waw75 waw75
1641
BLOG

Państwo zdrowieje – czyli czego uczy protest lekarzy

waw75 waw75 Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Przy całej – chwilami naprawdę surrealistycznej – dramaturgii głodówki młodych lekarzy jedno staje się oczywiste – państwo zaczyna zdrowieć. Choroba nie jest bowiem nowa, organizm jest zainfekowany tymi patologiami od lat – jednak z jakichś dziwnych powodów mimo dramatycznego stanu pacjenta nie było ani diagnozy, ani leczenia ani nawet ( i to jest zadziwiające!) nikt wcześniej  nie zapukał do drzwi lekarza – czyli do Ministerstwa Zdrowia, z żądaniem natychmiastowej pomocy. Czy możemy dziś mówić że to akcja polityczna? Pewnie nie – akcją polityczną było natomiast to że nikt nie domagał się leczenia, siedem, pięć czy nawet trzy lata temu. Dlaczego? - a tutaj to już spytajcie kilku znajomych lekarzy na kogo głosowali w kilku ostatnich wyborach.


Jak więc inaczej nazwać ten wybuch buntu po wielu latach choroby, jeśli nie początkiem zdrowienia ? Jak nazwać to inaczej niż końcem upartyjnienia państwa ? Mimo że ta dramatyczna choroba trwa od wielu lat to protesty z żądaniem naprawy tych patologii, jeszcze nawet trzy lata temu byłyby niemożliwe.

.

Z jednej strony trudno się dziwić że wieloletniej zapaści, tak ostre i niemożliwe do zignorowania protesty wybuchły dopiero po wielu latach – dopiero po zmianie władzy w Polsce. Z drugiej strony dopiero dziś – po całkowitej zmianie myślenia o państwie, widać jak chore były dotychczasowe argumenty władzy, mediów i na jak fałszywe nurty mylono publiczną debatę. Także przy pomocy, całkowicie lojalnych wobec poprzedniej władzy, mediów

.

- Refleksja pierwsza – wreszcie, po wielu latach fałszywej propagandy zaczęliśmy publicznie mówić o nakładach określonej części PKB na finansowanie służby zdrowia. Zniknęła cwana propaganda jaką stosowano przez lata – że postulaty medyków oznaczają demoniczną podwyżkę składki zdrowotnej. Może ktoś sobie jednak przypomni jak, do czasu zmiany władzy, wyglądały argumenty rządu? Albo prywatne ubezpieczenia na procedury szpitalne albo podniesienie składki. Dyskusji o zwiększeniu nakładów w ramach dochodu z PKB nawet nie brano pod uwagę. Antagonizowano lekarzy kontra reszta społeczeństwa – argumentując że podwyżki w służbie zdrowia to nie obowiązek rządu ale znaczne podniesienie składki płaconej przez pracodawców, pracowników, przedsiębiorców. Jeśli ktoś jeszcze tego nie zauważył – obecna władza stojąc dziś pod pręgierzem nawet nierealnych postulatów – nie przedstawia postulatów lekarzy jako sprzecznych z interesami każdego płatnika ZUS. A wspomniane i obiecywane ubezpieczenia prywatne na leczenie szpitalne … no cóż … szuflady były pełne projektów ustaw w 2007 roku – później jakoś, jakby opustoszały. W efekcie 2016 rok przywitał nas bez ustaw o prywatnych ubezpieczeniach, bez podniesienia składki ani bez zwiększenia procentu z PKB .

.

- Refleksja druga – po okresie propagandy rządów PO-PSL przestaliśmy się okadzać aromatem tzw „średnich zarobków”. To był relikt propagandy rządów Tuska i Komorowskiego – kierując się tą kłamliwą retoryką pensje lekarzy wynoszą dziś pewnie około dwunastu tysięcy na rękę. Tą samą propagandę uprawiano zresztą w skali całego kraju podając latami jakie to fantastyczne „średnie zarobki” otrzymują Polacy na zielonej wyspie lat 2009-2015. Zaraz po wyborach 2015 roku w cudowny sposób odblokowały się informacje o raportach GUS na temat zarobków w Polsce i wszystkich zatkał fakt że dominanta wynagrodzeń oscylowała wówczas w Polsce w widełkach 2200 – 2400 złotych brutto. Powyżej 6,5 tysiąca złotych brutto zarabiało około 10% społeczeństwa i tyleż samo – 10% miało pensję poniżej 2,2 tysiąca brutto. I naprawdę, kto jak kto, ale młodzi lekarze powinni dziś przede wszystkich błogosławić, że jesienią 2015 roku zmieniła się w Polsce ekipa rządząca – także mediami! - bo do dziś rezydenci i ratownicy medyczni byliby częścią propagandy sukcesu pod nazwą „średnie zarobki lekarzy”. Inna sprawa, że owa „średnia wynagrodzeń” wklepała się do głów niezwykle skutecznie, co też dziś daje swoje efekty.

.

- Refleksja trzecia – problem nierozwiązywalny czyli relacje zarobków w sektorze prywatnym do zarobków w sektorze publicznym. I tu pewnie leży najbardziej zasadniczy problem jaki dziś dotyka pracowników służby zdrowia. Bo choć trudno oczywiście negować że zarobki młodych lekarzy są skandalicznie niskie to trudno także negować że znaczna część z nich zaraz po zdobyciu specjalizacji przechodzi na kontrakty lub przyjmuje głównie w prywatnych gabinetach a w niektórych specjalizacjach także w prywatnych klinikach. I zarobki te szybują kilkukrotnie w górę. Dwa popołudnia w tygodniu w prywatnym gabinecie daje zwykle podobną lub większą pensję niż osiem godzin pracy przez pięć dni w tygodniu i to w branżach także wymagających wyższego wykształcenia. Jeśli więc ktoś naprawdę zasługuje tu na natychmiastową pomoc to wcale nie ministerialni rezydenci! Ale przede wszystkim ratownicy medyczni, laboranci i pracownicy niedofinansowanego publicznego sektora w służbie zdrowia czy stażyści w pierwszym roku po ukończeniu studiów. I jeśli w jakimś markecie pojawiła się gdzieś oferta dla kasjerki, z propozycją wyższego wynagrodzenia niż podstawowa (bez dyżurów) pensja rezydenta na starcie, to można być oburzonym! Pełna zgoda! - ale niestety tak już jest na świecie – nie tylko w „pisowskiej” Polsce – że sektor publiczny ma inną skalę niż sektor komercyjny. W zamian jest pakiet socjalny, ubezpieczenia i pewna wypłata. Jeśli się to rezydentom na ministerialnym garnuszku nie podoba to proponuję złożyć C.V. do prywatnej kliniki – zapewne dwie średnie krajowe pękną na starcie w nagrodę za ciężkie studia.

.

- Refleksja czwarta – też bez dwóch zdań bardzo pozytywna – bo po ośmiu latach zasady odwróconej propagandy sukcesu (odwróconej bo to co wcale sukcesem nie było jako gigantyczny sukces sprzedawano we wszystkich mediach), wreszcie , nawet trudno sprecyzować od kiedy, wyjazd zagranicę przestał być uważany za najwyższy stopień „Polish dream”. Ach jak było cudownie - „już możemy!”, „Polacy mogą wreszcie wyjechać” - do Niemiec, do Anglii, do Norwegii. A władza odcinała kupony sukcesu w powodu zmniejszenia się stopy bezrobocia. Nikt się przez lata nie zastanawiał jakie to prędzej czy później przyniesie konsekwencje. Dziś wartością – i to nie w propagandzie medialnej – ale w powszechnym odczuciu społeczeństwa – nie jest wyjazd z „tego kraju” ale wartością stało się pozostanie na miejscu. Może gdyby nie wymyślano latami bzdur że patriotyzm to zamiatanie spod swojego psa a bycie Polakiem to powód do wstydu , to mądrość jaką dziś odzyskujemy wzbogaciłaby nas znacznie wcześniej – pomagając być może uniknąć aż takiej skali problemu.

.

- I wreszcie refleksja piąta – pewnie najbardziej polityczna. Postulaty jakie wystosowują zdesperowani rezydenci, stażyści, ratownicy a ostatnio jak wiemy także związek zawodowy pracowników służby zdrowia, ulegają pewnym modyfikacjom. Na przykład wynagrodzenia raz są jednym z postulatów protestujących lekarzy – innym razem nie są i o kłamstwo że w ogóle były postulatem oskarżany jest minister Radziwiłł, na następny dzień znowu stają się postulatem choć z adnotacją że ostatnim, a kolejnego dnia ów ostatni znikający i pojawiający się postulat otrzymuje ściśle określoną stawkę w wysokości minimum średniej krajowej 4,4 tys brutto. I to z warunkiem: „natychmiast!” co znacznie utrudnia lokalizację tegoż postulatu jako pierwszy lub jako ostatni. Równolegle też stawiane jest żelazne żądanie że do 2021 roku nakłady na służbę zdrowia mają wynieść 6,8% bo jak nie to dziesiątki młodych ludzi zagłodzą się na śmierć. I pewnie ktoś mógłby być zażenowany, że choć przez osiem lat rządów ekipy PO-PSL systemowe nakłady na finansowanie służby zdrowia wzrastały bardzo nieznacznie (wzrost był wynikiem wyłącznie zwiększenia się kwoty PKB a nie systemowego przeznaczenia większego procenta PKB) to żadne szlachetne głodówki „w obronie pacjenta” nie targały zieloną wyspą sukcesu. A szkoda! Bo może dziś do owego żądanego 6,8% nie startowalibyśmy z poziomu 4,7% ale dajmy na to z poziomu 5,5, albo 5,8%. Tyle tylko że owo zniesmaczenie nie ma dziś większego znaczenia. Natomiast fakt tak absurdalnie sztywnego stanowiska – wręcz odmowy jakichkolwiek rozmów, uczestnictwa w komisji trójstronnej czy nawet negocjacji w ramach ustawowej komisji dialogu budzi takie zdumienie że coraz więcej – nawet życzliwych lekarzom ludzi, przestaje cokolwiek z tego rozumieć. 6,8% za trzy lata – to kompletnie nierealne – lekarze, często świeżo po, lub jeszcze na studiach mają w dupie realizm. Nie tylko ekonomiczny ale też prawny. To nie jest tak że przyjedzie Beata Szydło i każde jakiemuś urzędnikowi w ministerstwie przelać kilkadziesiąt miliardów złotych na inne wydatki niż w ustawach budżetowych. Takie decyzje to proces – nowelizacja budżetu, prace komisji budżetowej w sejmie, analizy możliwości nagłego przesunięcia kilkudziesięciu miliardów złotych . I tak gigantyczna trzyletnia nowelizacja – ma być zatwierdzona natychmiast, dziś, jutro, pojutrze, bo inaczej kilkadziesiąt młodych ludzi się zagłodzi na śmierć. Wniosek? – jeśli ktoś się w ostatnich kilkunastu latach interesował czymkolwiek co wiązało się z rywalizacją polityczną w Polsce to wie, że podstawowym narzędziem wywalenia w powietrze rządu i parlamentu jest wysadzenie w powietrze budżetu – dokładnie w tym celu w 2006 roku Platforma przegłosowała razem z LPR-em tzw „podwójne becikowe”, dokładnie dlatego rok temu domagano się aby 500+ obejmowało urodzenie każdego dziecka. Żądania miały zawsze niebotycznie szlachetny i prometejski wydźwięk. I jestem pewien że dokładnie ten sam cel ma dziś głodówka lekarzy - choć wielu z nich nawet sobie z tego nie zdaje sprawy. Posłużono się nimi żeby „dla dobra pacjenta” - po ośmiu latach kompletnego zastoju stawki – nagle! lawinowo zwiększyć ją aż o 2,1% - czyli o kwotę prawdopodobnie rzędu kilkudziesięciu miliardów rocznie.

.

I muszę na koniec, zdradzić jeszcze tylko jedno zdumienie – to że jeśli dziś ten rząd by upadł, jeśli byłyby kolejne wybory i jeśli koalicje stworzyłby ktokolwiek inny, to ani lekarze, ani ratownicy ani stażyści nie dostaną kompletnie nic – figę z makiem. I aż dziw bierze że przez całe osiem lat nie zdołali tego zrozumieć. Zamiast więc bohatersko odmawiać sobie pokarmu żeby zrobić na złość rządowi – zdecydowanie zdrowiej będzie dla wszystkich po prostu usiąść do rozmów, bo naprawdę od lat nie było do tego lepszej – a może w ogóle jedynej okazji.
































.


waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka