Kampania przedwyborcza do samorządów terytorialnych trwa. Podobno miała nie być polityczna, albowiem ludzie żyjący na danym terenie najlepiej wiedzą czego im do szczęścia potrzeba. Nic z tego nie wyszło. Partyjniacy jednak muszą objechać teren i kaptować zwolenników dla swojej wizji rozwoju gospodarczego. Co prawda dalej prezes PiSu straszy nas wizją Polski solidarnej, ale ta wizja została jakby rozmyta. Prezes zaczął mówić o lokalnej specyfice gospodarczej i rozwoju wspomaganym współpracą z innymi regionami, co może sugerować, że platformerski model dyfuzyjny jednak zyskał pisowską aprobatę. Bo PiS to przecież prezes i tylko prezes. Reszta jest tylko tłem dla prezesa. W Żywcu ponoć odśpiewano nawet prezesowi pieśń Jarosławie, o sole mio (dla niezorientowanych: Jarosławie, słoneczko ty moje). Wygląda na to, że kult jednostki zaczyna znów zaglądać nam w oczy.
Jeśli pod pojęcie "wróg ludu" podpiąć dziś określenie "neoliberalna PO" i dodać do tego retorykę wykluczającą ze wspólnoty narodowej każdego, kto nie myśli, albo nie mówi jak Jarosław Kaczyński, to otrzymamy kult jednostki w wydaniu PiS na potrzeby Polski w XXI wieku. Jest to tym bardziej niepokojące, że prezes nie tai swego pragnienia jednoosobowego zarządzania państwem. Ba, nawet uważa to za jedyny ratunek dla rosyjsko-niemiecko-francuskiego kondominium, czyli Rzeczpospolitej Polskiej oczywista oczywistość.
Pierwsze kroki dla odzyskania utraconej w 2007 r. dwuletniej niepodległości zostały już wykonane. Niezwykle ważna grupa ekspertów w osobach minister spraw zagranicznych PiSu Anny Fatygi i przewodniczącego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza udaje się z wizytą do USA w celu uzyskania pomocy w sprawach, z którymi sami absolutnie sobie nie radzą. Trudno się temu dziwić. Brak dostępu do materiałów śledztwa prowadzonego przez powołane do tego organa rosyjskie (wypadek miał miejsce na ich terytorium) i polskie (zginęły tam nasze VIPy) nie daje im szans na prowadzenie jakiegokolwiek postępowania, które mogłoby się zakończyć zakładanym i oczekiwanym a priori skutkiem. Pozostała zatem jedynie dywersja i tym właśnie obie wspomniane osoby gorliwie się zajęły.
Nie da się ukryć tego, że nasz obraz rzeczywistości jest czymś krańcowo różnym niż obiektywnie istniejąca rzeczywistość. Każdy odbierany z zewnątrz bodziec jest przetwarzany w mózgu zgodnie z wgranym w niego programem. Prawda ta odnosi się do wszystkich naszych zmysłów. To, co widzimy, słyszymy, odczuwamy, jest tylko słabym odbiciem obiektywnie istniejącej rzeczywistości. Niektóre jej aspekty w ogóle do nas nie docierają i nie mają wpływu na nasze postrzeganie. Co z tego wynika?
Wielu fizyków uważa, że żyjemy w pewnego rodzaju matrixie, który jest projekcją naszej i zbiorowej świadomości. Ba, nawet niektórzy uważają, że nasz świat jest doświadczalnym poletkiem świadomości. Wiele na to wskazuje, że żyjemy w świecie niesłychanie wręcz skonfliktowanym, można byłoby zatem postawić hipotezę, że boska świadomość postanowiła sprawdzić, jak sobie w tych warunkach poradzimy. Nawet nie wychylając nosa poza granice Rzeczpospolitej można z całą pewnością uznać, że nie radzimy sobie najlepiej.