewidywaniami będzie końcem prawdziwego mężczyzny. Można powiedzieć, że Leszek Miller kończy z pompą – i to w dodatku przez kobietę.
Całkowitym zbiegiem okoliczności, na horyzoncie pojawił się za to Włodzimierz Cimoszewicz – obecnie senator niezależny, w 2011 roku skreślony z listy SLD.
Nie wiem czy to nie fałszywa sugestia ale trudno nie zauważyć że im bardziej oczywistym było że Leszek Miller niebawem będzie kończył, tym bardziej wyraźnie Włodzimierz Cimoszewicz zdawał się zaczynać.
Nie ulega wątpliwości, że po tym jak w kampanii 2005 roku, Cimoszewicz zapoznał się z „polityką miłości” i metodami działania „zaplecza” Platformy Obywatelskiej, nie byłby on entuzjastą koalicji SLD-PO. Jednak , jak deklaruje – w obecnych wyborach prezydenckich co prawda oddał głos nieważny, jednak będzie się przyglądał kampanii Komorowskiego i w drugiej turze być może się przekona żeby poprzeć obecnego prezydenta. Trudno to odczytać inaczej jak ofertę typu: jestem otwarty – i być może dam się przekonać.
Oczywiście nie mam pojęcia czy ta dziwna i nagła aktywność Cimoszewicza ma jakiś inny fundament niż scenariusz pisany przez TVN24 czy TVP INFO, jednak warto się zastanowić co ma dziś do zaoferowania Włodzimierz Cimoszewicz obozowi prezydenckiemu, posiadającemu przecież nieco inne „zaplecze” niż to które, tak boleśnie dla Cimoszewicza, wspierało w 2005 roku kampanię Donalda Tuska w wyborach prezydenckich. Warto się też zastanowić jaki elektorat może dziś zaoferować Cimoszewicz i komu ubędzie głosów jak senator z Podlasia wciągnie sztandar. Nie rozmawiamy oczywiście o najbliższych dwóch tygodniach, ale o jesieni, kiedy czasem jedni kończą a inni zaczynają.
Inne tematy w dziale Polityka