Publicyści i komentatorzy analizujący rozwój sytuacji w obszarze euro przeważnie dzielą strefę na tzw. „rdzeń” (Niemcy, Francja) oraz pogrążone w kryzysie zadłużenia oraz nieustannej recesji "peryferia" (kraje PIGS). W związku z tą obserwacją powszechnie wyciąga się wniosek, iż główną przyczyną porażki projektu euro mogło być niespełnianie przez strefę kryteriów optymalnego obszaru walutowego opracowanych przez Roberta Mundell’a. Zgodnie z tą teorią, trwałe unie pieniężne mogą tworzyć ze sobą wyłącznie państwa o podobnej sile gospodarczej. Oznacza to, iż teoretycznie jeden pieniądz w Grecji oraz Niemczech nie ma racji bytu.
Wspomniane wyżej fakty są bezsprzecznie trafną diagnozą. Strefa euro w obecnym kształcie będzie funkcjonować tak długo, jak długo rząd niemiecki zechce ją sztucznie podtrzymywać poprzez tzw. pakiety ratunkowe. Bez wątpienia jednak ta operacja dzieje się kosztem zwykłych ludzi, których poziom życia w państwach śródziemnomorskich ulega stałemu pogorszeniu.
Wydaje się, jakoby autorzy tej koncepcji zapomnieli, iż pieniądze publiczne kiedyś po prostu mogą się wyczerpać. O ile nie będziemy mieli do czynienia z radykalną zmianą okoliczności, tego typu operacje z czasem będą musiały zostać zakończone. Co ciekawe, w tym wszystkim polityka prowadzona przez państwa „rdzenia” wobec kryzysu wydaje się bardzo niespójna. Francja, uchodząca dotychczas za stabilną gospodarkę, na skutek podejmowanych błędnych decyzji ekonomicznych może zdecydowanie pogorszyć poziom wiarygodności strefy euro. Szczególnie, iż prognozy wskazują że w tym samym czasie przepaść ekonomiczna między krajami PIGS a Niemcami będzie się stale pogłębiać.
Według prowadzonego przez Europejski Bank Centralny indeksu gospodarczego, konkurencyjność Niemiec od 1999 r. wzrosła aż o 22,5%, podczas gdy Francji zaledwie o 1,2 proc. Zwróćmy uwagę, że nawet pogrążone obecnie w zapaści państwa takie jak Włochy czy Hiszpania były w stanie zwiększać swoją konkurencyjność wydajniej od Paryża (odpowiednio o 1,4 oraz 3,3 proc.). Prognozy OECD wskazują, że wzrost gospodarki niemieckiej w nadchodzącym kwartale 2014 r. ma wynieść około 2 proc. PKB, natomiast Francja utrzyma recesję na poziomie -1,0%. Wszelkie inne dane są w równym stopniu niepokojące. Udział francuskiego eksportu czy też francuskiej produkcji przemysłowej w światowym handlu stale maleje, podczas gdy ich niemieckie odpowiedniki mimo kryzysu utrzymują ten sam wysoki poziom. Podobnie jest z bezrobociem, które we Francji stale rośnie osiągając obecnie poziom około 10,2 proc., natomiast w Niemczech spada (!), wynosząc obecnie około 6%. Nietrudno zatem o wniosek, iż zróżnicowanie wydolności gospodarczej wewnątrz strefy euro ma miejsce również wewnątrz unijnego „rdzenia”.
Przyczyną tego stanu rzeczy jest lekkomyślna polityka rządzącej Francją lewicy, która zdaje się nie mieć długofalowej wizji prowadzenia spraw gospodarczych własnego państwa, podejmując decyzje pod aktualne nastroje społeczne.
Przypomnijmy, że prezydent Hollande m. in. podwyższył podatek dochodowy dla klasy średniej, co według analiz ekonomistów negatywnie odbiło się na popycie wewnętrznym oraz poziomie bezrobocia we Francji. Doprowadził także do tego, iż uprzednio uchylony przez Radę Konstytucyjną 75 proc. podatek dla najbogatszych zamiast bezpośrednio przedsiębiorców obciążył kierowane przez nich zakłady pracy. Skutkuje to redukcją zatrudnienia wymuszoną ponoszonymi kosztami fiskalnymi, a w niektórych przypadkach wręcz wycofywaniem się wielkich przedsiębiorstw z rynku francuskiego. Oprócz tego, Francois Hollande opodatkował pracę w nadgodzinach, co mogło się przyczynić do spadającej liczby produkowanych we Francji dóbr. Błędem była również decyzja o podwyżce uderzającego w najbiedniejszych podatku VAT, czy też podwyższenie ryczałtu podatkowego płaconego przez firmy w związku z osiągniętymi zyskami (z 8 proc. do 20 proc.). Niektórzy eksperci wskazują także, iż we Francji zbyt drastycznie podwyższono płacę minimalną (do 1700 euro), która powinna wzrastać stopniowo, tak by nie wywołać szoku na rynku pracy (tak jak postulowały związki zawodowe – wpierw do 1350 euro).
Podsumowując, gospodarka Francji notuje coraz niższe noty, stopniowo upodobniając się bardziej do Grecji, niż stale rozwijających się Niemiec. Łatwo zatem dojść do wniosku, że waluta euro zamiast przyczyniać się do wzmacniania swoich członków, stale osłabia ich gospodarki narodowe, oprócz notującego stały wzrost Berlina. Zbliżamy się zatem do momentu, w którym Niemcy pozostaną samotne w roli jedynego państwa strefy euro o stabilnej gospodarce. Wbrew temu co twierdzi partia rządząca, nie istnieje żadne uzasadnienie polityczne ani ekonomiczne, dla którego mielibyśmy zrezygnować ze złotego włączając się w ten utopijny projekt.Unia walutowa okazała się narzędziem Niemiec do osiągania hegemonii gospodarczej nad Europą, której powinniśmy się przeciwstawić pozostając przy narodowym pieniądzu.
Inne tematy w dziale Polityka