wawel wawel
1017
BLOG

TRADUTTORE, TRADITORE czyli BAUDELAIRE, HORACY I SIENKIEWICZ

wawel wawel Kultura Obserwuj notkę 4



„Tłumacz (…) pracuje zwykle w warunkach podobnych do linoskoczka - mimo krótkiego łańcuszka na nogach – tańczącego na linie.”
[Stefan Szuman – O kunszcie i istocie poezji lirycznej]




          Co znaczy przetłumaczyć? Zakorzenić. Dać ekwiwalent. Stworzyć analogiczny organizm, nie naśladującą makietę. Trudna sztuka. Podobno w przekładzie ginie to, co najważniejsze. Czym jest poezja? Tym, co ginie w przekładzie. Efektowny aforyzm. Ale mimo to, mamy przecież, jak i inne narody, „swojego”, spolszczonego Szekspira, Goethego. Ginie więc zapewne wiele. Nie zawsze jednak. Często.

Przyjrzenie się różnicom między tłumaczeniami jednego i tego samego wiersza przez różne osoby i w różnych epokach, może nam bardzo dużo powiedzieć o…istocie poezji i o…danej epoce.

„(…)o istocie prawdziwej poezji można się bardzo dużo dowiedzieć z rozbioru tłumaczeń.”

Stefan Szuman w swej znakomitej rozprawie „Istota poezji a kunszt przekładów”analizuje i porównuje różne przekłady poezji z języka francuskiego, niemieckiego i angielskiego na język polski wypowaidając przy okazji wiele cennych uwag dotyczących samej natury dzieła poetyckiego. Zobaczmy się do jakich wniosków dochodzi przyglądając się bliżej przekładom Baudelaire`a , Keatsa i Goethego.




O RÓŻNYM SPOSOBIE TŁUMACZENIA TYCH SAMYCH TEKSTÓW

 

CHARLES BAUDELAIRE - L'ALBATROS


Souvent, pour s'amuser, les hommes d'équipage
Prennent des albatros, vastes oiseaux des mers,
Qui suivent, indolents compagnons de voyage,
Le navire glissant sur les gouffres amers.

A peine les ont-ils déposés sur les planches,
Que ces rois de l'azur, maladroits et honteux,
Laissent piteusement leurs grandes ailes blanches
Comme des avirons traîner à côté d'eux.

Ce voyageur ailé, comme il est gauche et veule!
Lui, naguère si beau, qu'il est comique et laid!
L'un agace son bec avec un brûle-gueule,
L'autre mime, en boitant, l'infirme qui volait!

Le Poète est semblable au prince des nuées
Qui hante la tempête et se rit de l'archer;
Exilé sur le sol au milieu des huées,
Ses ailes de géant l'empêchent de marcher.

 

Tłumaczenie B. Ostrowskiej:

ALBATROS

Niekiedy dla igraszki żeglarze załogi
Chwytają albatrosy, bujne ptaki morza,
Które ciągną, senliwe towarzysze drogi
Za okrętem, prującym goryczne bezdroża...

Lecz zaledwie na pokład je złożą, na deski,
A już ci króle nieba w niezgrabnych podskokach
Kulą żałośnie skrzydła, sny dali niebieskiej
Włócząc je jak dwa wiosła obwisłe po bokach.

Ten podniebny wędrowiec jak razi i śmieszy!
Niegdyś piękny — jak brzydko i słabo ucieka!
Jeden dziobem wygraża zebranej wkrąg rzeszy,
Inny chroma boleśnie — skrzydlaty kaleka.

Poeta jest jak książę przestrzeni i blasków,
Który wyzywa burze, drwi z strzałów i sidła,
Lecz na ziemię wygnany wśród szyderstw i wrzasków
Nie zdole chodzić, że mu zawadą są — skrzydła.


Tłumaczenie Cz. Kozłowskiego:

Załoga okrętowa często dla zabawy
Chwyta w sieć albatrosy, wielkie morskie ptaki,
Co lecą, towarzysze leniwe wyprawy,
Za statkiem zdążającym przez wód gorzkie szlaki.

Zaledwie je na pokład Załoga odniosła,
Jak te lazurów króle — brzydkie, ociężałe —
Żałośnie opuszczają ku ziemi, jak wiosła,
Swoich skrzydeł ogromnych pióra śnieżnobiałe.

Ten wędrowiec obłoczny — jakże słaby teraz!
Niedawno taki piękny, jakże szpetny śmiesznie!
— Ten dziób mu drażni, fajką dotykając nieraz,
Ów kalekę co latał przedrzeźnia uciesznie.

...Poeta jest podobny do tego chmur księcia,      
Co drwiąc z łuczników, burzy nawiedza straszydła:
Lecz gdy wygnan na ziemię — pośród szpilek cięcia
Olbrzymie mu nie dają chodzić jego skrzydła.


          Mamy obok siebie dwa na ogół niezłe przekłady z Baudelaira. Każdy z tych przekładów jest pisany innym językiem, co daje nam sposobność porównywania, jak dwaj poeci inaczej się wyrażają, chcąc wyrazić tę samą myśl, to jest w tym wypadku, odtworzyć tekst wiersza. Każdy z nich czyni to w inny sposób, a poeta-Francuz jeszcze inaczej.

Souyent pour s'amuser les hommeg d'equipage
Prennent des albatros, vastes oiseaux des mers.-..

