Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
71
BLOG

PS o ZZ (uwaga: długi wpis, niebezpieczny dla zdrowia!)

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 22

Ani Tomasz Terlikowski, ani Jacek Bartyzel, ani żadna inna ofiara moich podłych, bezpodstawnych, nienawiścią motywowanych napaści nie wzbudziła tak emocjonalnych prób obrony jak Zbigniew Ziobro (tu: ZZ), o którym traktował mój poprzedni wpis.

Obiecałem, że odpowiem – i oto odpowiedź. Ale uprzedzam: nie jest ona kierowana do tych, którzy ograniczyli się do rzucenia na mnie obelg, wyzwisk i inwektyw. Z nimi tu nie rozmawiam – bo po prostu nie wiem jak. Zresztą i tak ich nie przekonam, bez względu na to, co tu napiszę. Myślę, że ich styl obrony ZZ to dla niego „bad news” – no ale to już nie jest mój problem.

Natomiast moim problemem jest próba przekonania tych, którzy mają realne argumenty lub choćby tylko wątpliwości, Myślę, że wszystkich nie przekonam; może nawet nikogo. No ale jestem im winien próbę uzasadnienia mojej tezy. Bo „warto rozmawiać”. Bo na tym polega dyskurs publiczny. Bo powinniśmy zarzucić obelgi i przypisywanie sobie najniższych motywów lub niewiedzy. Bo oto mamy przed sobą problem, o którym wszyscy obywatele powinni mieć swój pogląd: jak dalece wysoki urzędnik państwowy może wypowiedzieć się o winie innej osoby? To problem fundamentalny, niezależny od tego czy ministrem jest Ziobro czy ktokolwiek inny. Bo pamiętajcie: dziś cieszycie się, że pogonili jednego, a jutro może przyjść czas na Was. Prawa obywatelskie działają w obie strony, chronią ludzi niezależnie od ich politycznych sympatii.

Z góry uprzedzam: ten wpis będzie długi i „prawniczy”, odbiegający od normalnej konwencji dyskursu blogowego. Tym, których to nudzi, polecam inne blogi. Ja po prostu nie widzę innej, krótszej i atrakcyjniejszej metody dania uczciwej i rzetelnej odpowiedzi tym, którzy uczciwie i z troską przedstawili swoje zastrzeżenia do moich tez. A jeśli znów mnie tu spotkają wyzwiska? No coż, przeżyję i to.

1. Domniemanie niewinności

Większość poważnych obiekcji wobec mojego wpisu dotyczyła rozumienia domniemania niewinności: jak można poważnie utrzymywać, mówiono, że prokurator zarzucający komuś winę nie wierzy w tę winę (czyli domniemywa niewinność). Czy gazety piszące o Łyżwińskim albo osoby prywatne krzyczące „Łapaj złodzieja” nie naruszają tym samym domniemania niewinności? A jeśli tak, to sprowadzamy całą sprawę do absurdu.

Wyjaśnijmy to. Domniemanie niewinności dotyczy zachowania władz państwowych. Gdy osoba prywatna zarzuca komuś innemu popełnienie przestępstwa czy jakiegokolwiek innego niecnego czynu – nie łamie tym samym konstytucyjnej zasady domniemania niewinności. Może, co najwyżej, dopuścić się zniesławienia i wtedy powinna odpowiadać z oskarżenia prywatnego, wytoczonego przez osobę zniesławioną (w jej poczuciu). Ale to nie ma nic wspólnego z domniemaniem niewinności.

Tak samo gazety i inne media. Sugerując dokonanie przez kogoś przestępstwa mogą one dopuścić się zniesławienia – i wtedy powinny ponieść konsekwencje wynikające z prawa prasowego albo kodeksu karnego. Nie powinny mówić „winny” o kimś, kto nie został prawomocnym wyrokiem skazany, ale nie muszą powstrzymywać się przed zarzucaniem komuś przestępstw, jeśli sadzą, że mają mocne dowody. Jeśli zniesławiły – to sprawa między nimi a osobami zniesławionymi.

A prokurator? Jasne, że przedstawiając akt oskarżenia musi być przeświadczony o sile zarzutów – w przeciwnym razie nie ma podstaw do oskarżenia. Ale to wynika z jego roli w procesie karnym (a przedtem – w postępowaniu przygotowawczym). Cały proces jest skonstruowany na zasadzie tzw. kontradyktoryjnej: czyli prokurator przedstawia argumenty świadczące o winie, adwokat broni, a niezależny sąd decyduje, czy prokurator udowodnił winę ponad wszelką wątpliwość. Prokurator nie może być więc miotany wątpliwościami.

Inaczej minister – nawet jeśli jest, Między INNYMI, zwierzchnikiem prokuratury. Bo on, poza byciem Prokuratorem Generalnym, jest też zwierzchnikiem całego wymiaru sprawiedliwości, a także członkiem rządu. Minister stwierdzający publicznie, że ktoś jest winien przestępstwa (albo że dowody przeciwko niemu są niezbite – co na jedno wychodzi) napiętnowuje w imieniu państwa osobę jako winną popełnienia przestępstwa. Tego mu po prostu nie wolno! I nie chodzi o to, że przy okazji mógłby wpłynąć na sąd – jestem bowiem przekonany, że sądy są w Polsce w przygniatającej większości naprawdę niezawisłe. Chodzi raczej o to, że on w imieniu państwa określa jednego z obywateli jako osobę winną. Nie – oskarżoną, nie – podejrzaną, ale właśnie – winną. Tego mu, jako urzędnikowi państwowemu, jako reprezentantowi rządu, jako osobie oficjalnej – po prostu nie wolno.

Bo Konstytucja mówi jasno: „Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu” (art. 42.3). Czego w tym zdaniu ZZ może nie rozumieć?

2. Czy ZZ naruszył domniemanie niewinności?

W czasie konferencji prasowej 14 lutego ZZ powiedział na temat doktora Mirosława G.: „Dochodziło do czynów, które mieszczą się w kategorii zbrodni. mamy do czynienia z sytuacją, że już na wstępnym etapie śledztwa możemy mówić o potwierdzeniu i w co najmniej jednym przypadku znajduje to wyraz w zarzucie z art. 148 kk”. Dodam, że art. 148 kk mówi o umyślnym pozbawieniu życia.

Bądźmy więc precyzyjni, jeśli chcemy poruszać się na gruncie prawa. ZZ powiedział, że „dochodziło do czynów” (a więc nie: zarzucamy, podejrzewamy, oskarżamy o… etc) i że „potwierdzono” zarzuty umyślnego zabójstwa. Potwierdzono! Czy możemy jeszcze bawić się w słówka i twierdzić, że ZZ wstrzymał się przed jednoznacznym stwierdzeniem winy doktora G.? No i jeszcze to piękne zdanko o tym, że „już nigdy nikt przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. To taka kropka nad i, na wypadek gdyby ktoś uważał, że poprzednie zdanie ministrowi ZZ ot tak, przez nieuwagę, się wyrwało.

3. ZZ przed Trybunał Stanu?

Niektórzy moi krytycy, nawet jeśli zgadzali się, że ZZ przesadził, to jednak wzdrygali się przed konsekwencją w postaci postawienia ZZ przed Trybunał Stanu (uwaga: Stanu, a nie Trybunał Konstytucyjny, jak niektórzy to mylnie pisali). Ot, młody jest, dobrze chciał, był przejęty rolą, może powiedział o jedno zdanie za dużo – ale od razu przed Trybunał Stanu? – wątpili komentatorzy.

Jasne, że ZZ przed TS nie stanie, bo politycznie jest to nierealne: nad postawieniem przed TS glosuje Sejm i wymagana jest większość 3/5 wszystkich posłów. Ale czy, z punktu widzenia konstytucji, byłoby to uzasadnione? Proszę przeczytać art. 156.1: „Członkowie Rady Ministrów ponoszą odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu za naruszenie Konstytucji lub ustaw, a także za przestępstwa popełnione w związku z zajmowanym stanowiskiem”. ZZ nie popełnił „przestępstwa” (o czym mówi druga część zdania art. 156.1), ale „naruszył Konstytucję”, a mianowicie konstytucyjną zasadę domniemania niewinności, którą zacytowałem w punkcie 2. To wystarczy, by uzasadnić postawienie go przed Trybunałem. Taka opinia jest w pełni zgodna z Konstytucją. A co Trybunał powinien wtedy zrobić? To już tylko do niego należy. (Z tym, że powtarzam, jest to rozważanie czysto akademickie i tu uspokajam obrońców ZZ: przed Trybunałem nie stanie, ale nie dlatego, że nie powinien, ale dlatego., że nie będzie takiej większości).

I z tego punktu widzenia jest absolutnie nieistotne, czy inni ministrowie, dziś lub w przeszłości, też (albo jeszcze bardziej) powinni byli stanąć przed TS. Bo ja pisałem akurat o ZZ, a nie o bezwzględnej sprawiedliwości dziejowej względem wszystkich ministrów RP!

4. Czy Prezes Stępień (i ja) naruszamy domniemanie niewinności ministra ZZ?

I taka opinia się pojawiła: że skoro ZZ naruszył domniemanie niewinności doktora G. to także prezes TK Jerzy Stępień naruszył domniemanie niewinności ministra ZZ (a ja czynię to samo w moim wpisie…). To nieprawda, ale warta wyjaśnienia. Zasada domniemania niewinności jest po to, by chronić prawa obywateli przed władzą: by żadna władza nie mogła „uznać” obywatela za winnego bez wyroku sądowego. Nie można tej samej zasady stosować przeciwko zarzutowi, że władza właśnie narusza zasadę domniemania niewinności, bo wtedy ta zasada zostałaby całkowicie „spacyfikowana”. Prawa obywatelskie chronią obywateli, nie władzę. Jeśli tylko podejrzewamy władzę o naruszenie praw obywateli, musimy wykrzyczeć to głośno i jasno. Prawa konstytucyjne bronią bowiem obywateli przed władzą, a nie na odwrót.

***

Uff, uprzedzałem, że będzie długo. Przepraszam, ale krócej i jaśniej nie umiem.

Nurtuje mnie jednak pytanie: skąd ta niesłychana zajadłość w wielu reakcjach na mój wpis o ZZ? Otóż myślę, że kierują Wami, drodzy Komentatorzy, szczere i uczciwie motywy: że naprawdę wierzycie, że skoro pojawił się taki minister sprawiedliwości, który zdaje się poważnie i energicznie walczyć ze złem, to trzeba mu sprzyjać, a nie podstawiać nogę.

Motywację taką rozumiem i szanuję. Myślę jednak, że błędem jest uznanie, iż w swych poczynaniach władza może iść na skróty. Nie chodzi mi już nawet o to, że Konstytucja jest święta – nie, aż takim legalistą to ja nie jestem. Jeśli napisałem o świętej zasadzie domniemania niewinności to mialem raczej na myśli to, że jak już raz zgodzimy się, by władza szła na skróty z konstytucją, to wchodzimy na drogę destrukcji państwa. W końcu – wszyscy: wszyscy zwolennicy i przeciwnicy PiS, i lewicowcy i prawicowcy, wszyscy zapłacimy za to cenę. Więc musimy każdej władzy patrzeć na ręce bardzo uważnie.

I na koniec: mam dla swoich krytyków propozycję „dealu”, takiej małej umowy społecznej na użytek tego blogu. Nie podejrzewajmy się wzajemnie o najniższe intencje. Nie zarzucajmy sobie głupoty ani nikczemności. Być może wszystko, co napisałem powyżej, jest nieprzekonywujące – ale wymieniajmy się argumentami, nie obelgami. Na pewno przyjdzie tu kilku chuliganów słownych którzy i tak ograniczą się do bluzgu. Potraktujmy to jako nieuniknioną cenę wolności słowa na tym blogu. Ale ci z Was, którzy się ze mną nie zgadzają: Vlad i Igła, Futrzak i Kataryna, i wielu wielu innych – piszcie, że się nie zgadzacie, ale nie rzucajcie obelgami. Nie pytajcie, co ze mnie za profesor – bo to nie ma nic do rzeczy. Nie wnikajcie w to, czy jestem zajadły anty-PiSowiec – bo nie o tym jest dyskusja. Nie sugerujcie, jakiego jestem „chowu”, bo nie o to rzecz idzie. (Na marginesie: nie wszyscy przed chwila wymienieni to robia). Ja Wam też niczego nie zarzucam, a w kontraście do Was, występuję pod imieniem i nazwiskiem. Nie wymagam tego od Was, takie są prawa blogu, nie wymagam też od Was prawniczej argumentacji. Ale wypróbujmy razem taki oto eksperyment: poważną rozmowę w Polsce o ważnych sprawach publicznych, bez obelg, inwektyw i wyzwisk.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka