Sprawa z prorosyjskim lobbowaniem Jana Krzysztofa Bieleckiego w sprawie "Azotów" przypomniała mi troszkę zapomniany skandalik w tym lobbowaniu wykonywanym przez byłego prezydenta Kwaśniewskiego. Sprawa bardzo zagadkowa - premier Tusk po wpadce z niewiedzą o podpisanym z Gazpromem porozumieniu (intencyjnym) chciał się publicznie wykazać patriotyczną (czyli antyrosyjską) postawą i postanowił udowodnić (publicznie) jaki on wobec Moskali twardy i nieustępliwy jest, był i będzie.
No i pochwalił się, że diabeł-kusiciel Kwaśniewski go prorosyjsko namawiał, ale on tym propozycjom powiedział stanowcze "NIE!".
Ciekawostką jest informacja, że podczas tych namów, na kilka tygodni przed poinformowaniem o nich, Tusk był do argumentów rosyjskich, wyrażanych przez AlkohOlka, nastawiony pozytywnie i nie odrzucał ich.
Po skandalu "pieriemyczkowym" zapotrzebowanie polityczne zmusiło go jednak do publicznego odporu kuszeniom Kwaśniewskiego. Taki z niego patriota, pijarowskiego wymiaru.
Ale ciekawe było tłumaczenie jednego z głównych jego ministrów -Radosława Sikorskiego, który wyraził zrozumienie wobec prowadzonych przez Aleksandra Kwaśniewskiego rozmów z rosyjskim Acronem w sprawie przejęcia polskiej spółki chemicznej Azoty Tarnów. Jego zdaniem były prezydent dostaje zbyt małe wynagrodzenie od państwa, więc zrozumiałe jest, że ulega pokusom „biznesowym”.
Szef MSZ-etu porównuje: w Polsce była głowa państwa dostaje na rękę miesięcznie 4,5 tys. zł, podczas gdy jej niemiecki odpowiednik może liczyć na 200 tys. euro na miesiąc. Sikorski zauważa, że winą państwa polskiego jest to, iż nie opłaca należnie byłych prezydentów, przez co muszą oni zajmować się płatnym doradztwem, do czego mają prawo i co jest na świecie przyjęte.
Dziwne jest jednak to o tyle, że Aleksander Kwaśniewski upiera się, iż za swoje rozmowy z Acronem nie wziął ani złotówki. Może jest to prawda, ponieważ nie od dzisiaj wiadomo, że były prezydent pozostaje w dobrej komitywie z właścicielem rosyjskiej spółki Wiaczesławem Kantorem, zatem jego przysługa mogła mieć czysto „towarzyski” charakter.
Oburzające jednak jest to, że zabierający w sprawie głos minister nie odnosi się w ogóle do samego charakteru doradztwa, którego dopuścił się Kwaśniewski. Sikorski rozumie jego pobudki ekonomiczne, ale w żaden sposób nie piętnuje tego, że lobbing uprawiany przez byłą głowę państwa mógł zaszkodzić interesowi Polski. Odwracanie kota ogonem i wspominanie o zbyt niskiej pensji byłego prezydenta wydaje się tragikomiczne wobec miliardów złotych, o jakie rozgrywa się partyjka pomiędzy największymi spółkami z sektora chemicznego bezpośrednio powiązanego z krajową energetyką. Radosław Sikorski zdaje się widzieć problem jedynie w kategoriach uzupełnienia skromnego budżetu Kwaśniewskiego, pomijając kwestie racji stanu…
Czy minister spraw zagranicznych postrzega inne ważne dla Polski sprawy dotyczące jego resortu w podobnych kategoriach? Czy mamy podstawy podejrzewać, że minister Sikorski nie zdaje sobie sprawy z rangi osoby byłego prezydenta i znaczenia spraw, w których ex-prezydent wykazał się nadaktywnością?
Zastanawiające jest, jaka będzie reakcja premiera Tuska na słowa szefa resortu spraw zagranicznych?
________________________________________________________________________________
Myślę, że żadna. Musiał Radek naprawić, co Donek był zmuszony, niechcąc, zepsuć. A potem w trójkę pójdą pograć...
Komentarze