Niekiedy dla igraszki żeglarze załogi
Chwytają albatrosy, bujne ptaki morza...

Załoga okrętowa często dla zabawy
Chwyta w sieć albatrosy, wielkie morskie ptaki...

          W tekście francuskim jest: „Les hommes d'equipage"; u Ostrowskiej: „Żeglarze załogi"; u Kozłowskiego: „Załoga okrętowa". Czemu „żeglarze załogi" brzmi nieco lepiej, jako tłumaczenie, niż: „załoga okrętowa"? Myślę że: „żeglarze załogi" — to „widoczni", dla oka wyobraźni dostrzegalni ludzie, a: „załoga okrętowa" —to zbiorowe, nieosobowe imię grupy ludzi, rzecz abstrakcyjna. „Żeglarze załogi" brzmi też chyba lepiej niż „załoga okrętowa" (warstwa brzmieniowa).
          Czemu jest lepszy szyk zdania: „Niekiedy dla igraszki żeglarze załogi", niż inny szyk: „załoga okrętowa często dla zabawy". Nie tylko dlatego, że tłumaczenie tym szykiem wierniej naśladuje oryginał, lecz dlatego, że szyk oryginału naśladowany przez Ostrowską jest lepszy. „Niekiedy dla igraszki"... czy też: „Souvent pour s'amuser"... jako fragment zdania przed średniówką jest oddzielnym   członem   wiersza,   apercepowanym   przez chwilę w swej oddziełności.   Na wstępie wiersza taki stan rzeczy. „Niekiedy dla igraszki"... bardziej emocjonuje, zaciekawia, niż stan rzeczy: „Załoga okrętowa..." Wiersz zaczynający się od słów: „Niekiedy dla igraszki..." jest więc lepszym początkiem wiersza, bo wytrąca odrazu Czytelnika  z  równowagi,  jest  lepszym  „wstępnym przeżyciem estetycznym", jakby powiedział Ingarden.

          Wyraz „igraszka" jest też lepszym wyrazem w kontekście tego wiersza, niż „zabawa", bo chodzi o „igranie czymś",  a nie zabawę czyjąś.   Przymiotnik:   „bujne" jest lepszy od przymiotnika: „wielkie" (ptaki morza) nie tylko dla tego, że wiernie oddaje znaczenie przymiotnika tekstu francuskiego: „vastes" („oiseaux") lecz dlatego, że „bujny" kojarzy się w tym wypadku „bujać", czyli unosić się w powietrzu, a w wizji wiersza lot ptaków za okrętem, a zwłaszcza „bujanie" tych ptaków w niebiosach, ich symboliczna poetycka niezależność, jest czymś istotnym.

...Qui suivent, indolents compagnons de voyage
Le navire glissant sur les gouffres amers.

...Które ciągną senliwe towarzysze drogi
Za okrętem prującym goryczne bezdroża.

...Co lecą, towarzysze leniwe wyprawy,
Za statkiem zdążającym przez wód gorzkie szlaki.


          „Senliwe" jest nieco lepiej niż „leniwe". „Senliwe" to nie taka ujemna cecha — jak „leniwe", choć oczywiście „leniwe" są tu ptaki — w przenośni. „Senliwe" są one w znaczeniu podobnym jak przedtem „bujne" — są „senliwe" jak poeci tj. poeci mający sny poetyckie, widzący rzeczywistość w snach poetyckich. Ale ani „leniwe", ani „senliwe" nie odtwarza znaczenia tekstu — „indolents".
          W pierwszym wierszu tłumacze tylko wyraz: „com-pagnos" przełożyli tak samo: „towarzysze". Reszta wyrazów w obu tłumaczeniach jest inna, mimo, że są to wyrazy oznaczające te same przedmioty. Postawiłem, dla lepszej orientacji, odnośne wyrazy obu tekstów pod sobą:

Które ciągną, towarzysze senliwe drogi...
Co lecą, towarzysze leniwe wyprawy...


          Myślę, że tak samo dobrze brzmi: „które ciągną... jak: „co lecą... Ostatni wyraz wiersza: ,:drogi", względnie: „wyprawy"... (dosłownie byłoby: „podróży") w obu przekładach został dobrany do rymu: „załogi — drogi", i „zabawy — wyprawy".
          Zdaje mi się, że ze względów rytmicznych tłumaczenie Ostrowskiej: „za okrętem prującym"... jest lepsze, niż tłumaczenie Kozłowskiego: ,:za statkiem zdążającym"... Wiersz: „za okrętem prującym goryczne bezdroża" płynie bowiem gładko, podobnie gładko, jak analogiczny wiersz oryginału, i tak właśnie gładko jak okręt miarowo prujący fale. W tłumaczeniu Kozłowskiego wyraz: „zdążającym..." zawiera, przed akcentem przedostatniej sylaby, aż dwie sylaby nieakcentowane. Wyraz ten zatrzymuje i załamuje płynność rytmu. Podobnie dalszemu tekstowi tego zdania u Kozłowskiego: „przez wód gorzkie szlaki" brak płynności, miarowego dążenia okrętu naprzód, bo znajdują się w nim bezpośrednio obok siebie dwie sylaby akcentowane — „wód" i pierwsza sylaba słowa „gorzkie". Przekład tej linijki wiersza pod względem muzycznym udał się lepiej Ostrowskiej.
A peine les ont-ils déposés sur les planches,
Que ces rois de l'azur, maladroits et honteux,
Laissent piteusement leurs grandes ailes blanches
Comme des avirons traîner à côté d'eux.

Lecz zaledwie na pokład je złożą, na deski,
A już ci królowie nieba w niezgrabnych podskokach
Kulą żałośnie skrzydła, sny dali niebieskiej
Włóczą je jak dwa wiosła obwisłe po bokach.

Zaledwie je na pokład załoga~odniosła,
Jak te lazurów króle — brzydkie, ociężałe —
Żałośnie opuszczają ku ziemi, jak wiosła,
Swoich skrzydeł ogromnych pióra śnieżno-białe.

           Ostrowska słusznie zachowała w swym przekładzie: „les planches" tj. „deski" z wiersza Baudelaira. Wprawdzie „deski" w tym wypadku oznaczają oczywiście nic innego, jak deski pokładu, czyli pokład, więc Kozłowski tłumaczył poprawnie, zastępując „deski" oryginału pokładem. Ale „deski" — których dotyka nagle ptak królujący w powietrzu, gdy go na nich jako więźnia złożono, są czymś konkretnie szorstkim, realistycznie przykrym dla tego ptaka, a pośrednio również dla naszego sympatyzującego współczucia z nim. Silniej, konkretniej odczuwamy jego niedolę, gdy słyszymy, że go „złożono na deskach", niż wtedy gdy czytamy, że. go „odniesiono na pokład okrętu”.
         Drugi wiersz tej zwrotki przetłumaczył Kozłowski o wiele wierniej, niż Ostrowska — prawie dosłownie. A jednak po polsku o wiele gorzej się wysłowił niż ona,
która sformułowała zdanie odbiegające od oryginału. Wolę naturalnie: „królowie nieba", od pretensjonalnego: „lazurów króle". Przede wszystkim jednak lepiej konkretyzuję i widzę królów nieba: „w niezgrabnych podskokach", niż królów lazuru „brzydkich, ociężałych".
          W następnym wierszu Ostrowska wprowadza wyraz sztuczny: „kulą", chyba dobrze skonstruowany i zastosowany (?)
          W wierszu trzecim wzbogaciła ona swój przekład o własny doskonały zwrot, którego w oryginale nie ma, nazywając skrzydła: ,,snami dali niebieskiej". Porównanie to jest oryginalne i tak dobrze dostosowane do idei wiersza, że łączy się harmonijnie i świetnie z jego wizją i z tekstem. Wolę jej sposób opisu: „ptaki włóczą skrzydła po bokach, jak dwa wiosła obwisłe", od dobrego opisu Kozłowskiego: „żałośnie opuszczają ku ziemi, jak wiosła, swoich skrzydeł ogromnych pióra śnieżno-białe". Opis Baudelaira i opis Ostrowskiej wydaje mi się lepszy, może dlatego, że wyraz „trainer" — „włóczą" jest silniejszy niż „opuszczają".

Ce voyageur ailé, comme il est gauche et veule!
Lui, naguère si beau, qu'il est comique et laid!
L'un agace son bec avec un brûle-gueule,
L'autre mime, en boitant, l'infirme qui volait!

Ten podniebny wędrowiec jak razi i śmieszy!
Niegdyś piękny — jak brzydko i słabo ucieka!
Jeden dziobem wygraża zebranej w krąg rzeszy,
Inny, chroma boleśnie — skrzydlaty kaleka.

Ten wędrowiec obłoczny — jakże słaby teraz!
Niedawno taki piękny — jakże szpetny śmiesznie!
— Ten dziób mu drażni, fajką dotykając nieraz,
Ów kalekę co lata przedrzeźnia boleśnie.

          Obaj tłumacze zastąpili wyraz: „ailé” — skrzydlaty", wyrazem o innym znaczeniu; Ostrowska zrobiła z albatrosa wędrowca „podniebnego", Kozłowski —. „obłocznego". Oba przymiotniki są dobrze dobrane do charakteru utworu. „Wędrowiec skrzydlaty" — to zwrot w polskim języku spospoliciały. „Gauche et veule" — przełożyli obaj tłumacze niedosłownie, każdy z nich zupełnie inaczej, a jednak każdy dobrze i zręcznie. „Comique et laid" — przełożyła Ostrowska mniej wiernie od Kozłowskiego, ale silniej konkretyzując i malując sytuację ptaka bezbronnego na lądzie: „jak brzydko i słabo ucieka". Widzimy znów na tym przykładzie, że niekoniecznie trzeba tłumaczyć dosłownie, — aby tłumaczyć dobrze. Ostrowska zastąpiła ogólne sformułowanie obrazu poniżenia niebieskiego wędrowca: „qu'il est comique et laid" charakterystycznym rysem jego niezdarnego zachowania się na lądzie: „jak brzydko i słabo ucieka".
          Jeszcze dalej oddaliła się Ostrowska od oryginału opisując w przekładzie inny stan rzeczy niż w oryginale. Nie maluje ona za Baudelairem majtków przedrzeźniających niezgrabność albatrosa, lecz daje w dwóch odnośnych wierszach opis ich bezbronności. Czyni to tak świetnie, że udaje się jej stworzyć, mimo tego odchylenia od tekstu oryginału, dobry ekwiwalent wywołanego przez oryginał efektu. U Kozłowskiego razi słówko „nieraz", wtrącone do tekstu ze względów ubocznych, dla rymu, jako rym do „teraz" (brzydkie w warstwie brzmieniowej).
Le Poète est semblable au prince des nuées
Qui hante la tempête et se rit de l'archer;
Exilé sur le sol au milieu des huées,
Ses ailes de géant l'empêchent de marcher.

Poeta jest jak książę przestrzeni i blasków,
Który wyzywa burzę, drwi z strzałów i sidła,
Lecz na ziemię wygnany wśród szyderstw i wrzasków
Nie zdole chodzić, że mu zawadą są — skrzydła.

Poeta jest podobny do tego chmur księcia
Co drwiąc z łuczników, burzy nawiedza straszydła.
Lecz gdy wygnan na ziemię — pośród szpilek cięcia
Olbrzymie mu nie dają chodzić jego skrzydła.

 

          W tłumaczeniu zwrotki ostaniej dla naszego tematu szczególnie interesującym wydaje mi się przekład ostatniej linijki wiersza. Kozłowski przełożył na pozór dosłownie: „olbrzymie mu nie dają chodzić jego skrzydła". Ale „nie dają mu chodzić" to nie to samo co przeszkadzają mu w chodzeniu, „l'empêchent de marcher ". Lepiej tłumaczy Ostrowska: „skrzydła — są mu zawadą". Ostrowska zrezygnowała z efektu oryginału, osiągniętego zwrotem „ailes de geant", który wyzyskał Kozłowski; mimo to udało się jej stworzyć efektowną kadencję wiersza. Doskonały efekt przekładu Ostrowskiej tłumaczy się świetną jasnością i wyrazistością języka, a przede wszystkim dynamiką jej tekstu, który prężnie dąży do wyrazu — skrzydła, i, po myślniku, znajduje w nim swoją pointę. U Kozłowskieg» tę pointę osłabia słówko: „jego" — wyraz słaby, bez znaczenia i w zasadzie niepotrzebny w tekście, a wtrącony do tekstu przed samą pointą. U Baudelaira pointa skupia się na wyrazie: „marcher", a nie na: „skrzydła". Ale odwrócenie szyku zdań u Ostrowskiej nie psuje w niczym efektu.
U Kozłowskiego razi niezręczny zwrot: „pośród szpilek cięcia" nie dostosowany najzupełniej do sensu i powagi utworu.
          W rezultacie w jednych "miejscach lepszy jest przekład Ostrowskiej, w innych przekład Kozłowskiego, Ale nie o ocenę przekładów szło mi w tej analizie, lecz o wykazanie, że dwaj tłumacze ten sam wiersz tłumaczą zupełnie innym językiem, że lepsze tłumaczenie jest zawsze wynikiem nie tyle trzymania się litery tekstu, oryginału, ile lepszego języka. A język danego tłumacza jest lepszy od języka innego tłumacza, gdy posiada stosowną do danego fragmentu utworu żywą dynamikę, gdy jest lepszą polszczyzną, gdy daje żywszą i konkretniejszą, zgodną z intencjami oryginału wizję, gdy stwarza efekty poetyckie świeże i twórcze, harmonizując ze stylem i efektami pierwowzoru i gdy, w końcu, w języku tłumaczenia osiąga efekt brzmieniowy piękny, a harmonizujący z budową innych warstw utworu.


O ODTWARZANIU WARSTWY OBRAZÓW W PRZEKŁADZIE
          Tłumacząc poezję z obcego języka tak, aby jak najwięcej wyrazów oryginału, w znaczeniu jak najwierniejszym przeszło do przekładu, tym samym niewątpliwie zbliżamy się już bardzo do warstwy znaczeniowej i do warstwy przedmiotów przedstawionych oryginału. Tak też, w zasadzie słusznie, postępują liczni tłumacze.
          Ta metoda mieści w sobie jednak pewne swoiste niebezpieczeństwa, wynikające z tego, że wszystkich słów tekstu, ze względu na rymy, na metrum wierszy oryginału i tp., o czym mówiłem już poprzednio, nie można przenieść do tłumaczenia. Znajdą się zatem w każdym przekładzie dosyć liczne nowe wyrazy, które nie figurują w oryginale. Otóż wspomniane niebezpieczeństwo wiąże się z tymi właśnie wyrazami. Jeżeli zatem nie zostaną one doskonale dobrane i dostrojone do przejętego z oryginału (dosłownie) zrębu wyrazów, to rażą w przekładzie jak ciała obce, źle dobrane do istoty tekstu, do stylu wiersza i do całokształtu wizji poetyckiej.
Przytoczę kilka przykładów z „Kwiatów Grzechu", na ogół dobrze tłumaczonych przez Czesława Kozłowskiego. Nie zmierzam do krytyki, lecz do wykazania istotnych momentów trudności przekładu w ogóle, a w szczególności przekładu warstwy obrazowej oryginału.

 

TRISTESSES DE LA LUNE

Ce soir, la lune rêve avec plus de paresse;
Ainsi qu'une beauté, sur de nombreux coussins,
Qui d'une main distraite et légère caresse
Avant de s'endormir le contour de ses seins,

Sur le dos satiné des molles avalanches,
Mourante, elle se livre aux longues pâmoisons,
Et promène ses yeux sur les visions blanches
Qui montent dans l'azur comme des floraisons.

Quand parfois sur ce globe, en sa langueur oisive,
Elle laisse filer une larme furtive,
Un poète pieux, ennemi du sommeil,

Dans le creux de sa main prend cette larme pâle,
Aux reflets irisés comme un fragment d'opale,
Et la met dans son coeur loin des yeux du soleil.
 

KSIĘŻYCOWY SMĘT
Leniwiej senna Luna dziś się tuli w chmury,
Ni to piękna kobieta na wezgłowiu puchu,
Gładząca w roztargnionym i leciuchliym ruchu,
Zanim zaśnie, wypukłe swych piersi kontury;

Księżyc w jedwabnej ścieli szafirowych glazur,
Mrąc, daje się omdleniom porwać długotrwałym,
I przygląda się smutno przywidzeniom białym,
Które powodzią kwiatów ulatują w lazur.

...A kiedy czasem Luna, wzrok rzuciwszy na dół
Łzie pozwoli ukradkiem upaść na nasz padół,
Wonczas poeta zbożny z bezsenną powieką

Bierze tę łzę przeczystą w zagłębienie dłoni —
Łzę, co jak grań opalu tęczami się płoni —
I składa ją w swym sercu, od Słońca daleko.


          Kozłowski tłumacząc tekst całego wiersza na ogół bardzo wiernie, zamiast: „molles avalanches" — „miękkie lawiny" „chmur", wstawia: „szafirowe glazury". „Szafirowych glazur" rymuje się do — „ulatuj — w — lazur". Tłumacz ma prawo wprowadzać niekiedy nowe wyrazy, a tym samym znaczenia, do przekładu, co jest jak już wiemy nieuniknione. Ale każdy nowy element w całości wiersza musi doskonale harmonizować z poetycką wizją przekładu. Otóż nie można sobie wyobrazić: „w jedwabnej ścieli szafirowych glazur". „Glazury" są szymś twardym, ostrym i nie mogą być jedwabną pościelą, posłaniem. Tłumacz skojarzył źle dwie rzeczy niewspółmiernie i nie tylko uronił wspaniały obraz: „molles avalanches", lecz popsuł nam wizję.
          W prawdziwej poezji wszystkie elementy wizji są sprzężone z żelazną konsekwencją, tworząc bogaty w różnorodne efekty, a jednak jednolity obraz. Wystarczy nieopatrznie wstawić jakieś obce ciało, zamiast któregoś z tych elementów, aby zepsuć cały tzw. nastrój i całe piękno wizji.
          Według słów oryginału, „Luna" roni łzę, która spada w rękę poety, a poeta chowa ją w głębi swego serca, daleko z przed oczu słońca. Baudelaire nazwał łzę „bladą" i z tej jej bladej mleczności wyprowadził bezpośrednio porównanie z opalem, który jest przecież właśnie mleczny, a równocześnie iryzujący. W przekładzie Kozłowskiego natomiast łza księżycowa została opisana jako „przeczysta", co wizyjnie nasuwa porównanie z diamentem, z przeźroczystym szkłem jakiegoś klejnotu. Poza tym łza „przeczysta" nie bardzo harmonizuje z Luną, która ją uroniła, bo o łzie przeczystej mówimy raczej odnośnie do jakiejś istoty czystej i niepokalanej. Zdaje mi się, że cały koloryt wizji księżycowej Baudelaira jest mleczny, zamglony, zasnuty:
visions blanches, larme pâle, comme un opale".

          Tłumacz musi zachować jednolitość kolorytu, nie dla samej zgodności z autorem bynajmniej, ale dlatego, by nie wprowadzić fałszywej nuty do kompozycji. Nie wolno mu wypaść z raz, obranej głównej tonacji utworu, chociaż wolno mu za oryginałem, a nawet samorzutnie, byle tylko umiejętnie, przechodzić do tonacyj pokrewnych.
          Tłumacz dał zamiast: „loin des yeux du Soleil"'— od Słońca daleko", opuścił zatem wyraz „les yeux". Drobne to opuszczenie jest jednakowoż znowu szkodliwe dla wizji, bo obraz: „daleko od oczu słońca" jest konkretniejszy i żywszy od obrazu: „daleko od słońca". Baude-laire chciał wyrazić zawistność, z jaką patrzy Słońce, małżonek Luny na dar, który od niej otrzymał poeta.
          Chociaż drobiazgowe analizy tego rodzaju są może i nużące, muszę się posłużyć jeszcze jednym przykładem, aby omówić dokładniej zagadnienia naśladowania wizijności utworu poetyckiego w tłumaczeniu. Jako przykład posłuży nam inny wiersz Baudelaira w przekładzie Kozłowskiego.
UPIÓR
Jak anioł groźny, jak duch surowy,
Powrócę kiedyś do twojej alkowy
I na posłania twego bieliznę
Wraz; z nocnym cieniem lekko się wślizgnę.

Będę ci dawał, o piękna śpiąca,
Całusy zimne jak blask miesiąca,
Będę cię pieścił pieszczotą węża,
Co się na brzegu bezdnj wypręża.

A gdy zsiniały nadejdzie ranek
Sczeznę bez śladu, dziwny kochanek!
I jeno będziesz czuć po mnie mrozy.

Jak inni pragną nad twą młodością
I nad twym życiem władać tkliwością,
Tak ja chcę władać z pomocą grozy!

          Tłumaczenie Kozłowskiego, poza pewnymi błędami, jest niewątpliwie niezłym tłumaczeniem. Poezja przekładu wywołuje silną, konkretną, groźną wizję. Ale przekład zawiera kilka rażących błędów — w zakresie tłumaczenia wizji oryginału, które poznamy, porównując przekład z oryginałem.

LE REVENANT

Comme les anges à l'oeil fauve,
Je reviendrai dans ton alcôve
Et vers toi glisserai sans bruit
Avec les ombres de la nuit,

Et je te donnerai, ma brune,
Des baisers froids comme la lune
Et des caresses de serpent
Autour d'une fosse rampant.

Quand viendra le matin livide,
Tu trouveras ma place vide,
Où jusqu'au soir il fera froid.

Comme d'autres par la tendresse,
Sur ta vie et sur ta jeunesse,
Moi, je veux régner par l'effroi.

           W pierwszej zwrotce oryginału wizja upiornego anioła koncentruje się na jego spojrzeniu, „les anges a l'oeil fauve". Wizja „anioła groźnego" i „ducha surowego" stwarza zupełnie inny obraz w wartości schematycznych oglądów.

          Anioł ten, według tekstu oryginału, posuwa się w kierunku łoża swojej kochanki — „je glisserai vers toi". Ruch, który wykonuje ów upiór jest więc, tak przynajmniej to widzę, jakby przesunięciem całej bezcielesnej postaci w kierunku łóżka. Jest to, że się tak wyrażę, „naturalny" sposób poruszania się duchów, nie potrzebujących ruszać nogami, aby przenieść się z miejsca na miejsce. Według słów tłumaczenia duch na pościel „się wślizguje". Tłumacz zrozumiał termin: „glisserai" dosłownie. Tymczasem, tak sądzę, ruch, który upiór wykonuje nie odpowiada ślizganiu się wężowemu — „wślizgnięciu się", lecz raczej prześlizgnięciu się jedno-rzutowemu, jak na lodzie. Zwrot tłumacza:

I na posłania twego bieliznę
Wraz z nocnym cieniem lekko się wślizgnę...


jest zdaniem moim, jako taki, językowo zręczny i doskonale żywy i konkretny w swej obrazowości. Tylko, że nie odpowiada on wizji oryginału, a co gorsza, nie jest kongruentny z charakterem anioła-upiora. Anioł taki groźnie u łoża stojący nie popełniłby czegoś tak nie w swoim stylu, by, przestając być widmem aniołem — „wślizgnąć się na bieliznę". Tak czyni gad! I rzeczywiście w drugiej zwrotce upiorny Anioł staje się gadem, ale dopiero w drugiej zwrotce. W pierwszej stanął w pokoju i przesunął się tylko, a zachował cały czas charakter nieruchomej w sobie, choć przenoszącej się z miejsca na miejsce upiornej zjawy. Tłumacz wprowadził elementy -wizyjne drugiej zwrotki do pierwszej. I przez to spaczył jednolitość stylu wizji zwrotki pierwszej.
 

          W drugiej zwrotce oryginału upiór zbliża się do kobiety: „z pocałunkami zimnymi jak miesiąc". Metafora Baudelaira podkreśla niesamowitość, bezcielesność widma, jest dobrze utrzymana w stylu. Tłumacz, wprowadził do tekstu tłumaczenia: „całusy zimne jak blask  miesiąca".   Otóż zimne, lodowate mogą być pocałunki, ale nigdy „całusy" (!), które są raczej głośne, wybuchowe. Całus to zupełnie co innego niż  pocałunek. Nie było można świetnego obrazu oryginału gorzej skarykaturować, a stało się to przez nieopatrzną zmianę jednego wyrazu.   Poza tym jednym wyrazem zwrotka byłaby doskonale przetłumaczona ale ten jeden wyraz wystarczy, aby ją zepsuć wyobrażeniem upiora dającego całusy.   Jak to się stało? Czemu tłumacz nie dał poprostu „pocałunki", czy inny odpowiedni wyraz.   Otóż „pocałunki",  jako wyraz trzysylabowy,  nie  mieścił się już w dziesięcio-sylabowym wierszu, jeżeli miała być zachowana reszta znajdujących się w nim wyrazów; a te wyrazy właśnie dają prawie dosłownie wierny przekład oryginału.
          Jakże ważnym momentem dobrego tłumaczenia jest wmyślenie się w wizję oryginału. Przekłady mają dobrze i wiernie odtwarzać nie tylko tekst, ale również wizję oryginału.

A gdy zsiniały nadejdzie ranek,
Sczeznę bez śladu, dziwny kochanek!
I jeno będziesz czuć po mnie mrozy.


          Wizja, którą wywołuje ta zwrotka tłumacza dorównuje wizji oryginału, Zwłaszcza zwrot: „i jeno będziesz czuć po mnie mrozy" jest doskonały, bo i jasny i dobitny, i oryginalny, twórczy i nieoczekiwany w swej pomysłowości.
          A jednak wizja nowa, wywołana przekładem, nie łączy się tak dobrze z całością wizji wiersza, jak w oryginale.

Quand viendra le matin livide,
Tu trouveras ma place vide,
Où jusqu'au soir il fera froid.

          W tej zwrotce dopiero zatrzymuje Baudelaire wzrok czytelnika na łóżku, na niemym świadku tego groźnego koszmaru, które tłumacz, pokazał nam, aż zbyt realnie, już w zwrotce pierwszej. Poza tym Baudelaire posługuje się w tej zwrotce znowu genialnym niedopowiedzeniem: „où jusqu'au soir il fera froid.". To znaczy, że koszmar będzie powracał co noc. To potęguje grozę wiersza niesłychanie i stwarza w tym miejscu właściwą kulminację napięcia, po której duch może wygłosić już w ostatniej zwrotce, swoje „memento", ujawnić w nim motywy swych potwornych odwiedzin.
          Obrazy w „Upiorze" Baudelaire są momentami akcji i służą równocześnie do charakterystyki upiora. Momen¬tami akcji są o tyle, że symbolizują obrazowo miłosny gwałt, którego nie było można opisać wprost realistycznie. Przesunięcie się bezszelestne, bezmaterialne upiora, jego pocałunki chłodne, jak światło księżyca, jego uściski wężowe, to są momenty akcji niesłychanie silnie, a symbolicznie zobrazowane. Trzy upostaciowania, w których upiór występuje: jako zły anioł, jako bezcielesny, mrożący chłód, jako wąż ślizgający się, dają syntezę jego potwornej, wyuzdanej istoty. Obrazy przylegają ściśle do bohatera utworu i dlatego nie wolno było ich zmienić, aby nie zmienić i nie popsuć charakterystyki upiora.
          W innych wypadkach obrazy poezji spełniają odmienną funkcję. Służą np. bardzo często do opisu i odmalowania jakiegoś, środowiska, krajobrazu itp. Za fasadą środowiska czy krajobrazu bezpośrednio danego znajdują się w liryce zwykle plany dalsze: obrazy, planu pierwszego malują nie realne środowisko, nie krajobraz jako taki, lecz jego nastroje, a pośrednio stan psychiczny osoby, która ten krajobraz przeżywa. Ponieważ funkcje obrazów są wtedy inne, więc tłumacz musi je w przekładzie odmalować zgodnie z ich funkcją, choćby miał zmienić coś w ich rysunku.

          Zdaje mi się, że natrafiliśmy, tym samym, na jeden z zasadniczych momentów każdego przekładu: wierność dotyczy nie tyle wyrazów i znaczeń tekstu, ile funkcji tych wyrażeń i znaków w całokształcie wiersza. A ta funkcja jest w każdym wypadku inna. Trzeba się wmyślić w funkcję każdego wyrazu, obrazu, znaczenia, aby tłumaczyć dobrze.
        
         

 

Na koniec nie od rzeczy będzie przytoczyć dwa jaskrawe przykłady tłumaczenia nieudolnego i tłumaczenia kongenialnego. Przykład nieudolności przytaczam za Szumanem i z jego komentarzem, przykład kongenialnej translacji podaję wybrany przez siebie.

 

 

NATUR UND KUNST

Johann Wolfgang von Goethe           

    Natur und Kunst, sie scheinen sich zu fliehen
       Und haben sich, eh' man es denkt, gefunden;
       Der Widerwille ist auch mir verschwunden,
       Und beide scheinen gleich mich anzuziehen.

    Es gilt wohl nur ein redliches Bemühen!                              
       Und wenn wir erst, in abgemessnen Stunden,
       Mit Geist und Fleiß uns an die Kunst gebunden,
       Mag frei Natur im Herzen wieder glühen.

    So ist's mit aller Bildung auch beschaffen.
       Vergebens werden ungebundne Geister                         
       Nach der Vollendung reiner Höhe streben.

    Wer Großes will, muss sich zusammenraffen.
       In der Beschränkung zeigt sich erst der Meister,
       Und das Gesetz nur kann uns Freiheit geben.

 

PRZYRODA I SZTUKA

Sztuka z przyrodą, zda się, unikają zlania,
Lecz ani się spostrzeżesz, jak miną te wstręty;
Już i dla mnie jednakie mają dziś ponęty
I obu wdzięk zarówno ku sobie mnie skłania.

Dołóżmy tylko społem szerszego starania,
A gdy wpływ sztuki w karby zostanie ujęty,
Gdy pilnie z niej nieczyste usuniemy męty,
Niech wtedy nam swobodnie naturę odsłania.

Tak bywa zwykle z każdym nowym płodem myśli:
Napróżno tu na ziemi niepodległe duchy
W doskonalości czystej pragną żyć przestworze.

Kto wielkie rzeczy tworzy, ten ładem je kreśli,
A nawet w cieśni mistrza poznajemy ruchy…
Prawdziwą wolność tylko prawo nam dać może.


          Powyższe tłumaczenie Jenikiego może służyć za doskonały przykład tego, co nieudolne tłumaczenie potrafi zrobić z arcydzieła poezji. W przekładzie Jenikiego sonet Goethego stał się nudny i jałowy, a głęboka myśl sonetu, w przekładzie jest prawie niezrozumiała. Jak udało się Jenikiemu aż tego dokonać?

          Sparaliżował on przede wszystkim wszystkie świeże i bezpośrednie zwroty oryginału przez przełożenie ich ogólnikami i językiem nijakim.Np.zwrot Jenikiego: „unikają zlania” jest bezbarwny i nic nie mówiący. W drugiej zwrotce bardzo źle zastosowany przez tłumacza jest wyraz: „społem”. wiersz Goethego nie odtycz bowiem żadnej czynności zbiorowej czy społecznej, lecz przeciwnie natchnionego trudu poety, pracującego samemu nad swoim kunsztem. Cały smak wiersza tym „społem” został skrzywiony i bezndziejnie wypaczony.

          Powierzchownym ogólnikiem, niejasnym i powierzchownym zdaniem jest zwrot tłumaczenia Jenikiego: „a gdy wpływ sztuki w karby zostanie ujęty”. Jak można „ująć w karby” – wpływ sztuki?! Tekst oryginał wyraża zupełnie inną myśl. W oryginale też nie ma mowy o „mętach”, jakie mają zostać usunięte z poezji, lecz chodzi o zdobycie kunsztu poetyckiego przez artystę pilnym i wnikliwym trudem. Dopiero pracą nad własnym językiem może artyzm słowa stworzyć artystyczny wyraz dla natchnienia poety.

          Taki jest według Goethego cel i sens każdej pracy nad formą artystyczną: „So ist's mit aller Bildung auch beschaffen” co Jenike tłumaczy powierzchownie i płytko: „co zwykle bywa z każdym dobrym płodem myśli”.

          Zupełnie bezsensowny jest wiersz ostatniej zwrotki: „a nawet w cieśni mistrza poznajemy ruchy”. Wspaniały aforyzm Goethego: „In der Beschränkung zeigt sich erst der Meister” został przez tłumacza skurczony i wykoślawiony bez reszty.

[Stefan Szuman - Istota poezji a kunszt przekladów]
 

========================================

        

 

A oto zapowiedziany przykład wielkiej pracy translatorskiej, jaką jest według mnie przekład Horacego przez Adama Ważyka (Horacy Do Leukonoe dwadzieścia dwie ody). Z tego wspaniałego tomu Carmen I 11 (choć cytować można by tu strona po stronie, wszystkie ody):

 

                      HORACY
Do Leukonoe

Nie dociekaj nie nasza to rzecz Leukonoe
kiedy umrzeć mam ja kiedy ty nie odsłaniaj
babilońskich arkanów Co ma być niech będzie
Czy wiele zim przed nami czy właśnie ostatnia
pędzi morze tyrreńskie na oporne skały
rozważnie klaruj wino nadzieję odmierzaj
na godziny - czas biegnie zazdrosny o słowa -
i weseląc się dziś nie dowierzaj przyszłości.

Tu ne quaesieris, scire nefas, quem mihi, quem tibi
finem di dederint, Leuconoe, nec Babylonios
temptaris numeros. ut melius, quidquid erit, pati.
seu pluris hiemes seu tribuit Iuppiter ultimam,
quae nunc oppositis debilitat pumicibus mare
Tyrrhenum: sapias, vina liques et spatio brevi
spem longam reseces. dum loquimur, fugerit invida
aetas: carpe diem quam minimum credula postero.         

 

Jako ciekawostkę można podać jeszcze „przekład” Sienkiewicza, który nie mogąc się zmieścić w horacjańskiej zwięzłości i strofie – zwiększył ilość wersów o…50% i nadał całości rytm nie mający niczego wspólnego z oryginalnym:

 

 

 

ODA 11
NIE PYTAJ PRÓŻNO,
BO NIKT SIĘ NIE DOWIE...

 
Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie,
Jaki nam koniec gotują bogowie,
I babilońskich nie pytaj wróżbiarzy.
Lepiej tak przyjąć wszystko, jak się zdarzy.
A czy z rozkazu Jowisza ta zima,
Co teraz wichrem wełny morskie wzdyma,
Będzie ostatnia, czy też nam przysporzy
Lat jeszcze kilka tajny wyrok boży,
Nie troszcz się o to i... klaruj swe wina.
Mknie rok za rokiem, jak jedna godzina.
Więc łap dzień każdy, a nie wierz ni trochę
W złudnej przyszłości obietnice płoche.
 
Tłum. Henryk Sienkiewicz

wawel
O mnie wawel

OD NIEDAWNA PISZĘ TEŻ NA DRUGIM BLOGU JAKO    W A W E L  2 4 https://www.salon24.pl/u/wawel24/ Uszanować chciałbym Niebo, Ziemi czołem się pokłonić, ale człowiek jam niewdzięczny, że niedoskonały... =================================================== Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ========================== ❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀ F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór. 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody. 3.10.04.2011 WARSZAWA, KRAKÓW –- PAMIĘĆ I OBURZENIE======= ================ P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE H U M O R -S A T Y R A -G R O T E S K A -K A B A R E T 1.KSIĘGA POWIEDZEŃ III RP czyli ZABIĆ ŚMIECHEM 2.KABARET TIMUR PRZEDSTAWIA czyli Witam telefrajerów... 3.III RP czyli Zmierzch Różowego Cesarstwa 4. Biłgoraj na tarasie - SZTUKA PRZETRWANIA DLA ELYT Z AWANSU 5.MANIFEST KBW czyli Kuczyński, Bratkowski, Wołek 6.SONATA NIESIOŁOWSKA a la Tarantella czyli KOLAPS STEFANA 7.Transatlantyckie - orędzie Bronisława Komorowskiego W Ę G R Y 1.WĘGRY, TELEWIZJA, KIBICE 2.GALERIA ZDJĘĆ węgierskich 3.ORBAN I CZERWONY PRĘGIERZ M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura