Gdy toczyła się kampania wyborcza przed wyborem prezydenta USA w obozie Republikanów wybuchła spora wojna domowa. Część republikańskiego establishmentu zaczęła Trumpa bezwzględnie zwalczać, posuwając się nawet – w niektórych przypadkach – do twierdzeń, że z dwojga złego lepsza będzie Hilaria.
Ciekawiło nas jak się to skończy. Oczekiwano powszechnie, że Trump przegra i wówczas na jego zwolenników spadnie odwet partyjnego naczalstwa: „A nie mówiliśmy wam, że on nie ma szans? Patrzcie co narobliście popierając go!”.
No ale wybory skonczyły się jak sie skończyły: Demokraci przegrali prezydenturę, Senat, Izbę Reprezentantów, wybory gubernatorów stanowych, wybory do kongresów stanowych – a na deser czeka ich wkrótce klęska przy nominowaniu sędziów Sądu Najwyższego.
Nevertrumpersi pochowali się po kątach, a niektórzy, jak Romney, udali się do Canossy – czyli Trump Tower, błagać o wybaczenie i jakąś posadę w rządzie. Jak dotąd Trump odprawiał ich z kwitkiem.
Odprawianie z kwitkiem to jedno a wendetta to drugie – więc czekaliśmy kiedy rozpocznie się odwet trumpiarzy na antytrumpiarzach. Prawidła polityki są takie, że pozorni sojusznicy, którzy wczoraj wbijali nóż w plecy nie mogą dzisiaj liczyć na litość.
No i doczekaliśmy się. Bill Kristol, redaktor naczelny Weekly Standard, do niedawna pełniący funcje jednego z pociągaczy sznurków za kulisami polityki republikańskiej oraz mózg ruchu „NeverTrump” – został właśnie wywalony z posady naczelnego Weekly Standard. No, niby pozostaje nadal „redaktorem honorowym” – cokolwiek to oznacza – ale jedno jest jasne: Trumpiarze rytualnie ściągnęli swój pierwszy skalp.
Trzeba mieć nadzieję, że nie ostatni.
Inne tematy w dziale Polityka