Tytułowe pytanie notki zadawałem często moim neosowieckim oponentom, usprawiedliwiającym, a nawet entuzjastycznie chwalącym zdradziecki "nóż w plecy" wbity dzielnie broniącemu się od niemieckiej nacjonal-socjalicznej nawały narodowi polskiemu.
Przecież ci, którym sowiecka pomoc sojusznicza niemieckiemu Wehrmachtowi ocaliła życie lub zdrowie, 2 lata później bogatsi o wiele doświadczeń sprawnie i pozbawieni skrupułów zabijali i mordowali sowieckich żołnierzy i cywili.
Moi sowieccy oponenci zawsze uciekali od tego pytania, niczym przysłowiowy diabeł od święconej wody.
Pochylmy się więc nad tym ciekawym zagadnieniem.
Wszystkie straty niemieckich sił zbrojnych uczestniczących w napaści na Polskę od 1 września do 5 października 1939 r. wyniosły dokładnie 17'106 zabitych, 486 zaginionych i 36'995 rannych.
W archiwach niemieckich znajduje się również dokument o sygnaturze: BA-MA RH 3/134 według którego straty niemieckich wojsk lądowych w Kampanii Polskiej wyniosły: 16 843 zabitych i 320 zaginionych, co po dodaniu strat Luftwaffe i Kriegsmarine (odpowiednio 326 i 77 zabitych oraz 101 zaginionych) daje liczbę poległych 17 667 żołnierzy niemieckich. www.1wrzesnia39.pl
Mimo tego, że oparte na niemieckich dokumentach te dane są znane od lat , to wystawa stała w nowo otwartym Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zaniża te straty do "okrągłych" 16 tysięcy zabitych i 30 tysięcy rannych. Pięć długich miesięcy urzędowania nowego dyrektora Muzeum już z "Dobrej Zmiany" ponoć nic w tej materii zaniżania niemieckich strat, a tym samym obniżania wkładu żołnierzy Wojska Polskiego w walkę z niemieckim totalitaryzmem, nie zmieniły. Przykre i bulwersujące.
Tak samo wygląda sprawa zaniżonej znacznie poważniej liczby zabitych po stronie polskiej - "okrągłe" 66 tysięcy wobec policzonych ponad 71 500 grobów żołnierzy WP z Września'39 (w tym około tysiąc poległych w walce z sowieckim najeźdźcą) i poważnych wyliczeń fachowców, obliczających straty polskie na około 90 tysięcy zabitych.
Wkroczenie Krasnoj Armii na terytorium Polski o świecie 17 września 1939 roku na pewno skróciło czas trwania Wojny Obronnej, zmniejszyło twardość naszego militarnego oporu i ducha bojowego zarówno żołnierzy jak i wspomagającego ich ofiarnie całego narodu.
- O ILE? - nasuwa się ważne pytanie.
Posłużmy się orientacyjną mapką położenia położenia sił polskich i niemieckich około 17 września, bardzo jednak nieprecyzyjną, bo np. pomija obronę Gdyni i Oksywia do 19 września, albo przesuwa polsko-litewską granicę tuż pod Wilno, choć w rzeczywistości biegła ona 50 km na zachód od niego.
Połowa terytorium Polski jest jeszcze wolna od niemieckich zagonów pancernych i zmotoryzowanych. I nigdy nie mogłaby być przez nie zdobyta - bo to ta "gorsza" część kraju, tzw. "Polska B" i "Polska C" - nierzadko pozbawiona nie tylko tego co z grubsza przypominało drogę, ale w dużej części pokryta licznymi błotami, podmokłymi terenami, lasami i górami. Czyli terenem uniemożliwiającym użycie jakiejkolwiek techniki połowy XX wieku, nawet na gąsienicach. Zostawały tylko konie i nogi piechura, a akurat w tych kwestiach żołnierz polski nie ustępował niemieckiemu. A ten oddalał się coraz bardziej od swych baz zaopatrzeniowych, już o bazach paliwowych dla silników aut, czołgów i samolotów nie wspomnę. Już około 15 września Niemcy zrzucali z samolotów paliwo dla swoich pancerów, np.pod Lwowem.
Czas również nie pracował dla Niemców - szok wywołanym nowatorskim prowadzeniem Blitzkriegu (= wojny błyskawicznej), połączenia ataku lotnictwa (bombowców nurkujących, przeważnie Ju-87) i zdecydowanego manewrowego ataku broni pancernej i zmotoryzowanej, mijał i żołnierze polscy powoli zaczynali do niego się dostosowywać i z nim walczyć.
Musiała się w końcu zmienić, jak na złość piękna, słoneczna "złota polska jesień", pozwalająca Niemcom do woli korzystać z ich panowania w powietrzu - podczas deszczu, we mgle możliwości lotnictwa są ograniczone, a ścisłego współdziałania z wojskami lądowymi - wykluczone.
Po fiasku pierwotnego niemieckiego planu "Weiss" (Białego) zakładającego zniszczenie całego Wojska Polskie między granicą zachodnią (i południową - pozdrowienia dla przyjaciół Słowaków, niech również euro zbierają na reperacje wojenne), a Wisłą i dotarcia do Warszawy już 3 dnia wojny błyskawicznej mogło dojść również do kolejnego niemieckiego niewypełnienia planu - na przykład opór Wojska Polskiego nie zostałby złamany do nadejścia jesienny słot. Takie właśnie deszcze, rozmiękczające ziemię na czymś z daleko tylko przypominającym drogi i leśne dukty zatrzymały Niemców przed zdobyciem Moskwy w październiku 1941 roku. Takiej właśnie październikowej słoty i tygodnia nieprzerwanych ulew zabrakło nam w Wojnie Obronnej 1939 roku.
Dlatego sojusznicza pomoc Hitlerowi i zdradziecki sowiecki " nóż w plecy" o świcie 17 września 1939 nie tylko uratowały od śmierci, bądź kalectwa co najmniej 10-20 tysięcy (jeszcze raz tyle, co w kampanii od 17 do 5 października prowadzonej przez Wojsko Polskie w znacznie zmniejszonych siłach i jeszcze bardziej opadniętym duchu bojowym) niemieckich doborowych żołnierzy, w większości ideowych nazistów, walczących z Polakami na ochotnika, pełnych wiary w hitlerowskie slogany o rasie panów i wyższości nad słowiańskim bydłem (włącznie ze "szlachetnym pułkownikiem von Schtauffenberg" zagranym przez Toma Cruise), ale i pomógł /umożliwił zduszenie armii tego "potwornego bachora" Traktatu Wersalskiego.
Apropos niemieckich reakcji na napaść Hitlera na Polskę w 1939 r. - czyżby tylko Hitlera i grupki jego zwolenników? Czy jacyś Niemcy protestowali przeciw tej agresji, a po jej zwycięskim zakończeniu, gdy do Rzeszy popłynęły szeregi darmowych niewolników polskich jeńców i więźniów? No może z wyjątkiem bohaterskiego Georga Elsera...
Komentarze