W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł Jacka Bartyzela pt. „Świat bezkarnych zbrodniarzy”. Wygląda – ale tylko pozornie –że jest to głos w dyskusji nad karą śmierci. Głos „za”, na zasadzie kontrapunktu wobec głosu „przeciw”, pióra Bogusława Sonika, w tym samym numerze Rzepy.
Tak jest jednak tylko na pozór. W istocie, głos Jacka Bartyzela nie jest jeszcze jednym z argumentów, broniących kary śmierci, w odniesieniu do racji np. utylitarnych (ochrona przed zbrodniarzem) albo retrybutywnych (poczucie sprawiedliwości).
Jest to w istocie coś zupełnie innego. Głos z innego świata. Jest to głos ze świata, w którym: o nauczaniu Papieża Jana Pawła II i Benedykta XVI mówi się z niechęcią, że wyrażają one wyłącznie „osobiste przekonania obu ostatnich papieży” które „nie mają mocy zmieniania nauki Kościoła, która jest związana z nieomylną tradycją (depozytem wiary)”;o „godności ludzkiej” mówi się, że „została skaleczona i osłabiona grzechem pierworodnym”;słowa „humanitarystyczne” (chyba połączenie „humanistyczne” i „humanitarne”?) a także „demokratyczne” traktowane są jako najgorsza obelga;o władzy – wszelkiej władzy – mówi się, że „czerpie swe uprawnienia wyłącznie z prawa bożego”;o państwie mówi się, że ma swe prawa dzięki „metafizycznej sankcji udzielonej przez Kościół”, a cechą państwa jest istnienie czterech „regaliów” (już nie chce mi się ich wymieniać, proszę sprawdzić w artykule w Rzepie);głównymi autorytetami naukowymi i moralnymi są Joseph de Maistre ze swym „Portretem kata” i Donoso Cortés, a cytatem nadającym się na puentę artykułu publicystycznego w gazecie codziennej jest zdanie tegoż ostatniego, przestrzegającego przed jakimiś „galernikami” piszącymi wśród „krwawych zórz” jakieś „nowe ewangelie”;największe nieszczęście dzisiejszej doby polega na tym, że najpierw „rewolucja zabiła nam królów” a potem „nawet papież chce zdelegitymizować kata”.No dobrze. Niech będzie. Już widziałem takie teksty w jakichś niszowych pisemkach. Mnie zastanawia naprawdę to: Jak czuje się ktoś taki, jak pan Bartyzel, z poglądami przed chwilą przytoczonymi, gdy mieszka w normalnym państwie europejskim początku XXI wieku. Budzi się, nastawia radio, pije kawę, wychodzi i pewno kupuje gazetę etc – czyli mniej więcej robi to co ja i Państwo każdego ranka. A jednocześnie – w głowie kołaczą się te wszystkie myśli: ci galernicy, to państwo z regaliami, te krwawe zorze, ten kat… Jak można żyć z takim dysonansem poznawczym?Czy to, co pisze, to jakiś gigantyczny wygłup czy też szczere przekonanie, które następnie można wziąć w potężny nawias i normalnie żyć, będąc jak gdyby nigdy nic „doktorem habilitowanym nauk humanistycznych”, na dodatek „specjalizującym się w polityce”, jak zapewnia stopka pod artykułem. Czy jest człowiekiem stale udręczonym i sponiewieranym przez rzeczywistość? Czy wprost przeciwnie: zadowolonym z życia człowiekiem, jedzącym pączki i nie gardzącym winem lub piwem, ale wieczorem siadającym przed komputerem i piszącym gniewnie o regaliach i galernikach ewangelii? Czy jest posępny, mroczny i ponury, czy wprost przeciwnie, uroczy kawalarz, kompan do wypitki i wybitki? Czy uśmiecha się czasem? Czy oczy jego płoną dziwnym blaskiem? Czy nadawałby się sam na kata czy też nawet karpia nie potrafi zabić? Czy czasem trapi go poczucie, że bredzi? O czym mówią J. Bartyzel i jego koledzy na spotkaniach Klubu Konserwatystów? Czy narzekaja, że Kaczyński znów nie dochował któregoś z regaliów? Czy klną na Ziobrę, że wciąż jest zbyt „humanitarystyczny”? A zatem moje pytanie jest, fundamentalne, zasadnicze i filozoficzne; na wskroś kantowskie (przez analogię do „Jak możliwe jest poznanie?”): Jak możliwy jest Jacek Bartyzel? PS: Z góry ostrzegam: proszę nie pytać ironicznie „A jak jest możliwy Wojciech Sadurski?” bo za karę naślę na Was Jacka Bartyzela!
Inne tematy w dziale Polityka