Marek Budzisz Marek Budzisz
1937
BLOG

Rosyjsko – amerykańskie gry strategiczne z gazem w tle.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 44

Ostatnie analizy zapotrzebowania na gaz na rosyjskim rynku wewnętrznym nie są dla tamtejszych producentów optymistyczne. Badania przeprowadzone przez firmę Vygon Consulting, mówią o tym, że w najlepszym wypadku do roku 2030 konsumpcja nie wzrośnie, ale bardziej realny jest scenariusz spadku zapotrzebowania, nawet o 12 % do 411 mld m³.

Jeszcze przed kryzysem 2008 roku sporządzane wówczas szacunki mówiły o tym, że zapotrzebowanie, głównie ze strony producentów prądu będzie stale i stabilnie rosło – średnio o 4 % rocznie. Jednak te prognozy nie potwierdziły się. Zarówno z tego powodu, że gospodarka rosyjska utraciła swój wigor i właściwie nie odzyskała go do tej pory, ale też i dlatego, że jak wiadomo broniący demokracji i stosujący sankcje producenci zachodnioeuropejscy (głównie niemieccy np. Siemens) zaopatrzyli rosyjskie elektrownie w nowoczesne, bardziej wydajne turbiny. I w efekcie tych zmian o ile na wewnętrznym rosyjskim rynku sprzedawano na potrzeby energetyki w 2006 roku 159 mld m³, to w dziesięć lat później już tylko 156 mld m³.  Jeśli chodzi o zaopatrzenie ludności też nie jest najlepiej bo trzeba kłaść rury, a nie ma kto za te inwestycje zapłacić. Ludzie nie mają pieniędzy a budżet ma inne, nazwijmy to priorytety.

Jeśli jednak zwrócimy uwagę na wydobycie rosyjskiego gazu, to w ciągu ostatnich 18 lat, wzrosło ono i to dość wyraźnie. Jeszcze w roku 2000 pozyskiwano go niecałe 600 mld m³, to rok ubiegły zakończył się przekroczeniem 700 mld m³. Przy czym jedna poprawka – mający monopol na eksport gazu za pośrednictwem rur Gazprom zmniejszył ilość wydobywanego błękitnego paliwa. Dość znacznie zwiększyli produkcję mniejsi niezależni producenci, lub ci, jak np. Rosnieft, którzy zaczęli dopiero wchodzić na ten rynek. Ale dla nich wybór jest jeden – albo budowa instalacji do skraplania (drogo i zajmuje to dużo czasu), albo sprzedaż w kraju. Jednym słowem, o ile ten trend się utrzyma, a wszystko wskazuje na to, że tak, to w Rosji gazu będzie za dużo i trudno go będzie sprzedać.

Trzeba, zatem eksportować. Tylko gdzie? Rosjanie od kilkunastu już lat mówią jednym głosem – do Chin. Pierwotnie ideę budowy rury do Państwa Środka rzucił Michaił Chodorkowski, potem po jego uwięzieniu i nacjonalizacji Jukosu, pomysł przechwycił Gazprom. I w efekcie buduje rurę, pod wiele mówiącą nazwą Siła Syberii. Koszt budowy tego gazociągu ma wynieść ok. 25 mld euro i ma być gotowy on do eksploatacji w 2019 roku. Choć nie od razu osiągnie swą pełną wydajność, nie ma ku temu technicznych możliwości. Dopiero, jak się szacuje w roku 2025 będzie można za jego pośrednictwem przesyłać ok. 30 mld m³ gazu. Tylko, że póki, co nie wiadomo, kto będzie kupował rosyjski gaz, bo nie ma żadnych kontraktów. Jest jedynie umowa ramowa, zawarta między rządami, ale nie wiadomo czy są tam zapisane jakiekolwiek stawki. Sama umowa jest zresztą jedną z najpilniej strzeżonych rosyjskich tajemnic. Wiadomo jedynie, że Chińczycy nie są łatwymi partnerami. Sfinansowali rurociąg, i zapewne nie tylko, bo jak niedawno ujawnił były wiceminister energetyki Mułłow zadłużenie rosyjskich firm z tego sektora wobec chińskich podmiotów szacowane jest na 70 mld dolarów. A i budżet na Sile Syberii chyba nie zarobi, bo Gazprom uzyskał 15 letnie zwolnienie podatkowe na eksploatację złóż i 20 letnie z tytułu inwestycji w rurociąg. A ostatnie dane napływające z Chin są dla Rosjan jeszcze gorsze, bo stawiają pod znakiem zapytania to czy w ogóle Chińczycy będą kupować rosyjski gaz. Dla Moskwy zapewne czarnym scenariuszem jest to, co stało się z rurociągiem Sachalin – Chabarowsk – Władywostok (koszt budowy 15,6 mld dolarów), którym można przesyłać 30 mld m³, a w roku ubiegłym najprawdopodobniej wysłano za jego pośrednictwem, co najwyżej 6 mld m³. Piszę najprawdopodobniej, bo nie chcąc denerwować opinii publicznej władze te informacje po prostu, wszak to Rosja, uznały za tajemnicę państwową. Wróćmy jednak do doniesień z Państwa Środka. Otóż tamtejsza firma Sinopec poinformowała właśnie, że zakończyła budowę instalacji pozwalającej wydobywać 10 mld m³ gazu szczelinowego z największego chińskiego złoża Fulin, zlokalizowanego w południowo – zachodniej części kraju. Chiny, z geologicznego punktu widzenia zlokalizowane są na „gazowym oceanie” – mają największe zapasy tego paliwa na świecie. I mają też plany rozwoju tej gałęzi swej gospodarki. Do 2020 roku chcą geologicznie opracować złoża o potencjalnej wydajności 1,5 bln m³. Wydobycie też zwiększają – w ubiegłym roku wzrosło ono, o 8,5 %, choć jeszcze daleko im do pokrycia szybko rosnącego zapotrzebowania chińskiej gospodarki, która, jak się ocenia w 2020 roku potrzebować będzie 290 mld m³ gazu.

Tylko, że na horyzoncie pojawiają się Amerykanie. Otóż administracja Donalda Trumpa, która właśnie wprowadziła cła na chińską stal i aluminium, proponuje, że dobrym posunięciem Pekinu, które może rozwiązać problem i wygasić wojnę handlową między stronami będzie zwiększenie zakupów amerykańskiego gazu skroplonego (LNG). Na politykę protekcji celnej Waszyngtonu, która według szacunków może kosztować chińskich eksporterów nawet 60 mld dolarów, Pekin odpowiedział własną listą towarów, które mogą być objęte kontr – cłami. Tylko, że eksperci zwracają uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze jest to lista znacznie, można by rzec „tańsza”, bo kosztować może Amerykanów raptem 3 mld dolarów, a po drugie zwraca się uwagę na bardzo stonowane stanowisko chińskich władz. W odpowiedzi na amerykańskie posunięcie rzeczniczka tamtejszego MSZ-u powiedziała, że Pekin chętnie przedyskutuje z Waszyngtonem wszelkie kwestie sporne. I wreszcie zwraca się uwagę na wypowiedź amerykańskiego ministra handlu Wilbura Rossa, który powiedział, w wywiadzie dla Bloomberga, że kwestię deficytu handlowego między Chinami a USA można rozwiązać bardzo szybko – niech tylko Chiny zaczną kupować amerykański gaz skroplony. Już dziś Chińczycy są trzecimi, po Meksyku i Korei Pd. importerami gazu amerykańskiego. A w przyszłości mogą kupować go jeszcze więcej, bo jak informuje amerykańskie Ministerstwo Energii do 2019 roku Stany Zjednoczone zamierzają potroić swój eksport tego paliwa, z obecnych 36 mld m³, do niemal 100 mld m³.

Produkcję zwiększają zresztą nie tylko Amerykanie. Bardzo rośnie ona w Australii (również sprzedaż do Chin) oraz w Katarze, który zamierza podnieść w tym roku wydobycie z 77 do 100 mld m³. Chińczycy po tym, jak Gazprom przestał kupować gaz od Turkmenistanu, bo w czasie kryzysu miał go po prostu zbyt dużo, zbudowali gazociąg i kupują paliwo również z tego kraju. Ostatnio mówi się o połączeniu pól gazowych Uzbekistanu i Kazachstanu z Chinami.

A co z Tureckim Potokiem? Póki, co kończona jest jedna nitka, a o drugiej na razie cisza. Rosyjski minister Ławrow oświadczył niedawno, że Rosja może przystąpić do jej budowy o ile otrzyma „żelazobetonowe gwarancje od Komisji Europejskiej”, bo nie chce powtarzać doświadczeń z tzw. South Stream, zablokowanym właśnie dzięki staraniom Komisji. Ale nawet, jeśli takie gwarancje otrzyma, na co się nie zanosi, to druga nitka gazociągu idącego po dnie Morza Czarnego ma i tak zaplanowaną dwukrotnie mniejszą przepustowość niźli ten stary Południowy Potok. Ale eksperci wątpią, w to, że w ogóle ona powstanie. Rurociąg do Turcji, to, co innego. Ankara bardzo potrzebuje gazu i chce go kupować tanio od Rosji, nie płacąc przy tym ani dolara na budowę rury. Jeśli zaś idzie o innych odbiorców, to wszystko wskazuje na to, że na południu Europy robi się tłok. O budowie gazociągów mówią Irańczycy (wespół z Irakiem i Syrią), włoski koncern paliwowy ENI zamierza ciągnąć rurę z Libii (na Sycylię), rozpoznawane są pola naftowe i gazowe w okolicach Cypru (francuski Total i włoska Eni), własne projekty ma Izrael, podobnie zresztą jak Algieria i Maroko. Nawet, jeśli część z tych projektów wejdzie w życie to chętnych do sprzedaży gazu będzie znacznie więcej niźli tylko rosyjski Gazprom. Któremu pozostaje właściwie wyłącznie Północny Potok.

Jeśli jednak połączonym siłom przeciwników tej inwestycji uda się ją zablokować, albo uczynić tak kosztowną, że cena przesyłanego za jego pośrednictwem gazu nie będzie już tak atrakcyjną? Dziś Rosjanie są dość spokojni, bo ich gaz jest tańszy od amerykańskiego (bez uwzględnienia specjalnych upustów) o około 100 dolarów za 1000 m³. Na korzyść Gazpromu działa i to, że wiąże on cenę sprzedawanego przez siebie paliwa z ceną ropy naftowej, a ta w roku 2016 i 17 była niska. Ale teraz rośnie, rosną koszty położenia rury (droższe kredyty, przekroczenia kosztorysów, ryzyko polityczne etc.). I może okazać się, że za kilka lat gaz oferowany przez rosyjskiego mastodonta nie będzie już konkurencyjny. Tym bardziej, że firma nie jest mistrzem efektywności. Wystarczy spojrzeć na podstawowe dane - o ile firma jeszcze w 1999 roku wydobywała 546 mld m³ gazu, to osiemnaście lat później już tylko 472 mld m³, ale za to znacznie zwiększyła zatrudnienie – z 298 tys. do 467 tys. osób. Po drodze, na nietrafione projekty firma straciła ok. 2,4 bln rubli (wg. dzisiejszego kursu ok. 47 mld dolarów). Inwestorzy to widzą, i może, dlatego kurs akcji Gazpromu jest dziś o niemal połowę niższy niźli w roku 2013.

Rozpad ZSRR wbrew temu, co przywykliśmy się myśleć w Polsce nie został wywołany mężnym oporem Solidarności przeciw zniewoleniu. Nie kwestionując wkładu wolnych związków zawodowych w demontaż systemu pamiętać trzeba o porozumieniu, jakie w 1988 roku zawarł Ronald Reagan z Arabią Saudyjską. W jego wyniku ta ostatnia znacznie zwiększyła eksport swojej ropy naftowej przyczyniając się do lawinowego spadku cen na rynkach światowych. Pozbawiła w ten sposób ZSRR petrodolarów, reszta stała się niemal automatycznie. Historia raczej się nie powtarza, ale kto wie?

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka