Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski
1294
BLOG

CZY EUROPA UPADNIE?

Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski Polityka Obserwuj notkę 2

Jak wiadomo, ludziom wydaje się zwykle, że epoka, w której żyją, i jej problemy mają szczególny charakter. Optymiści żyją stale w epoce postępu i rozwoju. Nieomal w każdej epoce spotkamy też nastroje katastroficzne. Niezmiernie trudno jest bowiem spojrzeć na swoje czasy jako na wycinek dłuższych, złożonych i niejednoznacznych procesów historycznych. Zbyt mocno nas wciągają i zbyt mocno bolą.

Gdzieś w latach siedemdziesiątych ojciec powiedział mi coś takiego: dla ludzi, których życie przypadło na okres sowiecki, a już zwłaszcza w Rosji, komunizm był całym światem, bo ich pognębił i zniszczył; w skali historycznej ZSRR będzie jednak epizodem, jako że nie ma trwałych podstaw gospodarczych, a ideowo opiera się na kłamstwie – cóż to jest siedemdziesiąt lat w porównaniu z wielowiekowymi imperiami? Wtedy mówił też, że partyjni wiedzą, iż kapitalizm jest lepszy – pod warunkiem, że sami zostaną kapitalistami, a w roku 1985 stwierdził, że oddadzą władzę, ale nie zaraz, bo muszą się jeszcze nakraść (przewidywał trafnie, choć nie dożył realizacji swojej prognozy).

Z analogicznym dystansem wypada spojrzeć na obecne spory o losy Europy, a w jej ramach – Polski. Ściera się w nich nieuzasadniony optymizm – że niby żyjemy we wspaniałym okresie jednoczenia się i postępu, że tworzy się nowa jakość – z podobnie przesadnym pesymizmem, że oto Europa jest w kryzysie i upadku. Nie twierdzę, że Europa nie odnosi zwycięstw, ani że nie dotykają jej kryzysy i przełomy. Właściwa odpowiedź jest tu jednak podobna, jak na pytanie do radia Erywań: „Kiedy będzie lepiej?” – „Już było”. Tym razem byłaby to odpowiedź na pytanie: „Kiedy będzie gorzej?”.

Główny kryzys tożsamości, bezpieczeństwa i samego istnienia Europy mamy już bowiem w zasadzie za sobą. Były nim bowiem dwie wojny zwane światowymi, które z punktu widzenia historyka cywilizacji i chrześcijanina jawią się przede wszystkim jako wojny domowe cywilizacji europejskiej. Skutkiem pierwszej wojny, a przyczyną drugiej była inwazja systemów i ideologii totalitarnych. Ogarnęły one czasowo prawie cały kontynent, niczym najazd współczesnych Hunów (tak zwała Niemców wojenna propaganda brytyjska). Łącznie wstrząsy XX wieku kosztowały Europę blisko sto milionów istnień ludzkich, przy czym byli to w zwiększonym procencie ludzie dzielniejsi.

Dziś pojawiają się obawy o los Europy z powodu upadku moralnego i kryzysu chrześcijaństwa (a więc odejścia od wartości cenionych w ubiegłych wiekach), spadku przyrostu naturalnego, dużego odsetka nieprzystosowanych, zalewu imigrantów, słabej koniunktury gospodarczej. Nie bez racji, ale kilkadziesiąt lat temu Europa była naprawdę o włos od popadnięcia w totalitarne, pogańskie barbarzyństwo, będące zaprzeczeniem jej tradycji chrześcijańskich, pluralistycznych i wolnościowych. Groziło jej załamanie cywilizacyjne, podobne do upadku cesarstwa rzymskiego. Przezwyciężyła jednak to zagrożenie, notabene z wydatną pomocą swojej amerykańskiej córki. System narodowo-socjalistyczny został rozbity, system komunistyczny się rozłożył. Pokonały je kraje o mocniejszej tradycji chrześcijańskiej i wolnościowej. Europa przetrwała więc najgorszy moment, choć nadal jest osłabiona i nie do końca wiadomo, czy się wyleczy.

Straty Europy XX wieku były po części fizyczne: ubytek ludności i zniszczenia. Nie lekceważąc biologii i ekonomii, za jeszcze groźniejsze uznać można straty moralne i kulturowe. Są to po pierwsze te nieznane nam dobra, które mogły powstać, a nie powstały. Następnie, dzisiejsza Europa przypomina człowieka, którego zdrowie zostało po ciężkich przejściach naruszone, jest fizycznie słabszy i znerwicowany. Naruszona została jego tożsamość, wola i poczucie moralne. Psychospołecznie społeczeństwa europejskie nadal pozostają w stanie po szoku.

Problemy dzisiejsze, jakie przed chwilą wymieniłem, jawią się zatem nie jako źródła kryzysu – i niezupełnie też jako jego objawy – lecz raczej jako jego długotrwałe skutki. Jest to już epoka po kryzysie, gdyż minął już czas gwałtownych wstrząsów. Kryzys ten jednak częściowo trwa w owych skutkach, a także, jak zobaczymy, w nieusuniętych dotąd przyczynach. W zasadzie został pokonany, ale nadal zagraża, stanowi źródło zatrucia. Jaką więc można zaproponować diagnozę i środki zaradcze?

 

Główne zwycięstwo

Zakończenie wojny wewnętrznej, jaka rozdarła cywilizację europejską, i pozbycie się jej sprawców stanowi zasadniczy sukces, który nie powinien być przesłonięty przez inne trudności. Podstawowy z początku cel jednoczenia się Europy, to uniknięcie nowej wojny. Państwa miały pozostać w swoich granicach, ale je otwierać, współpracować i się zaprzyjaźnić. W bajce Ezopowej lew i niedźwiedź tak zaciekle walczyli o jelonka, że poranieni nie mogli przeszkodzić lisowi w pochwyceniu go... Schuman i Adenauer nie ujmowali tego tak trywialnie, ale pogodzenie się stron wojujących na Zachodzie był najważniejszym owocem współpracy europejskiej, który na razie zapewnił tej części świata pokój dłuższy niż kiedykolwiek (wyjąwszy Bałkany).

Żyjąc w pokoju uważamy go za coś oczywistego, ale w brutalnym ludzkim świecie jest on naprawdę wielką zdobyczą. Żeby tylko nie zapomnieli o tym politycy, a takie niebezpieczeństwo istnieje, gdyż poza Benedyktem XVI żaden przywódca europejski wojny osobiście już nie pamięta. I zwolennicy, i przeciwnicy UE mało mówią o tym, co jest podstawową racją jednoczenia się Europy; tymczasem ta racja, uniknięcie wojen, jest nadal aktualna.

Ta Europa w sojuszu z Ameryką pomyślnie przetrwała pogróżki i propagandę Rosji sowieckiej, a co więcej, nie cofając się militarnie, tak skutecznie „napromieniowała” swoimi ideami „czerwonego raka” na ciele Europy, że się cofnął. Kraje okupowane przez komunizm uwolniły się, zyskując szansę odbudowy i wejścia w pokojowy układ z resztą. Zagrożenie rosyjskie właściwie pomogło w integracji i stanowi jej istotny motyw.

Rosja się wprawdzie odgraża, ale nie tylko utraciła sporo łupów z carskich podbojów, lecz również zmuszona była przyjąć elementy systemu zachodniego: wolny rynek skuteczniej, wolność słowa i demokrację mniej. Zmierza więc ku współpracy z Europą, tym bardziej że problemy z demografią i granicami od wschodu zapewne będą ją nadal do tego skłaniały. To także jest zasadniczym zwycięstwem w skali stuleci.

Te zwycięstwa, jak każde, mogą zostać zaprzepaszczone. Po pierwsze wtedy, jeśli zwycięzcy sami o nich zapomną i przestaną o nie dbać, albo osłabną w stopniu nie pozwalającym na utrzymanie sukcesu. O tych słabościach powiem niżej. Po drugie, jeśli sprawcy wojen w Europie znowu podniosą głowę. Byłoby rozsądne spodziewać się zagrożenia ze strony tych krajów, które spowodowały wojny w przeszłości, a potem utraciły łupy. O Rosji myśli się tu więcej, bo więcej krzyczy i dysponuje wielką armią z atomowym arsenałem, ale nie wydaje się, by i Niemcy stały się do końca krajem pokojowym.

Nie mam tu na myśli hałaśliwych neonazistów, którzy są raczej zasłoną dymną. Bardziej niepokojące jest to, że w Niemczech wynaleziono „poprawną politycznie” formę szowinizmu. Pod pozorem troski o los „wypędzonych” można roić odebraniu czegoś Polsce, maskować odpowiedzialność państwa i społeczeństwa niemieckiego za ludobójczą wojnę, przedstawiać jej sprawców jako ofiary. Zwłaszcza ofiary Polaków, bo przecież rzecznicy „wypędzonych” nie mówią, że gros niemieckich mieszkańców Prus Wschodnich i Pomorza uciekła przed okrucieństwami armii sowieckiej. Nic też nie słychać o zmuszeniu przez Ceaucescu do emigracji blisko miliona Sasów siedmiogrodzkich. No cóż, Rumunom Niemcy na razie nie planują niczego odbierać... Bardzo znamienne jest też naruszenie przez Europę zasady nienaruszalności granic poprzez zabór Kosowa. Poparcie Polski dla tej akcji było rażąco krótkowzroczne.

Polscy politycy i prasa powinny śmiało piętnować takie posunięcia właśnie jako ukryty nawrót nazizmu. Notabene to, co gorsza prasa niemiecka pisuje o Polakach, przypomina hitlerowskie brukowce. Trzeba też mówić, że próby stworzenia europejskiego superpaństwa z Niemcami na czele wygląda jak mutacja idei III Rzeszy.

Póki co, Niemcy trochę się takich oskarżeń obawiają. Wielu jest też przeciwnych imperialnym zapędom, choć tacy często milczą. Niemcy chrześcijańskie, jak i Niemcy romantyzmu oraz kultury humanistycznej są krajem nam przyjaznym, choć popatrują na nas z góry.

 

Za silne państwo

Wojny domowe w Europie nie zaczęły się w XX wieku. Najważniejsze paroksyzmy wcześniejsze to wojna trzydziestoletnia i wojny napoleońskie. Skąd się one brały? Możliwość wojny wynika w dużym stopniu ze stanu państwa. Może być ono za słabe, anarchiczne, wolne, ale nie dające bezpieczeństwa: wtedy wabi drapieżcę, jak Polska przed najazdem szwedzkim albo przed rozbiorami. Może też być za silne, to znaczy nie tylko dysponować nadwyżką siły militarnej, lecz także osiągnąć taki poziom dominacji nad społeczeństwem, że politycy mogą pognać obywateli (poddanych!) na wojnę i ogłupić ich propagandą.

Głównym problemem było zawsze państwo zbyt silne. Dlatego wojny były dawniej skutkami decyzji monarchów (zob. pacyfistyczny manifest „Skarga pokoju” Erazma z Rotterdamu). W czasach nowożytnych rozwinęło się w Europie państwo biurokratyczne o zapędach totalitarnych. Państwo to ma ogromne możliwości w sferze kierowania życiem obywateli i kontroli. Najlepiej widać to po podziale dochodu narodowego, który w około połowie przepływa dziś przez sektor publiczny. Zapomnieliśmy też, że państwa w ciągu z górą dwóch wieków przejęły od Kościołów i osób prywatnych szkoły, ewidencję ludności, opiekę społeczną itd. Administracja i policja są rozbudowane i dysponują zaawansowaną techniką. Wszelkie dziedziny życia są bez potrzeby szczegółowo regulowane. Pośrednio lub bezpośrednio, politycy mogą manipulować umysłami.

Póki na czele państw europejskich stoją ludzi dobrej woli albo po prostu słabi, niebezpieczeństwa nie widać. Groźne i sprawne narzędzie, jakim jest nowoczesne państwo, może wpaść jednak w ręce pyszałków (Niemcy wilhelmińskie) albo wręcz zbrodniarzy (Lenin, Stalin i Hitler). Brzytwa leży na ulicy. W dodatku samo mówienie o wolności i demokracji oraz zasłanianie się gwarancjami praw człowieka nie wystarczy, gdyż wartości te są w tej chwili uzależnione od dobrej woli państwa.

Państwo, które nie może popaść w totalitaryzm, a zarazem jest zdolne zapewnić zewnętrzne i wewnętrzne bezpieczeństwo, to państwo minimum według modelu anglosaskiego, które łączy troskę o bezpieczeństwo z maksimum wolności słowa i gospodarowania. Służy skutecznie obywatelom, nie domagając się od nich kultu. Dlatego do Wielkiej Brytanii i USA wróg bardzo dawno nie wtargnął. Przebudowa Europy w tym kierunku byłaby zwycięstwem na miarę poprzednich, gdyż zapobiegłaby nawrotowi kryzysu. Jednocześnie, jak wiadomo, redukcja państwa sprzyja gospodarce, a ta jest w obecnej Europie w stagnacji z powodu przeregulowania i zbyt wysokich podatków. Oby tylko Anglosasi nie poszli za daleko w naśladowaniu kontynentu, co niestety czynią.

Redukcja państwa jest oczywiście bardzo trudna, gdyż biurokraci skutecznie dziś nas okupują i bronią swoich wpływów. Znając tylko model państwa biurokratycznego, które wszystko najlepiej po swojemu urządza, na jego podobieństwo wyobrażają sobie i budują zjednoczoną Europę. (Stalinowski z ducha pomysł jednego podręcznika do historii dla wszystkich zdradza tego rodzaju zamroczenie umysłów.) Jednoczą się nie tyle narody, ani nawet państwa, co struktury rządzące. W ten sposób zjednoczona Europa może wprowadzić to, co niby miała zwalczać, czyli zniewolenie przez totalitaryzm. Pokonany socjalizm (imperialny w Rosji, narodowy w Niemczech) odradza się zatem w wersji biurokratycznej. Idzie naprzód, forsując Kartę Praw Podstawowych i traktat reformujący.

Laicyzacja i dechrystianizacja, która odrywa kulturę europejską od zakorzenienia w wartościach, a przez to naraża ją najpierw na dezintegrację wewnętrzną, a potem na ciosy z zewnątrz, wiąże się ściśle z przerostem państwa. Państwo jest ze swej natury instytucją odgórną i opartą na przymusie. Chrześcijaństwo zorganizowało się oddolnie, na zasadzie dobrowolnych wspólnot. Im więcej dziedzin państwo obejmuje samo, tym mniej zostaje dla wszelkiej spontanicznej aktywności, w tym dla religii. Państwo dzisiejsze oraz jego kapłani, biurokraci i media, pozostają w stanie naturalnej rywalizacji z chrześcijaństwem. Tym bardziej, że religia może przeciwdziałać ekscesom państwa. Raz jeszcze okazuje się, że dla zdrowia społecznego mniej państwa i więcej wolności byłoby w Europie bardzo korzystne.

Ze względu na doraźne cele kast rządzących państwa europejskie wprost lub pośrednio zwalczały wiarę chrześcijańską w swoich krajach. W ten sposób nie tylko walczyły z Bogiem, ale i podważyły własne fundamenty moralne oraz kulturowe. Europa bezideowa nie przetrwa. Jak to zauważył Plutarch (a na spuściznę grecko-rzymską laicka Europa się powołuje), łatwiej jest zbudować państwo w powietrzu, niż bez religii.

 

Skutki trucizny

Kryzys totalitarny i wojenny w Europie był jej kryzysem wewnętrznym, walką z własnymi spaczeniami. Nic więc dziwnego, że zwycięstwo nie było zupełne. Nie chodzi mi tylko o to, że biurokratyczna organizacja państw europejskich (i wtórnie UE) tak samo jak przed kryzysem nie wyklucza wywołania wojny ani nawrotu socjalizmu, cenzury itp.

Najpoważniejszy obecnie ciąg dalszy kryzysu polityczno-moralnego Europy XX wieku to powszechność aborcji (wiąże się to z antykoncepcją i demoralizacją, ale skupię się na najistotniejszym punkcie). Wspólny mianownik wojny i aborcji to oczywiście powszechne zabijanie, zalegalizowane poprzez manipulacje ideologiczne. Ponadto, jak wiadomo, aborcję na życzenie wprowadzili najpierw bolszewicy, a potem naziści w krajach podbitych – w Polsce w 1943 roku. Do lat sześćdziesiątych w normalnych krajach była ona nadal zakazana. Stronnictwa lewicowe i laickie doprowadziły jednak do jej upowszechnienia.

Masowe likwidowanie własnego potomstwa jest nie tylko ludobójczym szaleństwem, moralnie potwornym i całkowicie sprzecznym z chrześcijaństwem. Oznacza też zapaść cywilizacyjną, gdyż pozwala ludziom na unikanie elementarnej odpowiedzialności, a w skali społecznej przyczynia się do dotkliwego kryzysu demograficznego. Liczba aborcji w Europie jest notabene porównywalna z liczbą imigrantów muzułmańskich, których coraz częściej uważa się za źródło zagrożenia. Zastąpili oni nie narodzonych Europejczyków...

Tu dygresja. Liczba 53 milionów muzułmanów w Europie może istotnie budzić obawy: i o pokój społeczny, i o uzyskanie przez nich udziału we władzy ze szkodą dla Europy. Obawy przed zdominowaniem przez nich całego kontynentu wydają się jednak przedwczesne. Nie można mechanicznie ekstrapolować obecnych trendów w dalszą przyszłość, gdyż nie wiemy, na ile będą się oni asymilować w dalszych pokoleniach i laicyzować. W pokoleniach zeuropeizowanych spadnie też przyrost naturalny.

Wracając do kwestii ustrojowych: biurokracja i socjalizm (zresztą dwa oblicza jednego zjawiska) są też rzecznikami państwa opiekuńczego. W świetle dopuszczalności aborcji, a czasami i eutanazji, opieka nad najsłabszymi okazuje się propagandową fikcją. Rozbudowany socjal ma również negatywne skutki cywilizacyjne. Zdejmuje się z ludzi odpowiedzialność za własne życie („państwo niańka”) i czyni z nich plebs głosujący za tym, kto obieca więcej. Przerabia się obywateli na fornali.

Państwowe emerytury tworzą zgubne złudzenie, że można mieć wygodną starość po wygodnym życiu bez obowiązków rodzinnych. Wysokie podatki i składki skłaniają od stulecia do rezygnowania z większej liczby dzieci i przymuszają matki do pracy poza domem. Nic dziwnego, że w kraju, który rekordowo dużo przeznacza na emerytury, a nie tworzy ułatwień dla rodziców – a właśnie tak jest w Polsce – rekordowo maleje też przyrost naturalny. Główną przyczyną kryzysu demograficznego okazuje się opresyjny fiskalizm. Bezpieczeństwo socjalne jest w ogóle pozorne, starcza na parę pokoleń, a potem grozi katastrofą.

Największym złem jest tu rzecz jasna zabijanie dzieci poczętych. Można się obawiać, że wyniszczy ono cywilizację europejską tak fizycznie, jak moralnie. Gdyby rządzili nią ludzie dalekowzroczni, widzieliby to niebezpieczeństwo. Otrzeźwienie przyszło notabene w najbardziej wyniszczonej przez skrobanki Rosji, o czym świadczy decyzja płacenia za urodzenie dziecka dużych pieniędzy.

Widać przy okazji, że sprzeciw wobec aborcji nie jest jakąś osobliwością poglądów chrześcijańskich, lecz sprawą etyki naturalnej, widzącej złe skutki złych czynów, oraz sprawą bezpieczeństwa krajów i całej cywilizacji. W tym punkcie kryzys trwa nadal. Tak jednak być nie musi, bo choć bezczelna propaganda wmawia nam, że prawo do zabijania własnego potomstwa jest czymś trwałym i koniecznym, to przecież połowa mieszkańców Zachodu powinna jeszcze pamiętać, że żyli normalnie, gdy aborcja była zakazana. Każdemu można pokazać małego człowieka na USG i przekonać, że ma on prawo do życia. W starożytności wolno było wyrzucić na pewną zgubę dziecko po urodzeniu, ale dziś nawet nowoczesny Europejczyk rozumie, że to barbarzyństwo. Można wyeliminować aborcję, tak jak można było pokonać nazizm i komunizm. A ci, którzy redukowali sprawę konstytucyjnego zapisu o ochronie życia od poczęcia do doraźnej rozgrywki politycznej, są po prostu ślepi.

 

Zagrożenia zewnętrzne?

Niektórzy widzą zagrożenia dla Europy głównie na zewnątrz. Mowa więc o Rosji, która przecież jest krajem europejskim o korzeniach chrześcijańskich, aczkolwiek ze złymi tradycjami; zarazem Rosja potrzebuje obecnie Europy. Starcie cywilizacji przewidywać można raczej na styku z islamem i Chinami. Rosja niby się z Chinami kuma, ale przecież grozi jej utrata Syberii.

Te zagrożenia uważa się czasem za problem nowy. Tymczasem konflikt z islamem istnieje od jego zarania (przecież większość muzułmanów w krajach arabskich i Turcji to potomkowie silą nawróconych na islam chrześcijan). Proponuję też rzut oka na opinie sprzed stu czy więcej lat. W Rosji znana była obawa przed „żółtym niebezpieczeństwem” (żołtaja opasnost’). Le Bon w „Psychologii socjalizmu” opisał konkurencję handlową z Dalekim Wschodem i ekspansję demograficzną Arabów (ale przede wszystkim szkody i wstrząsy, jakie spowoduje biurokratyczny socjalizm w Europie). Owe niebezpieczeństwa zewnętrzne niezupełnie się przez sto lat zmaterializowały, co każe spojrzeć na nie z dystansem.

Świat islamu jest rozległy i agresywny, ale tak naprawdę dość słaby. Jeśli Europejczycy pozwolą Arabom i Turkom osiągnąć w Europie przewagę, będzie to raczej dowód ich własnej słabości i głupoty niż siły islamu. Ten świat jest po pierwsze biedny, bo poza ropą niewiele ma. Po drugie w porównaniu z Europą i Ameryką niezbyt skuteczny militarnie. Przywódcy i mieszkańcy krajów arabskich chętnie się puszą, ale na ogół nie znają historii Europy; gdyby sobie zdali sprawę, z jaką drapieżnością jej mieszkańcy bili się na ostatnich wojnach między sobą, a przedtem najeżdżali cały świat, spuściliby z tonu. Po trzecie, islam jest zewnętrznie opancerzony przeciw wpływom zachodnim, ale tak naprawdę jego cywilizacja nie wypracowała odpowiedzi na nowe wzory z Zachodu, a religia, inaczej niż chrześcijaństwo, nie ma narzędzi myślowych do konfrontacji z potencjałem intelektualnym zlaicyzowanej Europy. Dlatego w krajach islamu widać dużą obawę przed myślą europejską w języku arabskim. Jest to ważny powód wrogości do Libanu, który tę myśl od wieków tak rozpowszechnia.

Japonia po klęsce wojennej w dużej mierze przyjęła wzory europejskie. Potężne Chiny nie mają tradycji ekspansji na zewnątrz. Co więcej, zachowując totalitarny system polityczny, przyjęły one wolny rynek i europejską technikę, a myśl europejska wchodzi tam na wiele sposobów. Można wręcz sądzić, że powstaje tam dobry grunt dla chrześcijaństwa, które powinno tam w najbliższych kilkudziesięciu latach poczynić znaczne postępy, prowadząc do syntezy chińsko-europejskiej.

*

Europa uratowała się w XX wieku przed najazdem własnych ciemnych sił. Pozostaje jednak osłabiona. Jeśli powstrzyma się przed aborcyjnym samobójstwem i zrzuci gorset nadopiekuńczej i skrycie totalitarnej biurokracji, pozostanie chrześcijańska, spokojna i kwitnąca. Nie będzie też musiała obawiać się zbytnio niebezpieczeństw zewnętrznych. Ale chociaż może być inaczej, mamy jeszcze wybór. Wydaje mi się, że w Europie widać dziś budzenie się instynktu samozachowawczego.

Co jest potrzebne, by te cele osiągnąć? W sprawach ustrojowych – jasne postawienie na wolność gospodarowania, działań politycznych i opinii, na miejsce których podsuwają nam dzisiaj wolność od moralności. Zgubna jest koncepcja biurokratycznego ujednolicenia Europy, gdy potrzebny jest nam wolny rynek i sojusz wojskowy. Oczywiście wskazana jest aktywność chrześcijańska w sferze kultury i polityki, taka, do jakiej dalekowzrocznie wzywał Jan Paweł II. Do tego trzeba podtrzymywać więź ze zdrowymi siłami Ameryki. Sojusz wolności i chrześcijaństwa pozwolił pokonać totalitaryzmy i może pokonać kryzys obecny.

 

ŹRÓDŁO:

Europa po kryzysie?, Fronda 2008 nr 4 (52), s. 318-329;

powtórzone w: M. Wojciechowski, MIĘDZY POLITYKĄ A RELIGIĄ, Warszawa 2010, www.multibook.pl.

Wersja mocno skrócona w warszawskim tygodniku katolickim IDZIEMY, powtórzona w książce: M. Wojciechowski, OD BIBLII DO GAZET, Kraków 2011 (Petrus).

 

Pamiętam, że o prawdę i Polskę trzeba się bić. Nie lubię Warszawy i odwracania kota ogonem. Lubię rodzinę i przyrodę.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka