wawel24 wawel24
126
BLOG

Nasi(zm)

wawel24 wawel24 Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

[Dzisiaj dialog tekstów. Najpierw świetny tekst blogera @zbyszko-boruc. Wiele dający do myślenia. Potem tekst o "Ludziach Milgrama", ludziach bez twarzy, przeciętniakach będących chętną armią wszystkich autorytaryzmów i totalitaryzmów, przeciętniakach sprowadzających swoją przeciętnością na społeczeństwa różnego rodzaju nieszczęścia. Nadgorliwi wykonawcy rozkazów każdej władzy sycącej ich resentymenty oraz donosiciele. Wrogowie niezależnego myślenia, szara zawistna masa oraz zwykli, niezbyt bystrzy i słabi charakterologicznie ludzie. Mamy ich dziesiątki w swoim otoczeniu. Często wydaje się nam, że ich znamy, lubimy dopóki nie nadchodzi chwila, gdy wychodzi z nich to, czym są w głębi.

Jako trzeci jest tekst R.Morrisona wiele wyjaśniający z mechanizmów rządzących naszymi NASIstami. I na koniec refleksja nad tym, jaki winien być nasz stosunek do owego mięsa armatniego wszelkich demagogów. 

Warto wzbudzić w sobie wewnętrzny dialog tych czterech tekstów.]


Coraz częściej zdarza mi się popaść w dyskomfort biorący się z poczucia, że nie jestem patriotą. Ujawnia się to zwłaszcza przy rozważaniu poparcia należnego siłom politycznym funkcjonującym w Polsce. Oczywiście na pierwszym miejscu przychodzi na myśl partia przedstawiająca się jako nosicielka idei patriotyzmu i interes naszej ojczyzny przedkładająca nade wszystko. Ja nazwę jej tłumaczyłem sobie dotychczas jako „Podatki i Socjal(izm)”, ale dość dawno już zauważyłem całkiem popularne zjawisko uwiedzenia myślową konstrukcją prowadzącą do innego rozwinięcia. Otóż, co i rusz spotykam (na Salonie również) osoby uważające się za konserwatystów, wielce ceniące tradycję narodową i pokrewne temu wartości, i przyjmujące za dobrą monetę rzekomo tożsamy z tymi wartościami rdzeń ideowy partii rządzącej. Na tyle skutecznie podtrzymuje ona taki swój wizerunek, że udzielają jej – może i z bólem - swego poparcia. Przy okazji jednak przemilczają trudne do niezauważenia socjalistyczne i/lub etatystyczne ciągoty przewodniej siły Polaków. Albo odwracają wzrok, bądź przekonują (samych siebie?), że to mniejsze zło rekompensowane wszak dbałością o Polskę. Tym bardziej, że po drugiej stronie politycznego ringu czai się kosmopolityzm i pogarda dla polskiego zaścianka reprezentowane przez postępactwo i unijno-niemieckie owczarki opozycyjne.

Broniący linii partii śmiało więc mogą rozwinąć jej nazwę np. tak: „Polska i Socjalizm” ew. „Patriotyzm i Socjalizm” - i taki zestaw oddaje istotę tematu, który mnie niepokoi. Jego nazwanie i moje zastanowienie brzmi: czy można być patriotą dążąc do tego, by nasza ojczyzna stała się krajem socjalistycznym? Albo komunistycznym, bowiem - żeby nie było wątpliwości – są to zasadniczo określenia tożsame. Oczywiście moje pytanie ma sens tylko wobec osób nie uważających się za tzw. lewicowców – patrioci lewicujący, dysonansu poznawczego mieć, rzecz jasna, nie będą.

Pytanie postawić można odmiennie: czy trwając w poczuciu patriotyzmu, można akceptować myśl socjalistyczną jako element dbałości o ojczyznę? Czy należy zacisnąć zęby i trwać, i popierać siłę realizującą narodowe cele według recepty socjalistycznej? Jeśli tak, to jak długo? Ile aktów „sprawiedliwych społecznie” - czyli niesprawiedliwych po ludzku i po Bożemu – należy znosić?

Jeszcze inaczej: czy połączenie idei narodowej z socjalizmem podlega dalej dumnemu mianu „patriotyzmu”? Przypomnę, że taka mutacja historycznie nie jest niczym nowym i nazywa się po prostu – bo jak inaczej – narodowym socjalizmem, a partie reprezentujące taki kierunek narodowo-socjalistycznymi (nazistowskimi, gdy wymówić to z niemiecka).

Jeśli w miejsce narodu lub tzw. wspólnoty podstawimy coś, co dla wielu jest prawie ich synonimem, czyli państwo, to mamy wypisz, wymaluj… faszyzm, bliskiego krewniaka nazizmu. „Wszystko w Państwie, nic poza Państwem, nic przeciw Państwu” – to idea naczelna faszyzmu podana przez jego twórcę, idola elit europejskich i amerykańskich lat trzydziestych XX wieku, niejakiego Benito Mussoliniego. Przywódcy Włoch, włoskiego patrioty odwołującego się do Imperium Rzymskiego jako prefiguracji wielkich Włoch. Z pewnością chciał wielkich Włoch, a dokładniej Wielkiego Państwa Włoskiego. Takiego które zawiera w sobie „wszystko” (coś nam to przypomina gdy rozejrzymy się dookoła?). Czy Mussolini był patriotą?

O innego, dosyć znanego socjalistę tamtych czasów aż się boję zapytać. Ale o kolejnego, „największego” z nich owszem: czy patriotą był Stalin? Tu akurat odpowiedź jest chyba negatywna, bo „Wielki Myśliciel” był Gruzinem i o Gruzję jako niezależny podmiot za bardzo nie dbał. Był wszak internacjonalistą co się zowie i przytulić chciał do serca klasy wyzyskiwane wszystkich krain, ale może był patriotą… „radzieckim”?

Czy powyższe przykłady i postacie są nadużyciem przy rozważaniu konglomeratu patriotyzmu i socjalizmu? Bo identyfikuje się je z agresją i tzw. nacjonalizmem? Gdyby ująć te brzydkie elementy, zamiast nacjonalizmu zostawić czysty i nieagresywny „patriotyzm” to pozostałość narodowo-socjalistyczna będzie już OK? Czy uleganie w trosce o wspólnotę pomysłom socjalistycznym to naiwność, czy głupota przekreślająca tzw. „dobre chęci”?

Takie to plączą mi się po głowie pytania, tak się zmagam z codziennością polityczną. Patriotyzm i Socjalizm – swoją opinię o takim połączeniu wyrazić mogę innymi skrótami, które uznaję za bliskoznaczne. Na przykład: PiB - Patriotyzm i Bezprawie, PiK - ... i Kradzież, PiW - ... i Wywłaszczenie, PiZ - ... i Zło. O, to ostatnie jest najdoskonalsze. PiS – PiZ, prawie to samo, zwłaszcza w wymowie…

image

https://www.salon24.pl/u/zbyszko-boruc/1167913,pis-nie-wlasciwa-interpretacja-i-zaduma


=======================================

Ludzie bez twarzy, słabi, nijacy, ani ciepli - ani zimni, ludzie bez kręgosłupa, podążający za większością, strachliwi, ludzie o niewolniczej naturze, silni w grupie, w bandzie, często, acz nie zawsze, z wątłym intelektem. Ni to, ni owo - mięsko armatnie dla demagogów i spryciarzy u władzy. Popychadła.

Jest ci ich na S24 ze dwie dziesiątki. Adamkonrad, rk1, robert.knapik, velero, agaj1, pmk, arthur, misiu, stefanW, kapciowy, latawiec, bravo02, boruta11, ogrodniczka, murgrabia czorsztyński, biedroneczka, prowincjałka, aardvark, kazimierz demokrata polski. Brak osobowości i charakteru często bywa wzbogacony o partyjniactwo i bycie owładniętym przez strach (związany z wiekiem lub nie), indukowany w nich przez psychosocjomanipulatorów (misplaced self preservation instinct).

To o nich jest eksperyment Milgrama. Powinniśmy być wdzięczni Salonowi24 za to, że wszyscy ci słabeusze bez twarzy wylegli tu "na łamy" i dają wyraz  swojej nijakości, swojej słabości, swoim idiosynkrazjom i granicom umysłu. Dowcipkujący o białku kolca dają w swych wypowiedziach o osobach nie chcących się "zaszczepić" i o nie wierzących w operację pandemia -  wspaniałą kontynuację eksperymentu Milgrama. W realu, na Salonie24, na mieście, w sklepie, na ulicy. Na S24 widzimy ich w akcji, w reakcji na wydarzenia. Mamy wgląd w meandry ich "rozumowań", czyli pseudoracjonalizacji swoich ograniczeń. Kto ma większą wyobraźnię ma wspaniałą lekcję historii - może drogą ekstrapolacji postaw kowidian przedstawić sobie jak wyglądały niby niewinne początki przeróżnych totalitaryzmów, jak rozumowali wyznawcy różnokolorowych zamordyzmów. Jak nasi bliscy nagle stawali się... potworami. Bezbarwnymi, nijakimi, szarymi, lecz monstrami.

Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Wyżej wymienionych sprawdza Czas Próby. Sprawdza ich eksperyment, który na nich przeprowadzają ci, po stokroć od nich sprytniejsi i śmiejący się z nich za plecami w kułak. Ci, którzy szukają dla siebie "armii", wzywają do dzieła takich właśnie słabeuszy, bezbarwnych, pełnych resentymentów, zawistnych, nie zadających władzy zbyt wielu pytań, nadgorliwych w wykonywaniu zarządzeń. A po czasie zawsze mających na swoje wytłumaczenie sakramentalne: "Ja tylko wykonywałem rozkazy..."

Można ich też nazwać "nieśmiali" ;). Zbyt nieśmiali, by mieć twarz. Zbyt wątli duchowo, by wyjść z twarzą w godzinie próby.

O tych tchórzach kryjących głęboko w sobie bezduszne, ślepe, agresywne bestyjki, o nich właśnie jest świetny, bardzo ważny tekst  Roberta Morrisona. 

image

 

 

Franciszek, Fauci i fatalne posłuszeństwo

         

         

         


W jednym z ostatnich filmów Remnant TV Robert F. Kennedy Jr. omawiał swoją wkrótce mającą wyjść książkę Prawdziwy Anthony Fauci: Bill Gates, Big Pharma i globalna wojna z demokracją i zdrowiem publicznym. Cała dyskusja zasługuje na uwagę, ale jeden z jego głównych punktów dotyczył dylematu, który jest szczególnie ważny dla wiernych katolików: co robisz, gdy pozorny autorytet żąda, abyś działał w sposób sprzeczny z twoim sumieniem i zdrowym rozsądkiem?

   

Kennedy argumentował, że ci, którzy obecnie sprawują ogólnoświatową tyranię medyczną, nauczyli się „technik wojny psychologicznej” zaprojektowanych tak, aby przesłonić nasze sumienie i nasze zdolności do krytycznego myślenia. W tym miejscu Kennedy przytoczył eksperymenty Stanleya Milgrama. Jak opisano w Encyklopedii Britannica:

       

„W 1960 roku, po zdobyciu doktoratu. na Harvardzie Milgram przyjął stanowisko adiunkta na Uniwersytecie Yale. . Zaprojektował wtedy bezprecedensowy eksperyment – ​​później znany jako eksperyment Milgrama – w którym badani, którzy wierzyli, że biorą udział w naukowym eksperymencie badawczym na temat kary i pamięci, zostali poinstruowani przez osobę mającą autorytet (Eksperymentator), że mają zadać wyglądające na realnie bolesne wstrząsy elektryczne bezradnej ofierze (Uczeń). Zarówno eksperymentator, jak i uczeń byli aktorami zatrudnionymi przez Milgrama, a wstrząsy symulowano za pomocą autentycznie wyglądającego generatora wstrząsów, który był wyposażony w 30 poziomów napięcia, wzrastających od 15 do 450 woltów. Badani zostali poinstruowani przez eksperymentatora, aby zadawali uczniowi wstrząs, gdy ten udzielił nieprawidłowej odpowiedzi na pytanie. Z każdą nieprawidłową odpowiedzią intensywność wstrząsu wzrastała. Przy wcześniej ustalonych poziomach napięcia uczeń (zwykle w osobnym pokoju) albo walił w sąsiednią ścianę, krzyczał z bólu i błagał uczestnika, aby przestał, albo skarżył się na fikcyjną chorobę serca”

         

           

Niektórzy ludzie są po prostu ślepi, ale wszyscy znamy ludzi, którzy skapitulowali przed coraz bardziej nierozsądnymi i natarczywymi żądaniami, ponieważ nie mogli znaleźć siły [męstwa, hartu ducha], by stanąć w obronie swoich przekonań.

           

  

Należy pamiętać, że odejście uczestników eksperymentu Milgrama i rezygnacja z dalszego udziału nie groziło niczym — mogli nawet zatrzymać swoje 4 dolary za zapisanie się na badanie. Z pewnością więc niewielu ludzi, jeśli w ogóle, uczestniczyłoby w tym, co uważali za torturę niewinnej osoby, nie mówiąc już o samodzielnym zadawaniu tortur. Jaki procent uczestników zignorowałby swoje sumienie i zdrowy rozsądek na podstawie instrukcji od rzekomego autorytetu? Milgram był zaskoczony wynikami:

      

„Milgram był zaskoczony wynikami wczesnych badań pilotażowych, w których większość uczestników przeszła do aplikowania bezbronnym osobom ekstremalnej "dawki" 450 woltów. Pierwsze oficjalne eksperymenty przeprowadzone przez Milgrama w 1961 roku przyniosły podobne wyniki — 26 z 40 zwerbowanych do badania osób okazało się w pełni posłusznych eksperymentatorowi, dostarczając ofiarom wstrząsy o napięciu 450 woltów. Warianty projektu eksperymentalnego pokazały, że posłuszeństwo było najwyższe, gdy uczeń znajdował się w oddzielnym pokoju, w przeciwieństwie do przebywania w bliskiej odległości od badanego (np. w tym samym pokoju lub wystarczająco blisko, aby dotknąć). Badani trwali w swoim posłuszeństwie, mimo ustnego wyrażania dezaprobaty dla kontynuowania wstrząsów.”

        

Wielu z tych ludzi nienawidziło tego, co robili. A jednak kontynuowali dostarczanie wstrząsów, które, jak sądzili, mogły zabić osobę, którą próbowali „nauczyć”.

    

Kennedy omówił eksperyment, aby zilustrować, w jakim stopniu ludzie byliby posłuszni przypuszczalnej postaci autorytetu, takiej jak mężczyzna w białym fartuchu laboratoryjnym (Fauci). Jako katolicy również rozumiemy niebezpieczeństwa wadliwego posłuszeństwa mężczyźnie ubranemu na biało. Setki milionów katolików odwróciło się od wiary katolickiej w imię posłuszeństwa papieżom, którzy spędzili parę dekad na rozkazywaniu nam, byśmy niszczyli swoją religię.

   

Możemy zasadnie argumentować, że podczas gdy badani przez Milgrama mogli zrezygnować z eksperymentu bez osobistych kosztów, katolicy nie mogą porzucić papieża bez rozważenia poważnego ryzyka schizmy. Jednocześnie jednak katolicy nie muszą polegać wyłącznie na swoim sumieniu, aby wiedzieć, że powinni sprzeciwiać się różnym autorytetom pijanym Duchem Vaticanum II: mamy niezmienne nauczanie Kościoła, aby przeciwdziałać bezprawnym wezwaniom do antykatolickiego posłuszeństwa.

    

W swojej książce o w/w eksperymentach, Posłuszeństwo wobec władzy, Milgram poczynił kilka obserwacji, które są prawdziwe dla tych, którzy ślepo są posłuszni Franciszkowi i Fauciemu. Wśród nich trzy obserwacje wyróżniają się jako szczególnie istotne dla tego, co już zaobserwowaliśmy i co wkrótce może nastąpić: źle ulokowane poczucie obowiązku, dewaluowanie i obwinianie ofiar oraz brak hartu ducha.

  

Źle ulokowane poczucie obowiązku. Chociaż niektórzy ludzie przypuszczalnie podążają za Franciszkiem i Faucim, ponieważ lubią ich orędzia, wielu czyni to po prostu dlatego, że czują obowiązek posłuszeństwa. Milgram zaobserwował to w swoich eksperymentach:

„Zwykły człowiek, który dawkował ofierze wstrząsy, robił to z poczucia obowiązku – wyobrażenia sobie swoich obowiązków jako podmiotu – a nie z jakichś szczególnie agresywnych skłonności Jest to być może najbardziej podstawowa nauka z naszego badania: zwykli ludzie, po prostu wykonując swoją pracę i bez szczególnej wrogości z ich strony, mogą stać się agentami [czynnikami aktywnymi] w straszliwym, destrukcyjnym procesie. Co więcej, nawet gdy destrukcyjne skutki ich pracy stają się wyraźnie jasne i są proszeni o podejmowanie działań niezgodnych z podstawowymi standardami moralności, stosunkowo niewielu ludzi ma środki potrzebne do przeciwstawienia się władzy”.

     

Chociaż ani Fauci, ani Franciszek nie nakazali społeczeństwu zabijania kogokolwiek, każdy z nich wykorzystał swój autorytet moralny, aby przekonać ludzi do wzięcia szczepionek wbrew sumieniu, nawet jeśli tacy ludzie sądzili, że szczepionki mogą ostatecznie okazać się szkodliwe dla ich zdrowia. Starając się promować niesprawdzoną „szczepionkę”, która nie zapobiega złapaniu lub przeniesieniu wirusa, celowo spowodowali ogromną polaryzację w społeczeństwie, co prawie na pewno doprowadzi do przestępstw z nienawiści wobec nieszczepionych. Tak więc, w imię posłuszeństwa, tak wielu ludzi stało się „aktywistami w straszliwie destrukcyjnym procesie”.

       

Obwinianie i dewaluowanie ofiar. Franciszek i Fauci oraz ich zwolennicy zwykle obwiniają ofiary swojej tyranii. Milgram zaobserwował tę samą tendencję u swoich poddanych:

        

„Niezwykle godny zastanowienia jest  fakt, że wiele osób ostro deprecjonuje ofiarę PONIEWAŻ ostro zadziałało przeciwko niej. Często zdarzały się takie komentarze, jak: „Był tak głupi i uparty, że zasługiwał na wstrząs”. Po wystąpieniu przeciwko ofierze, badani ci uznali za konieczne postrzeganie zaatakowanej przez siebie jednostki jako niegodnej, i jako takiej, której kara była nieunikniona z powodu jej własnych braków intelektu i charakteru”.

    

Podobnie widzimy, że ci, którzy nie mogą już uczestniczyć w Mszy Trydenckiej, zasługują na to, ponieważ niektórzy ludzie mieli czelność kwestionować antykatolickiego ducha Vaticanum II. A ci, którzy stracą pracę, możliwość kupowania i sprzedawania oraz prawo do podróżowania, zasługują na to, jeśli nie przyjęli szczepionki. Franciszek niedawno połączył oba te zjadliwe szczepy wirusowe, szydząc z kardynała Burke'a za to, że przebywał w szpitalu po tym, jak oparł się szczepieniu: „Nawet w kolegium kardynałów są niektórzy [sprzeciwiający się szczepionce], a jeden z nich, biedny człowiek, był hospitalizowany z wirusem. Ironia życia. . ”.

     

Fauci i Franciszek inspirują swoich wyznawców do tej samej kpiącej agresji przeciwko tym, którzy po prostu chcą podążać za własnym sumieniem. Tak długo, jak będzie trwał Wielki Reset, będziemy obwiniani i odczłowieczani, gdy będziemy podążać za naszym sumieniem i przekonaniami religijnymi zamiast za tymi wadliwymi autorytetami.

   

Brak męstwa. Nawet ci, którzy wiedzą, że robią coś złego, mogą nie przestać, jeśli brakuje im hartu ducha. Jak zauważył Milgram:

       

„Tyranie są utrwalane przez niepewnych ludzi, którzy nie mają odwagi, by realizować swoje przekonania. Wielokrotnie w eksperymencie ludzie oceniali krytycznie to,  co robili, ale nie mogli zebrać wewnętrznych zasobów, aby przełożyć swoje wartości na działanie”.

         

Niektórzy ludzie są po prostu ślepi, ale wszyscy znamy ludzi, którzy skapitulowali przed coraz bardziej nierozsądnymi i natarczywymi żądaniami, ponieważ nie mogli znaleźć siły, by stanąć w obronie swoich przekonań. A jednak wiemy, że Bóg udzieli nam wszelkiej łaski, jakiej potrzebujemy, aby spełniać Jego wolę: „A Jezus im rzekł: u ludzi to niemożliwe, ale u Boga wszystko jest możliwe”. (Mt 19:26)

    

Bóg stworzył nas do życia w tych czasach i udzieli nam wszystkich potrzebnych nam łask.

      

Chociaż eksperymenty Milgrama nie przedstawiają szczególnie różowego obrazu ludzkości, jego książka zawiera uspokajający opis jednego człowieka, który się opierał, profesora liturgii Starego Testamentu:

         

„Eksperymentator stwierdza, że ​​protesty ucznia mają być zignorowane, a eksperyment musi być kontynuowany:

        EKSPERYMENTATOR: Kontynuacja eksperymentu jest absolutnie niezbędna.

         

BADANY: Rozumiem to stwierdzenie, ale nie rozumiem, dlaczego eksperyment jest umieszczony ponad życiem tej osoby.

         

EKSPERYMENTATOR: Nie ma trwałego uszkodzenia tkanki.

         

BADANY: Cóż, to twoja opinia. Jeśli nie chce kontynuować, przyjmuję od niego ten rozkaz.

         

EKSPERYMENTATOR: Nie ma Pan innego wyjścia, musi Pan  kontynuować.

         

BADANY: Gdyby to była Rosja, to tak, ale nie w Ameryce. ( Eksperyment został zakończony.)

         

Po wyjaśnieniu prawdziwego celu eksperymentu eksperymentator pyta: „Jaki jest według Ciebie najskuteczniejszy sposób wzmocnienia odporności na nieludzki autorytet?”. Osoba badana odpowiada: „Jeśli ktoś miał jako najwyższy autorytet Boga, to trywializuje autorytet człowieka”. Znowu odpowiedź dla tego człowieka nie leży w odrzuceniu autorytetu, ale w zastąpieniu złego dobrym, to znaczy boskim, autorytetem”.

      

Jak powiedział badany profesor: „jeśli ktoś miał jako swój najwyższy autorytet Boga, to trywializuje ludzki autorytet”. To dlatego globaliści musieli jak najbardziej podkopać Kościół katolicki przed wprowadzeniem Wielkiego Resetu. Od Soboru Watykańskiego II rzekome władze Kościoła żyły i nauczały humanizmu, który stawia człowieka ponad Bogiem, a w obecnym papieżu mają człowieka, który aktywnie promuje Wielki Reset, jednocześnie nalegając, aby katolicy [zgodnie z duchem Vaticanum II] nigdy nie nawracali nikogo.

 

Z Bogiem wszystko jest możliwe, ale wydaje się, że szybko zbliżamy się do punktu, w którym zobaczymy zdrady, o których Nasz Pan mówił swoim uczniom:

         

„I zostaniesz zdradzony przez twoich rodziców i braci, krewnych i przyjaciół; a niektórych z was zabiją. I będziesz znienawidzony przez wszystkich ze względu na moje imię. Ale włos na twojej głowie nie zginie. W swojej cierpliwości posiądziesz swoje dusze.” (Łukasza 21:16-19)

  

Powinniśmy spodziewać się w przyszłości większych prób, które mogą obejmować zobaczenie, jak ci, których kochamy, zdradzają nas w imię posłuszeństwa. Sami też możemy ulec pokusie, by poddać się groźbom wrogich władz.

 

Ale to nie są powody do rozpaczy. Biskup Athanasius Schneider wygłosił te święte słowa zachęty dla tych, którzy stoją w obliczu utraty pracy, jeśli odmówią przyjęcia wezwań do szczepienia, ale odnoszą się one do każdej sytuacji, w której musimy wybierać między Bogiem a niesprawiedliwym przymusem:

       

„Zachęcam was wszystkich, abyście mocno trzymali się swojego przekonania i swojej wierności Chrystusowi. Cierpienia i straty, które będziesz musiał ponieść, są niewielkie w porównaniu z nagrodą, którą Bóg przygotował dla ciebie w niebie”.

       

Jeśli zawsze będziemy o tym pamiętać i żyć zgodnie z tym, możemy być pewni Bożej łaski, aby przetrwać nasze próby i zdobyć wieczną nagrodę. „Albowiem sądzę, że cierpienia tego czasu nie są godne porównania z nadchodzącą chwałą, która się w nas objawi”. (Rzymian 8:18)


Bóg stworzył nas do życia w tych czasach i udzieli nam wszystkich potrzebnych nam łask. Niech Najświętsza Maryja Panna pomoże nam przyjąć łaski Boże, abyśmy zawsze byli posłuszni Jej Synowi i podążali za nią. Królowo Różańca Świętego, módl się za nami! Sancte Michael Archangele, defende nos in praelio!"


Źródło: https://remnantnewspaper.com/web/index.php/articles/item/5591-francis-fauci-and-fatal-obedience

         

[przekład automatyczny, korekta wawel, cytaty z NT celowo pozostawiłem w postaci na jaką je przetłumaczył automatyczny tłumacz, by spojrzeć na nie innym okiem]

  

           image

 

        Zwykły, szary "człowiek Milgrama"

 


==========================


AKSJOLOGICZNY SENS ODMOWY, ODRAZY, POGARDY, WSTRĘTU, NIECHĘCI I ANTYPATII

Każdy zna te dwa niepełne wersy Herberta: "niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy". Każdy traktuje jako naturalne wzywanie przez poetę do pogardy, gdyż widzi je tylko w kontekście politycznej walki o niepodległość ojczyzny. Jednak jest to tylko część spektrum zagadnienia "odrazy, wstrętu i pogardy". Fenomen pogardy nie znika w państwie niepodległym, państwie, które wyszło z czasu wojny i rozwija się w czas pokoju. Pogarda, wstręt i obrzydzenie chcą nam towarzyszyć codziennie wobec specyficznych, jasno rozpoznawanych osób. Czy mamy czuć wstyd, gdy odczuwamy pokusę pogardy? Czy mamy jej nie dopuszczać do siebie? Próbuje nam się wmówić, iż są to uczucia niskie, niegodne człowieka i ulokowane w sąsiedztwie tzw. mowy nienawiści. Jak mamy się bronić przed tą - z ducha sofistyczną - agresją i filozoficzną manipulacją? Podpowiedź możemy znaleźć w filozofii klasycznej, lub choćby u takich myślicieli jak Adam Smith, czy też Max Scheler. 


Do istoty człowieka, człowieczeństwa należy imperatyw ustosunkowania się wobec wartości, czy to realizowanych przez samego siebie, czy to percypowanych u innych jednostek lub grup. Nazwijmy ten wyróżnik bycia człowiekiem „zachowaniem się wobec wartości” (Werthaltung, zob. Scheler 1967, s.82). Otóż zachowanie się wobec wartości może być dwojakiego rodzaju: danej wartości (wyobrażonej lub obserwowanej) można

1. pragnąć (pożądać, podążać do niej, dać się przez nią pociągać, pochwalać)

2. czuć do niej odrazę (czuć wstręt, pogardę, czuć się odpychanym, potępiać, pogardzać).

W głównym dziele Schelera poświęconym etyce znajduje się mało wyeksponowany akapit będący jednak kapitalnej ważności (s.82). Scheler rzuca niezwykłej wartości uwagę o tym, czym jest podstawowa „walka” życia każdego człowieka, podstawowy bój w który wraz z urodzinami człowiek został – mówiąc po heideggerowsku – „wrzucony”. Bój, w którym każdy musi się sprawdzić, by... poznać samego siebie, bo przecież tyle tylko wiemy o sobie, ile się sprawdziliśmy, ile nas sprawdzono. Z czego wynika ta „walka”? Walka ta ma swe źródła w sprzeczności między dwiema logikami, albo w sprzeczności między wartością a tym, co udaje wartość (jest „inną” wartością, pseudowartością, lokalnym interesem wyspecyfikowanej grupy ludzi lub jawnym atakiem na fundamentalne wartości).

Powyższe zdanie brzmi jednak trochę zbyt abstrakcyjnie. Kolejne zdanie Schelera konkretyzuje ową różnicę, ową cechę dwóch światów, która nieuchronnie musi zakończyć się „starciem”, walką, wojną: „Kto np. chce czegoś innego w podobnych sytuacjach, dajmy na to wobec przyjaciela i wroga [lub wobec „swojego” i „obcego” – przypis wawel] – w tej samej kwestii prawnej, lub w tej samej sytuacji (mając te same uprawnienia, co ktoś inny) pozwala sobie na coś, czego odmawia innemu (er dem anderen verweigert); (...) i „pewne sytuacje (wobec przyjaciela i wroga [lub wobec „swojego” i „obcego” – przypis wawel] traktuje on jako różne, c h o c i a ż   są one takie same; [kto] swoją sytuację uważa za wartościowo odmienną od sytuacji drugiego” – tego działaniami kieruje  z ł a  wola. Zła wola (permanentna i utwierdzona w sobie) n i e   j e s t   dobrą  wolą. „Zdania „A jest B” i „A nie jest B” a priori nie mogą współzachodzić salva veritate  [bez utraty prawdy – przypis wawel], ponieważ b y t   to wyklucza” [s.81]. Głosi to zasada sprzeczności i analogicznie jest w dziedzinie wartości. Przykładem owego „prawa wartości” jest oczywisty fakt, iż nie możemy tego samego stanu wartościowego p r a g n ą ć   i   c z u ć do niego   o d r a z ę (begehren und verabscheuen). Albo, mówiąc inaczej, czując odrazę, pogardę aksjologiczną nie można się przymusić do... szacunku.  Prawem psychiki jest, że zmuszanie do szacunku wobec  kogoś, do którego czujemy moralną pogardę i odrazę aksjologiczną powoduje u nas jeszcze większe obrzydzenie...

Przechodząc na drugą stronę, na stronę sprawcy asocjalnych zachowań spotykamy się z łatwo przewidywalną reakcją. Ktoś (osobnik lub grupa) „nakryty” na antywspólnotowych, wyższościowych, kastowych zachowaniach może uczynić jedyną rzecz, jak mu pozostała: zacząć miotać przekleństwa lub rzucać klątwy albo realizować zemstę mającą za cel negatywne nacechowanie tych, którzy przejrzeli jego niegodne machinacje. 

Występek wzbudza niechęć, odrazę w człowieku o zdrowym zmyśle moralnym. Objawy nienawiści i uczuć aspołecznych i antyspołecznych („niespołecznych, jak nazywa je Adam Smith) wzbudzają antypatię. Mają prawo ją wzbudzać. Właśnie na tej antypatii postawiony jest fundament moralny świata. Jest ona znakiem sensu świata. Oczywiście, w popularnej moralistyce i teologii fenomen "świętości pogardy i odrazy" rzadko jest poruszany.

Kłótliwy, gwałtowny głos gniewu i nienawiści osoby wielokrotnie przyłapywanej na występku przeciwko fundamentalnym zasadom wspólnotowym wzbudza w ludziach strach albo odrazę. Strach wzbudza w ludziach o słabych nerwach. Odrazę wzbudza w ludziach silniejszego charakteru.

Zbyt gwałtowna skłonność człowieka do nieprzyjemnych, aspołecznych uczuć i zachowań

  • [nienawiść, perfidia, fałsz, zdrada dobra wspólnego danej wspólnoty narodowej, skłócanie innych, bezpodstawne poniżanie innych, bezustanne intrygowanie, wyłudzanie pieniędzy i dóbr, radość z czyjegoś nieszczęścia]

czyni człowieka przedmiotem odrazy i wstrętu; „taki człowiek, jak dzikie zwierzę winien być, jak sądzimy, wypędzony z cywilizowanego społeczeństwa”  (Smith, Teoria uczuć moralnych, s.56).  O d r a z a      d o     w y s t ę p k u   to   nie nienawiść. Nie należy mylić tych dwóch bytów psychicznych. Nienawiścią nazywają pogardę aksjologiczną... nienawistnicy, by przeszkadzającą im odrazę opinii publicznej zneutralizować i by móc dalej pozostawać socjopatycznym sobą.

Uzasadnioną i wręcz fundującą sensowność świata reakcją na bezczelny, bezwstydny występek jest odraza, wstręt, pogarda.Reakcją na bezkarność i powodzenie ludzi niegodnych, postępujących haniebnie, występnych, podłych jest słuszne oburzenie (indignatio, nemesis). Słuszne oburzenie bywa CELOWO mylone z zawiścią (invidentia, smutek z powodzenia innych) lub z nienawiścią (malevolentia, radość z niepowodzenia innych, życzenie zła innym). Tymczasem słuszne oburzenie jest dopiero reakcją na nieuleczalnych nienawistników i zawistników.  Odraza, wstręt i pogarda - każde z osobna -  są elementami zestawu arystotelesowskich triad (triada Arystotelesa to: dwa bieguny nadmiaru i niedomiaru oraz pośrodku nich „złoty środek”, czyli zachowanie sprawiedliwe). Słuszne oburzenie, sprawiedliwy gniew, sprawiedliwe oburzenie, „oburzenie sprawiedliwego człowieka” (Stępniewski s.77), którego symbolem jest bogini Nemesis jest sprawnością etyczną, sprawiedliwością o wewnętrzno-moralnym znaczeniu, która uzupełnia sprawiedliwość pojętą w znaczeniu społecznym i polityczno-prawnym. Mamy więc w zgodzie z klasyczną etyką dwie sprawiedliwości: sprawiedliwość moralną (Stępniewski s.78), oraz sprawiedliwość prawną (iustitia), społeczną. Odraza, wstręt i pogarda wg interpretatorów Stagiryty (takich jak np. Sebastian Petrycy) są po prostu niezwykle ważną częścią moralności niepisanej, moralności wewnętrznej. Można postawić bardzo prawdopodobną tezę, iż jako część niezwykle ważnej spuścizny etycznej starożytności pojęcie "pogarda" stało się osnową europejskich kodeksów honorowych oraz podłożem konstrukcji samego pojęcia "honor".

Sprawiedliwość moralna (indignatio, nemesis) czyli odraza, wstręt, indywidualne i zbiorowe odczuwanie haniebności czyichś postępków, słuszne oburzenie na występek nie mają niczego wspólnego z nienawiścią. Są one potępiającą reakcją na zachowania nienawistne, antyspołeczne, socjopatyczne. Niestety, tę racjonalną, głęboką mądrość  przykryły dzisiaj kłamliwe i sofistyczne matactwa pojęciowe poprawności politycznej sfabrykowane przez środowiska neomarksistów. Prawem kaduka sprawiedliwe oburzenie na występek szkoła frankfurcka nazwała nienawiścią i utworzyła wprowadzające w błąd pojęcie „mowa nienawiści” oraz zbudowała insynuację, iż istotą kultury Zachodu jest "represywność". Panowanie ogólnoludzkich praw ponadplemiennych nazwali frankfurtczycy – represją i uzurpacją. Ich nacjonalistyczna prewencja i propaganda zaprzecza ustaleniom i osiągnięciom wszelkiej klasycznej psychologii, filozofii i etyki, niszczy je. W sferze podmiany nazw, sferze słownej kabalistyki założyciele marksizmu kulturowego byli nie lada prestidigitatorami i skutecznymi wojownikami wojny cywilizacyjnej.


Co ma na celu wprowadzanie przez marksistów kulturowych do praw europejskich kukułczych jaj azjatycko niedookreślonych zakazów „mowy nienawiści” i zakazów pogardy i odczuwania odrazy? Ano ma na celu właśnie to, by nikt nie wypowiadał takich rzeczy, jak Leon XIII w encyklice Humanum genus (20 kwietnia 1884):

„Jeśli nie kochacie prawdy, to choćbyście twierdzili, że ją kochacie i stwarzalibyście takie pozory, wiedzcie, że w danym momencie

zabraknie wam odrazy wobec tego, co jest fałszywe, i po tym da się rozpoznać, że w rzeczy samej prawdy nie kochacie".

Rezygnując zaś z takiego widzenia spraw, że czyny i postawy nasze są pomiędzy słuszną pochwałą a słuszną odrazą i pogardą – oddajemy bez walki swoją tożsamość cywilizacyjną.

======================================================


UZUPEŁNIENIE

W schizofrenii ego wycofuje się z nie chcącej podporządkować się realności w automatyzm działania i w orgiastyczność imaginacji o władzy i wszechmocy. Podobnie członkowie masy wycofują swoje ego poprzez wtopienie się w kolektywną pseudo-jaźń, w masowe uczucia. Symbioza ludzi o skłonnościach dyktatorskich z ludźmi o chaotycznej strukturze charakteru może być niezwykle silna. I jedni i drudzy uciekają od wewnętrznego chaosu i braku struktury w świat zewnętrznych zarządzeń i mechanicznych działań. Może to być świat obsesji zdrowotnych, sterylności i dezynfekcji.

Niewolnikom wystarcza snucie w swoich łóżkach lub dnach butelek - marzeń o wszechmocy. Ich panom natomiast potrzeba już konkretnej rzeczywistości do przyjemności eksperymentowania i rozkoszy realnej władzy, a nie tylko odurzających jej substytutów. Jeśli natomiast chodzi o hegemona (jak go nazywali stoicy) psychiki (ośrodek kierowniczy), to pseudo-jaźń niewolnika identyfikuje się tu, utożsamia całkowicie z pseudo-jaźnią lidera, obydwaj mają w swoim centrum „pasożytujące ego”, z tą różnicą, że Pan, Lider identyfikuje je, a więc i siebie z... Bogiem. Bogiem, któremu nigdy wyznawców (=armii kołtunów) nie zbraknie, bowiem od początku świata, aż po jego koniec będą istnieć „ludzie-na opak”, czyli jednostki dla których absolutna kontrola życia i myśli jest przez nich maksymalnie pożądana, gdyż - jak pisze Meerloo - zdejmuje z nich ciężar wszelkiej odpowiedzialności i życie wtedy staje się jednym wielkim, bezbolesnym snem. U kołtuna - jak podają psychologowie - pasożytnicze superego żyje w sumieniu i przemawia głosem zewnętrznego mistrza. U tyrana pasożytnicze superego żyje w jego sumieniu i przemawia głosem już nie zewnętrznego mistrza, lecz po prostu uświęconym głosem jego obsesji i mesjańskich rojeń. Taka analogiczna konstrukcja obydwu psychik daje podstawy do niezwykle silnej symbiozy obu monstrów psychicznych mogącej być nazwaną "symbiozą autokrata-kołtun".

Na drodze ku hybrydzie człowieka z owadem, człowieka z robotem musimy przejść fazę pośrednią o nazwie Człowiek Pandemiczny. Człowiek Pandemiczny to dzieciństwo względem fazy dojrzałej zwącej się Nowy Człowiek Nowej Normalności. Człowiek Pandemiczny nie ma już wahań woli i dylematów wyboru – funkcję woli przejmują instynkty. Zamiast niepotrzebnie rozbudowanej palety emocji Człowiek Pandemiczny żyje ze strachu, dla strachu i w strachu o swoje życie, jak aniołowie religii Gai – Matki Ziemi, czyli bracia nasi mniejsi – zwierzęta, w których duszy kontynent strachu jest podłożem i jest wszechogarniający. Zamiast zestawiania i konfrontowania ze sobą myśli – rozum przyjmuje formę łona otwartego na żyzny chaos przedlogiczny. Wola, emocje i rozum zostają perwertowane. Wolę zastępują instynkty i bezwzględne posłuszeństwo każdej władzy. Emocje są poddawane bezustannej, tresującej huśtawce z wyeksponowanym strachem jako podstawową reakcją na świat. Rozum jako źródło dyskomfortu zostaje wygaszony, logika zdewastowana techniką "podawaj sprzeczne komunikaty", słownictwo dowolnie redefiniowane. Rodzi się człowiek pandemiczny, kołtuńskie monstrum nie potrafiące i nie chcące myśleć, nie chcące przestać się bać i nie muszące już nigdy dokonywać wyborów oddając sferę wolnego wyboru swoim panom oraz swoim instynktom.

Przedmiot manipulacji i okupacji przez siły sanitarne w dużej części jest szczęśliwy i wdzięczny socjopatom za nakładane im na ciało i umysł kajdany. Ba, spora część kołtunerii prosi autokratów, by się nie fatygowali i uniżenie wyręcza ich sama sobie nakładając kajdany. To efekt niezwykle silnej symbiozy jaką tworzą TYRAN I KOŁTUN. Reżim parlamentarny, sanitarny, higieniczny, resetujący etc. ogłasza masom zastraszonej kołtunerii jakiś KRYZYS (w wersji obecnej „kryzys pandemiczny”). Masy inkoroporują mistrzowskie socjotechnicznie hasło, odczuwają wdzięczność za to, iż reżim ich powiadomił i za to, że zapewne reżim powie im, jak zwalczyć "kryzys". Władza potrafi uczynić kryzys ze wszystkiego. Najczęściej kryzys produkuje się z efektów swoich skoków na kasę państw. Wkrótce reżim filantropijny ogłasza powszechną mobilizację w wojnie z fantomem. „Ludność” ma stać się „armią” w tej widmowej wojnie. Zaciągnięcie się do armii to najprostsza droga do wygaszenia własnej osobowości. Kołtun uwielbia stan "wygaszonej osobowości". Czuje się "zaopiekowany" i odgórnie ukierunkowany jak w matczynym łonie

Zwięźle ujął atmosferę narastania masowej psychozy i powszechnej mobilizacji oraz tworzenia milionowej armii kołtunerii (vide: Le Bon, Canetti) Hermann Broch:

“Armia to narzędzie śmierci i kto do niej wstępuje, zostaje w momencie wstąpienia pozbawiony duszy, uwolniony od swojej jednostkowej duszy […]. Tu rozpoczyna się prawdziwe wygaszenie […] tu wszystko jest ustalone […]. [Rekrut] bez oporu przyjmuje rozkazy ogółu, rozkaz stanowi dlań rękojmię słów, rzeczy i imion, tak że rzeczywistość nie nastręcza mu już żadnych wątpliwości. Wolny od wszelkich zbędnych teoryj i wszelkiej niepewności, żyje zwróconym ku śmierci życiem ogółu […].” Opis ten bez żadnych poprawek pasuje do świata wielu ludzi, którzy uwierzyli swoim koronowanym przez WHO reżimom sanitarnym... Można o tych nieszczęśnikach rzec tak: “Stali brzemienni nieszczęściem; gdyby ich ktoś wezwał do mordowania i rozboju, podążyliby za nim bez sprzeciwu, paląc i rabując, wyładowując własne przygnębienie w żądzy gnębienia innych.Albowiem ten, kto sam sobie jest nieszczęściem, jest nim także dla całego świata […].”

Zgłębiając tajemnicę dobrowolnego pogrążania się w malignie i psychozie można tak – znowu słowami H.Brocha – zarysować drugą połowę szukającej się układanki „tyran-kołtun”:

“Co demoniczne, oślepłe jest,

[…] upiory są oślepłe

[…] Zło zwraca się ku złu:

któż ją składa? - upiór;

[…] oto gwiżdże przed siebie upiór kołtunerii,

do ładu nawykły upiór!

nauczył się czytać i pisać,

używa szczoteczki do zębów,

kiedy chory, idzie do lekarza,

bywa, że czci ojca swego i matkę swoją,

poza tym wyłącznie o siebie się troska,

a mimo to jest upiorem.”


========================================================

wawel24
O mnie wawel24

Huomo-animal divino. Znajomość harmonii nazywa się stałością. Znajomość stałości nazywa się oświeceniem. [...]. Napięcie ducha w sercu nazywa się uporem. [...] Wiedzący nie zna udawania, udowadniający nie wie.  Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ========================== ❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀ F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody 3.10.04.2011 P O S T A C I  1. Franz Kafka i hospicjum kultury europejskiej czyli nagi król 2. Platon czytany przez Simone Weil P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE  M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo