Jak pies ugryzie człowieka to nie jest news. Ale jak człowiek ugryzie psa – to jest news – mówi stare dziennikarskie powiedzenie.
Podobnie jest z New York Timesem: Gdy gazeta ta kroczy drogą szaleństwa – to nie jest żaden news. Ale gdy czasem do zakutych łbów redaktorów przebije się jakiś promyk rozsądku – i opublikują jakieś zdanie z sensem, nie przejmując się politpoprawnością – i to jest news – i trzeba to uczciwie odnotować.
No to odnotowujemy.
Pisaliśmy kiedyś o tym jakie stosunki panują w NYT, jak to pewien redaktor z tej gazetki napisał kilka niepochlebnych opinii o The Squad – czyli czwórce lewackich małp jakie nadają ton dzisiejszej Partii „Demokratycznej”, a zwłaszcza o popieranej przez Ku-Klux-Klan, najgorszej z nich – Ilhan Omar. I szybko został przywołany do pionu, zdegradowany, wywalony ze stanowiska, i zmuszony do złożenia publicznej samokrytyki.
Tak było.
Okazuje się jednak, że albo szaleństwo nie udzieliło się redakcji do końca albo może ktoś tam przejrzał na oczy – w każdym razie nie tak dawno (uszło to nasze uwadze wtedy, dopiero teraz zauważyliśmy) Glenn Loury, profesor Uniwersytetu Brown, ośmielił się na łamach NYT postawić pytanie:
Why Are Democrats Defending Al Sharpton? – Dlaczego Demokraci bronią Ala Sharptona?
Poszło o to, że Trump go zaatakował i „Demokraci” na zasadzie odruchu Pawłowa rzucili się aby Sharptona bronić – nie zastanawiając się czy gość na to zasługuje.
Polski czytelnik może nie wiedzieć kim jest Al Sharpton, więc przypominamy co o nim pisaliśmy: Wyjątkowo mroczna postać. Działacz murzyński, najbardziej znany z tego, że był prowodyrem największych na przestrzeni ostatnich lat rozruchów antyżydowskich za co – nie, nie żartujemy, to jest najzupełniej na serio – dostał doktorat honoris causa z collegeu znajdującego się w żydowskiej dzielnicy podczas tychże rozruchów spalonej przez tłum. Za co konkretnie ten doktorat? Za – wkład w dialog pomiędzy społecznością żydowską a murzyńską.
Powtarzamy – niczego nie zmyślamy, to się działo naprawdę.
I teraz tenże Sharpton wdał się w pyskówkę z Trumpem, Trump mu odpalił a „Demokraci” ruszyli na komendę aby Sharptona bronić.
Glenn Loury okazał się być jedynym na tyle trzeźwym trzeźwym po stronie lewactwa aby zapytać: A właściwie po jaką cholerę my tego typa bronimy? Czy warto narażać naszą reputację w obronie tego pospolitego zbira? W imię czego?
Zdumiewające, że ten tekst się w NYT ukazał. Zdumiewające też, że profesora nie wywalono z pracy na jego rodzimej uczelni ani nie został z campusu przegoniony przez bojówkarzy „antyrasistów”.
No cuda, cuda. Ale My, Wielki Wódz, nie mamy złudzeń – to tylko chwilowa odwilż w NYT.
Potem wszystko wróci do normy.