Wojciech Kozlowski Wojciech Kozlowski
149
BLOG

HULLA GROSS, A DUSZA?

Wojciech Kozlowski Wojciech Kozlowski Kultura Obserwuj notkę 3

Na polskim rynku księgarskim ukazała się pozycja Eugeniusza Hulla: „Okupacyjna codzienność – Warszawa i okolice w dokumentacji Adama Chętnika” (Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2006). Książka stanowi obszerną recenzję zapisków wojennych wielkiego Kurpia i Polaka doc. Adama Chętnika, będących w depozycie Biblioteki Narodowej w Warszawie i opatrzonych tytułem: „Pod niemiecko-hitlerowskim obuchem” (sygn.III. 7925). Recenzja ukazała się niejako z wyprzedzeniem, bowiem same zapiski Chętnika nie były dotąd publikowane.

Eugeniusz Hull posiada stopień naukowy doktora, a recenzentami jego książki są prof. dr hab. Benon Dymek i prof. dr hab. Stanisław Gajewski. Recenzji owych książka nie zawiera, a więc wymienieni profesorowie pełnią tu rolę li tylko uwiarygodniającą i podnoszącą rangę publikacji. A jakąż rangę niemanipulacyjną i niepropagandową pełni książka, będąca recenzją pozycji nigdy niepublikowanej? Bo jeśli już sama recenzja ma walory poznawcze, to na czytanie powinien zasługiwać przede wszystkim sam podmiot recenzji. Tymczasem zapiski Chętnika na rynku księgarskim są niedostępne, a w zamian mamy pozycję w stosunku do nich krytyczną. Czyż nie jest to przypadkiem przejaw jakiejś patologii w obszarze wydawniczej kultury, czy nawet w sferze etycznej polskiego środowiska naukowego?

Z polskiego na nasze?

Książka zawiera bardzo liczne cytaty z zapisków Chętnika; krótsze i dłuższe, a niekiedy bardzo obszerne – dochodzące nawet do kilku stron, nigdy nie publikowane przedtem. Jak to się ma do praw autorskich – jeśli cytaty stanowią główny trzon książki i jak do samych intencji Adama Chętnika? Jaki sens było w końcu przytaczać, komentować, recenzować, opisywać – zamiast akcję szlachetną przedsięwziąć i wydać? Czytając materiał w podanej formie – uzupełniony licznymi przypisami wątpliwych autorytetów – odnosi się wrażenie nawet bez zaglądania do źródła, że dokonano tu szeregu manipulacji i zwykłych przekłamań. Będąc wszakże pozbawionym źródłowego tekstu – nie czuję się zobligowany do szczegółowego ich przedłożenia, lecz zaledwie wyrywkowego zasygnalizowania.

Mącenie u źródła

Samo wprowadzenie wywołuje już niesmak. Otóż autor przytacza w nim przypis z „Zeszytów Naukowych Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego”, podający w wątpliwość przynależność Chętnika do AK ze względu na wiek: „niekonspiracyjny wojskowo”, oraz „iż w swoim zapisie konspiracyjnym nigdzie nie wzmiankuje o własnej aktywności podziemnej” (sic! - s. 12). No cóż, trudno żeby czynił to człowiek ścigany przez Gestapo za działalność plebiscytową i patriotyczną, wielokrotnie niszczący w zagrożeniu właśnie owe zapiski, o czym Hull zresztą wspomina. 

Szkoda tylko, że autor nie wie, lub celowo nie podaje, że Chętnik był delegatem Rządu RP na Wychodźstwie, pracującym chociażby na rzecz scalenia AK z podziemiem narodowym. Dalej w tekście – zarzuca mu słabą orientację na temat konspiracji i stwierdza, że: „Materiały Chętnika można traktować jedynie w kategoriach przyczynkarskich” (s. 18). W tekście okaże się później, że autor potraktował je przyczynkarsko, ale do „materiałów” Jana Tomasza Grossa. Wracając do zarzutu związanego z podziemiem, to zapiski nie dotyczyły podziemia jako takiego, a jedynie jego wąskich aspektów i nawet już córka Chętnika należała do armii podziemnej – nie wspominając o męskiej generacji bliższej i dalszej rodziny.

Biografom zarzuca Hull niesłuszne przypisywanie habilitacji w 1946 roku, wywołując w ten sposób u czytelnika nie znającego postaci – wrażenie osobnika o jakiejś wątpliwej edukacji. Żeby szepnął w zamian o stopniach naukowych przydzielanych wówczas z partyjnego klucza, które Chętnikowi oddanemu Bogu i Ojczyźnie w Polsce komunistycznej nie przysługiwały. A na marginesie; czy autor i profesorowie recenzenci są już po lustracji?

Traumatyczne fixum dyrdum

Tak można by nazwać pseudonaukowe konfabulacje, zawarte w rozdziale zatytułowanym: „Okupacyjna trauma – Zagłada”. Szczególnej uwadze poświęca autor wypowiedź Chętnika dotyczącą palenia Żydów w stodołach. Oto ona: „W napadzie jakiegoś szału w niektórych miejscach żydów zamknięto w szopach i stodołach i podpalono żywcem! Do podpalania (do pomocy) spędzono różną ludność okoliczną polską, przy czym te okropne sceny z spędzonymi Polakami na froncie, fotografowano! W niektórych miastach po tych egzekucjach pozostało wcale mało, lub nie pozostało wcale żydów (np. Kolno)” (s. 132). 

Jest tu w zasadzie wszystko na temat mechanizmu popełniania tego typu zbrodni przez Niemców. Jednak nie dla wszystkich. Po perfidnych manipulacyjnych zabiegach Hulla ten obraz klarowny gdzieś ucieka. Autor nie pozostawia czytelnikowi żadnego obszaru do interpretacji, lecz wprowadza własną – niezgodną z przekazem Chętnika. Jeszcze przed podaniem źródłowej wypowiedzi przypisuje Polakom współudział w tych zbrodniach. Tymczasem idąc tokiem takiego rozumowania, można dojść do największego absurdu, obciążającego za holokaust samych nawet Żydów. Bo przecież piec krematoryjny w Auschwitz obsługiwany był między innymi przez więźnia żydowskiego pochodzenia Henryka Taubera. 
                                                                                                                Przytoczony cytat z Chętnika poddaje Hull dalszym specjalnym zabiegom; jakiejś opętańczej analizie, zarzucającej mu stosowanie eufemizmów dla „wymazywania trudnej historii”. Własne wymysły przeplata przy tym rojeniami z „Teorii mordów sąsiedzkich” według red. Jasiewicza i innych ekspertów od „polskiego antysemityzmu”. Momentami jego fantazje nabierają charakteru groteski, czy wprost paranoidalnych urojeń: „Niejasny jest zwrot z Polakami na froncie, który w skrajnej wersji można interpretować, że czas tych mordów Chętnik sytuował w kontekście wydarzeń wojennych, a nie w okresie funkcjonowania już władzy niemieckiej” (s. 133). Mój Boże!

Chętnik jako ludowy antysemita

Znamy ludowych twórców, śpiewaków, grajków, gawędziarzy, ale „ludowych antysemitów” jeszcze nie było. I oto Adam Chętnik w książce Eugeniusza Hulla zostaje oskarżony o reprezentowanie „antysemityzmu ludowego”. Już w samym wstępie autor przygotowuje czytelnika do owej zdumiewającej konkluzji. Prezentowane przez Chętnika uparte trwanie polskości jest zdaniem Hulla: „skrupulatnie notowane, prezentowane chronologicznie i problemowo, stanowi bogatą warstwę, odideologizowaną z natury rzeczy, wolną od politycznych i narodowo-religijnych kwalifikacji” (s. 15). Natomiast w przypadku przedstawiania spraw żydowskich Hull zarzuca Chętnikowi: „podleganie szkodliwym i moralnie dwuznacznym stereotypom, funkcjonującym w ideologii katolicko-narodowej” (s. 16).

Atak Hulla na katolicyzm narodowy stanowi charakterystyczny bełkot, zaczerpnięty żywcem z nowej, kosmopolitycznej ideologii. Przypomina mi niegdysiejsze zastępowanie moralności katolickiej tak zwaną moralnością socjalistyczną. Zresztą, co do sposobu przedstawiania przez Chętnika sprawy polskiej, autor sam sobie w tekście niejednokrotnie zaprzecza – zarzucając mu patos, chociażby przy opisywaniu Powstania Warszawskiego... Również kreowane zarzuty, że Chętnik w kwestii żydowskiej jest bardziej oziębły w porównaniu do innych autorów – w dodatku niekiedy pochodzenia żydowskiego – jest śmieszny; bo nikt nie oczekuje od Żydów polskiej wrażliwości w sposobie myślenia, jeśli tylko nie chcą uchodzić za Polaków. Zresztą, przeczą dobitnie tej tezie cytaty porównawcze z Chętnika i innych; choćby Bartoszewskiego, które mają ten pogląd dokumentować. Wprost przeciwnie; Chętnik wypada w nich zdecydowanie lepiej. Jego porównanie likwidowanego przez Niemców getta do scen piekielnych, czy polecanie Bogu pomordowanych Żydów – świadczy właśnie o wielkim współczuciu i wrażliwości.
Szczególnie scena opisująca cierpiącą żydowską dziewczynę ze złamaną nogą przy zwłokach kuzyna, której Polacy nie mogli podać nawet szklanki wody, gdyż strzeżona była przez Niemców, a później przez nich zabita – jest bardzo wymowna. Jest ona właściwie symbolem tamtej polsko-żydowskiej rzeczywistości. 

Niejako wstępem do oskarżeń Chętnika o antysemityzm był zarzut kreowania stereotypów na temat postawy Żydów na Kresach Wschodnich. Chętnik na ten temat napisał: „Pamiętam wojnę światową pierwszą i żydów, oraz wojnę z bolszewikami (1920) i również żydo-komunę i porównuję to wszystko z wypadkami w drugą wojnę światową. Co za zmiany i nieprawdopodobieństwa! Tylko rok 1920 podobny był dla nas do roku 1939 – i wtedy i teraz żydzi odgrywali w stosunku do nas jednakową rolę. I wtedy i teraz żydzi szli na rękę z grabarzami Polski” (s. 115).
Za wypowiadanie przez Chętnika ocen krytycznych w stosunku do Żydów, Hull nie szczędzi słów gorzkich – zarzucając mu ostatecznie antysemityzm. A przecież współczucie okazywane Żydom nie było w stanie zatrzeć czary goryczy, że niejednokrotnie listy wywożonych na Sybir Polaków sporządzane były przez żydowskich sąsiadów. Hull jako historyk, chlubiący się doktoratem na polskiej uczelni nie potrafi już tego dostrzec. Nie mówiąc już o znalezieniu takich właśnie ofiar wśród najbliższej rodziny Chętnika.

Nieszczególne towarzystwo

Adam Chętnik jako narodowiec znalazł się w książce Hulla w nieciekawym towarzystwie, wprowadzanym tu przy pomocy przypisów niejako od zakrystii. Tworzą oni sztab swoistych „ekspertów” w polskich narodowych sprawach, mających przy okazji piętnować tak zwane polskie stereotypy, szczególnie katolicko-narodowe i „polski antysemityzm”. Oprócz Miłosza i Bartoszewskiego pojawia się redaktorka Świda-Zięba z „Wyborczej” jako autorytet naukowy, Bikont jako narodowy, Gross od sąsiadów i inni spod skrzydeł Adama Michnika. Próżno natomiast wypatrywać Dory Kacnelson, Normana Finkelsteina czy Jerzego Roberta Nowaka.
                                                                                                                     Miłoszem przywoływana jest w książce wyświechtana kwestia karuzeli, która dziwnym trafem nie trzyma się kupy w świetle przytoczonych zapisków Chętnika. Hull – pogromca chętnikowego antysemityzmu – jakoś dziwnie tego nie zauważa i nie roztrząsa tak, jak fragmentu o spalanych Żydach. Przyjmuje bez uzasadnienia wersję wesoło bawiących się Polaków w czasie żydowskiego umierania. Tymczasem z opisu Chętnika wynika, że przy placu Krasińskich obok wesołego miasteczka stała niemiecka armata, z której Niemcy ostrzeliwali getto: „Jedną z armat widziałem u wylotu ul. Długiej przy placu Krasińskich (..) ginęło ich wielu, ale od strzałów padały trupy niemieckie i przypadkowo cywile w przyległych ulicach i placach. Tramwaje w te strony nie dochodziły, ludzi cywilnych nie dopuszczano” (s. 128).                                                                                 

Trzeba być naukowym sztubakiem, żeby nie dać wiary Chętnikowi, piszącemu na gorąco i nie przeczuwającemu przyszłego sporu polsko-żydowskiego na temat karuzeli, a uwierzyć Miłoszowi i kłamstwa te uwierzytelniać cytatem z książki o charakterze sensacyjnym, napisanej przez Jana Krok-Paszkowskiego już po wybuchu sporu. Jakoś nie mogę znaleźć żadnego powodu, dla którego Chętnik miałby fałszować historię. W przypadku Krok-Paszkowskiego i Hulla już prędzej. W swej książce powołuje się na Wierzbickiego i Tokarską-Bakir – zaświadczając, jak to Polacy byli wdzięczni Hitlerowi za wymordowanie polskich Żydów. Szczególne ośmiesza doktora od „polskiej” historii – pani Świda-Zięba ze swoimi teoriami od „chamów”. Nie wiem, jak takie metody mają się do tradycyjnego historycznego kanonu i czy przypadkiem nie wyszło tu jakieś historyczne hull-owisko.

Antysemici inaczej?

Korzystając z Chętnikowego źródła warto zwrócić uwagę na niektóre liczby, które paradoksalnie Hull zostawia bez komentarza – pomimo, że są istotne, gdyż dokumentują rozmiar holokaustu. Tymczasem Chętnik notował: „W jesieni 1943 liczono w Polsce z 4-ch blisko milionów żydów jeszcze do 150 tysięcy. Ilu ich jescze żyje i ile przeżyje wojnę, nikt nie wie. Niech o nich Jehowa pamięta!” (s.131).
No cóż, Chętnik „antysemita” jakoś nie zaniża tej okrutnej zbrodni. Liczba jest nawet przesadzona, przy późniejszym uściśleniu na sumę blisko 3 milionów. Zadajmy zatem przy okazji pytanie panu Bartoszewskiemu – dlaczego jako jeden ze sprawujących opiekę nad muzeum Auschwitz dopuszcza do tak zwanego kłamstwa oświęcimskiego, obwarowanego prawem, polegającego na zaniżeniu ofiar hitlerowskiego ludobójstwa na terenie tegoż obozu do sumy blisko miliona, podczas gdy ustalenia norymberskie są kilkakrotnie wyższe? Potwierdza je przy tym raport Pileckiego, zeznania Taubera, Hossa i inne. Analogicznie obniżono bilans ludobójstwa niemieckiego również i w innych obozach, a przecież ogólny bilans zagłady Żydów pozostaje niezmienny... Przy niniejszym oświadczam, że odnośnie stawiania pytań panu Bartoszewskiemu w kwestii Auschwitz czuję się szczególnie upoważniony; ze względu na śmierć męczeńską tam mojego dziadka i syna jego... To nawet mój obowiązek.
                                                                                                           Odnośnie Grossa i podobnych mu cynicznych manipulatorów, to antysemityzm ich – polegający na prowokowaniu niechęci do Żydów – zaczyna być dostrzegany nawet przez niektórych Żydów. To właśnie „Sąsiedzi” przez perfidię i ciężar zawartych tam kłamstw prowokują nienawiść do narodu żydowskiego.
Chętnikowi – pomimo słów jego pełnych goryczy – nie można odmówić obiektywizmu, wynikającego z intencji dokumentowania całej, gołej prawdy. Tę zdolność posiadł znacznie wcześniej przy zapisywaniu życia puszczańskiego Kurpiów. Co prawda, czyni to językiem w porównaniu do dzisiejszego prawie że kurpiowskim, lecz osoba zajmująca się jego wojennymi zapiskami powinna się w przódy zapoznać z ową kurpiowską twórczością, aby się nie narażać przynajmniej na śmieszność w ferowaniu swoich zarzutów odnośnie języka Chętnika przy podejmowaniu przez niego kwestii żydowskiej. 
                                                                                                            Wojenne patologie Chętnik zauważa również pośród rodaków i nie jest prawdą, że w swoich ocenach jest w przeciwieństwie do oceny Żydów bardziej pobłażliwy. Decyduje tu zawsze kwalifikacja czynu w oparciu o moralny osąd i siłą rzeczy ten osąd musi być surowy, jeżeli dotyczy zdrady Ojczyzny. Tymczasem Polska była Ojczyzną tak samo dla mieszkających tu Żydów. Ciekawe, jaka ocena wynikłaby z analizy postępowania żydowskich Judenratów, dzięki którym ostateczna zagłada Żydów przebiegała bardzo sprawnie; dom po domu, ulica po ulicy i getto po getcie. A wszystko za cenę tragiczną – ocalenia najbogatszych Żydów. Polacy ratujący żydowskich sąsiadów nie przeliczali w takim stopniu życia ich na złoto... 

Pomimo demaskującego zapisu Chętnika w stosunku do kłamstw Grossa Hull staje po stronie oszczercy z całą świadomością, a Adam Chętnik – Kurp i wielki Polak, któremu cześć oddała nawet komunistyczna hołota, rzucająca mu kłody pod nogi do końca jego dni, z powodu miłości do Boga i Ojczyzny – zostaje oskarżony i znieważony, tak samo jak to czynią niektórzy w stosunku do prawych Polaków. A mogiła jego skromna, a kamień na niej polny. Tymczasem na Skałce spoczęła zakała, wbijająca klin pomiędzy narody o holokaustach jednakich.

** ** **
Chcąc przekonać się, jaki to stosunek prezentował Chętnik do Żydów w czasach wolnych od wojennych uniesień, zajrzałem do jego wcześniejszej twórczości. W książce pt. „Kurpie” z 1924 roku Żydów wspomina dwa razy. Najpierw nieco krytycznie: „Dawniej w kilku miejscowościach zajmowano się warzeniem miodu pitnego, gdy jednak ujęli go w ręce Żydzi, fałszujący ten smaczny produkt, miodosytnie podupadły” (s. 33). A później już nawet przyjaźnie: „Na „fraktach” [furgonach] żydowskich, gdy jadą i nasi, podczas burzy Żydzi proszą nieraz, żeby się żegnać, co uważają za pewną obronę przed piorunem” (s. 90).
Oceniając jednak, jak bardzo krytyczny był Chętnik w tej książce w stosunku do swoich Kurpiów, jak bardzo ich wady piętnował – dojdziemy do wniosku, że to dla Żydów był bardziej pobłażliwy. Nie mogę niestety tej konkluzji poprzeć krytycznymi cytatami o Polakach. Mają ostatnio tego i tak zbyt wiele...



Docent Adam Chętnik (1885 - 1967)

Etnograf, działacz społeczno narodowy, założyciel wielu obiektów muzealnych, publicysta, poeta, pisarz. Urodził się w Nowogrodzie Łomżyńskim nad Narwią w patriotycznej rodzinie kurpiowskiej. Jako uczeń łomżyńskiego liceum prowadził w pobliskich wsiach tajne nauczanie w zakresie czytania, pisania i historii. W 1903 roku ze swoich oszczędności zakłada pierwszą polską bibliotekę w Nowogrodzie.
W Warszawie kończy kursy pedagogiczne a następnie jest słuchaczem Wyższych Kursów Naukowych. W 1910 r. publikuje w "Zorzy" a w latach 1912 - 1919 jest już wydawcą "Drużyny" - krzewiącej idee solidaryzmu narodowego dla jednoczenia Polaków do walki narodowowyzwoleńczej. Za pomocą "Drużyny" tworzy rodzaj harcerstwa zwanego wówczas "Junactwem", którego hasłem jest "Bóg, Ojczyzna, Cnota, Nauka, Praca". Aż 5 z 15 punktów statutu - dotyczy idei niepodległościowej. Pod koniec 1914 r. junacy wstępowali głównie do Polskiej Organizacji Wojskowej. Znamienne, że utworzenie "Junactwa" poprzedził wyjazd Chętnika do Lwowa na kurs drużyn strzeleckich w 1912 r.

Przy "Drużynie" wydawał też "Bibliotekę Drużyny" na którą składały się pozycje o tematyce krajoznawczej, etnograficznej, historycznej, a także poradniki dla teatrów amatorskich, bibliotek, orkiestr, chórów, działaczy sportowych i innych wiejskich aktywności młodzieżowych. Stworzone przez Chętnika "Junactwo", przyjęło się w całej Polsce a nawet wśród Polonii amerykańskiej i w innych krajach. Chętnik jest więc protoplastą późniejszego harcerstwa polskiego. Osobiście ze swoim redakcyjnym zespołem "Drużyny" założył 70 kół junackich.

W 1919 r. Chętnik działa w Mazurskim Komitecie Plebiscytowym i przy jego pomocy finansowej wydaje dla Kurpiów "Gońca Pogranicza" i "Gościa Puszczańskiego" na którego winiecie zawarte jest hasło: "Bogu na chwałę"- Ojczyźnie na pożytek". Na terenie Warmii i Mazur prowadzi szeroką akcje ulotkową, odczytową, propagandową na rzecz przyłączenia tych ziem do Polski. Odnajduje wspólne korzenie Mazurów i Kurpiów i dąży do wzajemnego zbliżenia.

W pierwszych latach niepodległości jest posłem na Sejm z nominacji Związku Ludowo-Narodowego. Wsławił się interpelacjami w obronie Puszczy Kurpiowskiej - dewastowanej nieracjonalną wycinką drzewa do Prus. Po kilku latach wycofuje się z działalności politycznej i poświęca naukowej i pisarskiej. Zakłada muzea i wystawy etnograficzne. Na skarpie w Nowogrodzie urządza Skansen Kurpiowski, którego otwarcie następuje w 1928 r. Wszelkie funkcje w skansenie rodzina Chętnika pełniła społecznie.

Swoją wiedzę pogłębia na Uniwersytecie Warszawskim i odbywa liczne - edukacyjne w zakresie muzealnictwa - podróże zagraniczne. W efekcie organizuje Stację Naukowo - Badawczą Dorzecza Narwi Środkowej, którą wspiera Polska Akademia Umiejętności w Krakowie. Kieruje nią w latach 1933 - 1939 pod patronatem Towarzystwa Naukowego Płockiego.

W czasie II wojny światowej Niemcy niszczą jego dorobek wraz ze Skansenem Kurpiowskim i zbiorami. Z 20 tys. eksponatów ocalało 200. Jest to odwet za niegdysiejszą działalność plebiscytową i powi"ść "Mazurskim szlakiem", napisaną tuż przed wybuchem wojny w celu zbliżenia Mazurów i Kurpiów. Ścigany niemieckim listem gończym już w początkach wojny ukrywa się w Warszawie i kontynuuje tajnie swoją naukową edukację. Bierze też udział w pracach Delegatury Rządu RP na Wychodźstwie.

W 1946 doktoryzuje się i wznawia działalność Stacji Naukowo - Badawczej. Zakłada Muzeum Kurpiowskie w Łomży i odtwarza Skansen Kurpiowski w Nowogrodzie. Przekazuje je bezinteresownie społeczności polskiej. Przedwojenny wysiłek finansowy Chętników na rzecz Skansenu wyniósł około 20 tys. ówczesnych złotych przy 10 tys. dotacji. Tego powojennego już nikt nie policzył.

Komunistyczna rzeczywistość nie sprzyjała Chętnikowi w jego pracy naukowej - nierozłącznie związanej z przekazywaniem kurpiowskiej tradycji - katolickiej przecież i narodowej. Szalejąca cenzura starała się wydrzeć wszystko, co najbardziej polskie. Każda, najmniejsza nawet pozycja książkowa wymagała zabiegów bez mała żebraczych u tych notabli, w których jeszcze drzemały ostatki polskości. Pomimo tej ciągłej, utajnionej walki - Chętnik został jednak przez "ludowych" włodarzy doceniony i odznaczony Orderem Rodła.

Po śmierci Chętnika, jego pasję i niezrealizowane zamierzenia realizowała jeszcze żona - Jadwiga. Kiedy jednak czyniła starania aby sprowadzić do skansenu marniejącego w terenie maleńkiego kościółka (dużej klasy zabytkowej), odpowiedzią na jej łzy była cyniczna, rozbrajająca szczerość: "niech pani sobie nawet nie myśli, że nad Nowogrodem będzie górował kościół".

Chętnik pozostawił po sobie ogromną spuściznę literacką, która jeszcze i dzisiaj może być przestrogą: "Gdybyś Ojczyzny nie miał, byłbyś włóczęgą - Cyganem, Żydem - tułaczem, byłbyś pogardzany, nienawidzony, opluwany, bezdomny".





Kiedy Daniel Olbrychski recytował moje wiersze w stanie wojennym – a było je słychać między innymi w Głosie Ameryki - byłem bardzo dumny. Trwało to niestety tylko do czasu przeczytania jego ksiażki pt. „Parę lat z głowy” W-wa 1997, wydanie II.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura