Marek Budzisz Marek Budzisz
2202
BLOG

Po co wprowadza się sankcje przeciw Rosji?

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 31

Na dzisiejszym posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej podjęto decyzję o wprowadzeniu nowego mechanizmu nakładania sankcji wobec państw, które naruszają międzynarodową konwencję o zakazie rozprzestrzeniania broni chemicznej. Propozycja była autorstwa Wielkiej Brytanii, wsparła ją Francja, ale również wyraźnie za wprowadzeniem nowych mechanizmów opowiedziały się państwa z naszego regionu – prócz Polski, również Słowacja, Słowenia, Węgry, Chorwacja, Czechy i Rumunia oraz Bułgaria. Jeżeli ta wspólnota poglądów jest pierwszym efektem bukareszteńskiego posiedzenia wspólnoty Trójmorza, to jest to dobry zwiastun na przyszłość. Przede wszystkim z tego powodu, że niezależnie od ożywionych kontaktów dyplomatycznych państw naszego regionu z Moskwą (w ubiegłych dwóch tygodniach byli tam z wizytą ministrowie spraw zagranicznych Słowacji i Węgier), jeśli idzie o kwestie bezpieczeństwa i sprawy zasadnicze, linia polityczna jest jedna. Piszę o wizytach w Moskwie, bo nikt nie ma wątpliwości, że nowy mechanizm, który zakłada automatyczne obejmowanie sankcjami osób i organizacji odpowiedzialnych za łamanie konwencji, ale również tych, którzy im w tym będą pomagać w pierwszej kolejności dotyczyć będzie Rosji, w drugiej zaś Syrii (stąd obecność w tym gronie Francji). Mówił o tym zresztą wprost brytyjski minister spraw zagranicznych Hunt, zapowiadając złożenie przez rząd brytyjski odpowiednich propozycji, również dotyczących rosyjskiej agresji w cyberprzestrzeni. To, co istotne w tym wszystkim, to po pierwsze przełamanie oporu dyplomacji włoskiej, która, jak donosiły rosyjskie media była nawet skłonna obłożyć propozycję wetem, oraz wprowadzenie zasady „automatyzmu” w nakładaniu nowych retorsji. Trochę podobny system, mimo sprzeciwów rosyjskich dyplomatów, przyjęto na niedawnej plenarnej sesji Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej. Oznacza to, że ewentualne sankcje będą nakładane szybciej i bez konieczności przeprowadzania wielostronnych, a przez to pochłaniających długi czas i wiele energii konsultacji.

    Ale przy okazji odżyją najprawdopodobniej na nowo w środowisku polityków i politologów spory czy sankcje zwrócone przeciw Rosji z politycznego punktu widzenia mają sens, czy prowadzą do zmiany polityki Moskwy, czy wreszcie nie szkodzą bardziej państwom, które je nakładają.

    Dyskusję taką zaczął znany rosyjski ekonomista, o dość opozycyjnym zresztą wobec władz nastawieniu, Andriej Mowczan, który na łamach amerykańskiego periodyku Foreign Policy, opublikował artykuł pod jednoznacznym tytułem – Sankcje nie zranią Rosji. Jaka jest jego argumentacja? Otóż w jego opinii, Rosja realizując restrykcyjną politykę kontroli wydatków budżetowych, a także korzystając z koniunktury polegającej na wyższych niźli zakładano cenach eksportowanych przez nią węglowodorów, odbudowała swe rezerwy finansowe, które są na najwyższym od 2014 roku poziomie, i w związku z tym ewentualne sankcje nie mogą jej w znacznym stopniu zaszkodzić. Mało tego, mimo, iż zachodni politycy lubią chwalić się, iż w wyniku sankcji rubel stracił 25 % swej wartości, to z punktu widzenia rosyjskiego budżetu oraz konkurencyjności gospodarki taka deprecjacja jest zjawiskiem korzystnym. Wysoki poziom rezerw oraz nadwyżka w budżecie federalnym, o ile zaistnieje taka konieczność, może skłonić rosyjskie ministerstwo finansów do całkowitego wstrzymania sprzedaży własnych papierów skarbowych na międzynarodowych rynkach, a posiadane zasoby pozwolą Rosji i tak przetrwać przez kilkanaście, a może kilkadziesiąt miesięcy. Mało tego, w jego opinii, nałożone przez Zachód sankcje tylko wzmacniają, miast osłabiać reżim Putina. Dzieje się tak z dwóch powodów – po pierwsze niezorientowana opinia publiczna przyjmuje za dobrą monetę argumentację władz, że rozczarowująca sytuacja gospodarcza (niski poziom wzrostu gospodarczego, stagnacja dochodów, wysokie oprocentowanie kredytów) to efekt sankcji, w związku z tym władze niewiele mogą zrobić. Ale drugi argument jest ciekawszy – otóż zdaniem Mowczana, sankcje Zachodu i słabe perspektywy rozwoju w kraju, spowodowały, że większość rosyjskich przedsiębiorców poważnie myśli o sprzedaży swych biznesów i wyjeździe za granicę. O takim nastawieniu mówią wszystkie dostępne badania ankietowe przeprowadzane w tym środowisku. Tylko tam gdzie podaż przewyższa popyt, tam wartość aktywów spada i tak jest też zdaniem Mowczana obecnie w Rosji. Sytuację taką wykorzystuje 12 rodzin skupionych wokół Kremla i Putina, które obecnie wykupują, płacąc mniej niźli powinni, za przejmowane firmy konkurentów. Per saldo ekipa Putina w wyniku sankcji wzmacnia swą pozycję, a nie słabnie. I wreszcie, konkluduje, w wyniku sankcji i słabnących perspektyw rozwoju cierpią Rosjanie, zwłaszcza ci najlepiej wykształceni, którzy w coraz większym stopniu zaczynają myśleć o emigracji, niżli politycy reżimu. Ci opierają swe kalkulacje na sile rosyjskiego sektora energetycznego oraz uzależnieniu Europy od rosyjskich dostaw, co zapewnić ma stabilność reżimu, nawet o obliczu pogarszających się warunków. A krótkoterminowo, Putin i jego ekipa mogą się nawet w wyniku sankcji umocnić.

     Linię argumentacji opozycyjnego rosyjskiego ekonomisty potwierdza, w gruncie rzeczy, w rozmowie z Reutersem, Ksenia Judajewa, pierwszy zastępca szefa rosyjskiego Banku Centralnego. Otóż jak powiedziała, podstawowym i uznawanym za najbardziej realistyczny scenariusz rozwoju sytuacji gospodarczej Rosji, jaki przyjmują władze, jest zaostrzenie sankcji oraz stopniowe, płynne zmniejszanie się ceny baryłki ropy do poziomu 55 dolarów w roku przyszłym z obecnych 85 dolarów. Ale, jak dodała, opracowano również i zbadano, jakie pociągnie to za sobą skutki, jeśli ziści się scenariusz najczarniejszy, przewidujący nie stopniowe, ale gwałtowne obniżenie się cen ropy naftowej już w przyszłym roku do poziomu 35 dolarów za baryłkę. I władze są na taką ewentualność, również przygotowane. To zresztą nic dziwnego, bo jak latem w wywiadzie prasowym powiedział Sergiej Iwanow, były minister obrony i szef administracji Putina, nadal będący stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, a przy tym wieloletni oficer wywiadu, powiedział, że państwo tej wielkości, co Rosja ma zawsze gotowe scenariusze na wszystkie sytuacje, nawet te najbardziej negatywne.

    Nie ma, zatem niczego dziwnego w tym, że Rosja na sankcje jest przygotowana, a nawet, jak niedawno powiedział Putin, wzywa Zachód, aby je szybciej wprowadzał, bo w tym wszystkim najgorsza jest niepewność.

    Wydaje się jednak, że mamy do czynienia z dość istotną pomyłką. Oczywiście nie mam na myśli rosyjskiej elity władzy, ale tych, którzy argumentują podobnie jak ekonomista Mowczan. Otóż ich zdaniem, sankcje są narzędziem presji, którego użycie ma doprowadzić do pożądanych efektów, tj. zmiany nieakceptowalnej polityki. Taka była zresztą często spotykana argumentacja zwolenników ich wprowadzenia. Ale to, że koncentrowano się wyłącznie na tego rodzaju celach, nie oznacza, że nie istnieją cele innej, w gruncie rzeczy strategicznej natury.

    Zobaczmy jak to wygląda w przypadku Rosji. Saudyjski następca tronu książę Muhammad ibn Salman udzielił niedawno grupie dziennikarzy Agencji Bloomberga dużego wywiadu. Jak powiedział do roku 2030, na świecie utrzyma się dość stabilny popyt na ropę naftową. Nawet, jeśli spadała będzie konsumpcja benzyny, to wzrośnie wykorzystanie tego surowca w przemyśle chemicznym. Ale w jego opinii, po tej dacie, nastąpią ruchy tektoniczne, jeśli idzie o eksporterów surowca. Będą one polegały przede wszystkim na tym, że znacznie swój udział w światowym eksporcie zmniejszy Rosja, a może nawet zupełnie zniknie z rynku.

    Warto ten głos odnotować, bo trzeba zakładać, że przyszły władca jednego z trzech największych światowych producentów ropy naftowej wie, co mówi. Tym bardziej, że w połowie września odpowiadający za rosyjski sektor wydobywczy minister Nowak poinformował premiera Miedwiediewa, że jeśli rząd nie podejmie specjalnych działań, to według obliczeń specjalistów Rosja w roku 2035 będzie wydobywała 44 % mniej ropy niźli obecnie. Rosję, zdaniem Nowaka czekają jeszcze trzy lata w trakcie, których będzie mogła więcej pompować – z 550 mln ton produkcji w roku bieżącym, wzrośnie ona do poziomu 570 mln ton. Ale później będzie już tylko gorzej – w 2035 wg, tej prognozy Rosja będzie w stanie wydobywać nie więcej niźli 310 mln ton. Zważywszy na to, że Rosja chce rozwijać swój przemysł petrochemiczny i przetwórstwo tworzyw sztucznych oraz zakładając wzrost konsumpcji na wewnętrznym rynku, to prognozy rosyjskiego ministra z grubsza pokrywają się z tym, co mówi saudyjski następca tronu. Na dodatek ostatnie 10 lat, to zdaniem ministra Nowaka czas stale pogarszających się wskaźników branży – średnia wydajność jednego odwiertu spadła o 10 %, trzeba wiercić dwa razy więcej, w efekcie nakłady kapitałowe firm rosyjskiego sektora naftowego wzrosły 2,8 razy, a koszt wydobycia 1 tony ropy 2,4 razy.

    Jak się do tego mają nakładane przez Zachód sankcje? Bezpośrednio chodzi o odcięcie Rosji od niezbędnych jej technologii, pośrednio chodzi właśnie o to, nad czym ubolewa ekonomista Mowczan, czyli o to aby z Rosji wyjechali najlepiej wykształceni i najbardziej przedsiębiorczy. I wreszcie z punktu widzenia kolektywnego Zachodu cenne jest, jeśli większą część złotego deszczu petrodolarów, Rosja wyda na bezsensowne inwestycje w stylu mostu na Krym czy Sachalin, lub jeszcze głupsze i kosztowniejsze pomysły, jak np. przejście w rozliczeniach handlowych na juany (zwłaszcza w sytuacji, kiedy Chiny zmagając się z amerykańską polityką podnoszenia ceł osłabiają rodzimą walutę). Bo jeśli wyda te dziś zarobione pieniądze bez sensu, straci na kosztowne i niepotrzebne inwestycje, lub politycznie motywowane eskapady, to będzie miała mniej na to, co jest rzeczywiście niezbędne, jeśli chce się myśleć o rozwoju – na naukę, ochronę zdrowia, edukację. I w tym względzie ekonomista Mowczan ma rację – obecny rosyjski reżim nie troszczy się o przyszłość kraju, przyświecają mu krótkofalowe cele. I na to zdaje się grać kolektywny Zachód, a przede wszystkim Stany Zjednoczone. Nie chodzi o zmianę polityki Putina, ale o odebranie Rosji w dłuższej perspektywie, możliwości rozwoju i trwałe sprowadzenie jej do roli już nie drugorzędnego, ale w hierarchii światowej gospodarki, wręcz trzeciorzędnego organizmu.


Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka