Wiktor Lach Wiktor Lach
116
BLOG

Nienawistność pamięci

Wiktor Lach Wiktor Lach Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

Piszę z miasta Otwocka. W mieście tym istnieje dziedzictwo, którego ktoś niemiłuje wielce. To żydowskie dziedzictwo. Drewniane wille w stylu świdermajer. Położone wśród sosnowego lasu z reliktami niegdyś pięknych ogrodów. Opuszczone po wojnie zasiedlane zostały przez nowych lokatorów. Władze PRL umieściły w nich kilka tysięcy "elementu" przesiedlonego z warszawskiej Pragi. Roszczeniowo alkoholowy światopogląd, w tej niezwykle ciekawej grupie społecznej, przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Kolejni włodarze miasta zamiatają sytuację pod dywan, udając, że problemu nie ma. Spadkobiercy koszernych właścicieli budynków, którzy cudem uratowali się z Shoah, potrzebują pieniędzy, nie drewnianych pensjonatów z końca XIX wieku, świątyń nędzy i upokorzenia. Potrzebują działek, ale nie chcą zapewnić lokum zastępczego, dlatego nie dbają o swoją własność czekają, aż zaniedbana zrujnuje się do poziomu, przy którym usłużny urzędnik klepnie decyzję o wyłączeniu z użytkowania. Otwockie władze za pieniądze przeznaczone na równe chodniki i kulturę zbudują nowe domy dla tych biedaków. Cwaniaki od handlu nieruchomościami kupują działki razem z ludźmi, skazując ich na wegetację w zaniedbanym domu. Urzędnicy i radni z komisji pomogą bogatemu koledze wysiedlić ich w pierwszej kolejności, aby uwolnić działkę. Co robi pomoc społeczna? Każe oddawać umierającemu na raka weteranowi pieniądze za cienką zupę, bo urzędniczka dowiedziała się, że jadł także drugie danie, które przyniosła mu młoda studentka z sąsiedztwa. Stało się jednak coś dziwnego. Nagle radnych i włodarzy ogarnął lęk.

Konserwator zabytków Barbara Jezierska postanowiła wpisać układ urbanistyczny zabytkowego Otwocka do rejestru zabytków wraz z pięknymi zaniedbanymi willami, zapomnianymi ogrodami, zarośniętymi trawą fontannami i szczątkami bram. Interes szlak wziął. Było tak pięknie: studium tak było skomponowane, aby nigdy nie weszło w życie, a plany miejscowe nie powstawały pod pretekstem braku studium. Działki grały, dziengi banglały, geszeft był. A tu taki klops. Cwaniaczki kupowały duże działki leśne, drewniane wille, licząc, że dzięki przychylności spolegliwego urzędnika powstanie tutaj osiedle. Radni obiecywali zmiany, odlesienie, dopuszczanie itd., a tutaj ktoś ich pozbawił władzy, tej realnej nad ogromnymi pieniędzmi. W imię czego? Dziedzictwa narodowego? Jakiego "narodowego"? Wszak to szczątki wstydliwej żydowskiej historii. Zabytek furda, kupa gnijących desek, z żywymi trza naprzód iść, a po nas tylko popiół.

Władze zamiast podjąć się negocjacji posłuchały głupich rad stanęły na barykadzie bezsensu, zamiast stanąć z konserwator nad mapą złapać kredki i przerysować obszary chronione z korzyścią dla mieszkańców. Urzędnik słabo finansowanego urzędu nie zna otwockich realiów potrzebuje pomocy i wyjaśnień i to trzeba było mu dać zamiast kuć kosy. To obowiązek władzy stanąć po stronie właścicieli działek. Szczeniacki bunt i wojenne nastroje zantagonizowały strony. Zamiast porozumienia i korzyści, niepewność i konieczność konsultacji wszelkich inwestycji. To jedna z największych pomyłek radnych, i prezydenta o stroście nie piszę, bo ten już od dawna sobie nie radzi. Najgorsze jest jednak to, że Panią konserwator  zaatakowano, szczodrze szermując kłamstwami, podczas starannie wyreżyserowanego spektaklu. Na sali byli przedstawiciele ogólnokrajowej prasy. Cwaniaki zgromadzone na spotkaniu dały taki popis prostactwa, że mieszkańcy Otwocka ciężko będą musieli pracować nad poprawą wizerunku w mediach.

Wiktor Lach
O mnie Wiktor Lach

wyzuty ze skłonności do autoanaliz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości