Wildstein odwołany, Urbański wywyższony, Bagińska powołana, Marek Jurek zawiedziony (na razie); dziennikarze (anty-lustracyjni) potępieni, Ziobro dowartościowany, itp., itd. – cały ten codzienny pył i towarzyszący mu medialny gwar – to oczywiście nasze życie. Ale jest też coś ważniejszego, na co też powinno być miejsce w naszych blogowych sporach. Dlatego chciałbym zainicjować, tu na moim blogu, serię dyskusji o sprawach trochę „ponad-czasowych”, mniej może związanych z doraźnymi wydarzeniami, ale przecież w sumie ważniejszymi dla naszego życia publicznego. Będę takie refleksje zamieszczał raz na jakiś czas w weekend (chyba nie każdy), pod tytułem „Słówko na sobotę” (ewentualnie, „na niedzielę”), mając nadzieję na spokojniejszą, bardziej refleksyjną rozmowę z Państwem niż w ciągu tygodnia, gdy użeramy się z codzienną rzeczywistością, nie da się ukryć, dość skrzeczącą.
Proszę mi powiedzieć, czy to dobry pomysł.
Dziś chciałbym coś na temat szacunku. Ale nie – nie będzie to motywacyjna pogawędka dobrego wujaszka o tym, jak to powinniśmy wszystkich szanować i lubić. To nie ja. Wcale nie wszystkich w Polsce lubię i szanuję, daję temu często wyraz (zwłaszcza w tym blogu) i nie zamierzam od tego odejść. Świeckiego kazania o miłości bliźniego raczej tu Państwo nie powinni szukać.
Chodzi mi o coś zupełnie innego – a mianowicie o pytanie, kiedy powinniśmy „szanować” poglądy, z którymi się nie zgadzamy – a kiedy nie. I co to znaczy, że czyjeś poglądy szanujemy, chociaż ich nie podzielamy. Czy nie jest to wewnętrzna sprzeczność?
Inspiracją do tych przemyśleń był komentarz jednego z mych czytelnikow na blogu (pod pseudonimem „reszta z bani”) który, po moim wpisie "PS o PP", w którym nawiązywałem do polemiki, podjętej ze mną przez inną Autorkę w Salonie24, napisał m.in. tak:
pisze Pan:
"Bardzo dziękuję za Pani uwagi, które szanuję, ale z którymi się nie zgadzam".
to jakiś bełkot, nieprawdaż? Na czym niby ma polegać to szanowanie poglądów, z którymi sie Pan nie zgadza? Niezgadzając się z poglądami automatycznie przestaje je Pan szanować.
Ta uwaga “reszty z bani” długo mnie drążyła. Wtedy chyba do niej nie nawiązałem, ale ten dzisiejszy wpis proszę, Panie (albo Pani) „reszta z bani”, potraktować jako rozwiniętą odpowiedź na Pana(-i) komentarz.
Na pierwszy rzut oka, „reszta z bani” ma rację. Blog (i chwała mu za to) jest formą szczególnie wyczuloną na wszelkie przejawy hipokryzji, rytualnych komplementów i nieszczerości, a takie „nie zgadzam się, ale szanuję” wygląda właśnie jak taka rytualna hipokryzja, takie „całuję rączki” – kompletnie nic nie znaczące.
Nie przeczę, że czasem formuła „Nie zgadzam się ale szanuję” może być właśnie taką czystą hipokryzją. Ale czasem nie. Zastanówmy się nad tym.
Otóż, i to jest moja pierwsza główna teza, nasza niezgoda na czyjeś poglądy może mieć dwojaki charakter:
# 1: Nie zgadzamy się, ale mamy szacunek do poglądów, których nie podzielamy.
# 2: Nie zgadzamy się i nie szanujemy tych poglądów.
Przejrzystość dyskursu publicznego (to moja druga teza) wymaga jasnego oddzielenia kategorii (1) od (2), a zdrowie życia publicznego (i to moja trzecia teza) zależy od tego, by jak najwięcej było niezgody kategorii (1), a jak najmniej – kategorii (2).
Głównym problemem jest, oczywiście, zrozumienie, jak kategoria (1) jest w ogóle możliwa. Czy „szacunek”, towarzyszący naszej niezgodzie na czyjeś poglądy, nie jest czymś zupełnie pustym, bez treści, takim rytuałem lub hipokryzją, jak zarzucał(-a) mi to „reszta z bani”?
Otóż nie. Mogę nie zgadzać się z Tobą, bo uważam że masz odmienne ode mnie wartości. Nie uważam, że Twoje są gorsze – ale są po prostu inne. Nie chcę Ci moich narzucić i nie godzę się, byś narzucał mi swoje. Godzę się z tym, że pluralizm (etyczny, światopoglądowy etc.) w społeczeństwie jest cechą trwałą, permanentną i (może nawet) dobrą, a nie czymś pożałowania godnym, świadczącym o tym, że niektórzy jeszcze nie dorośli do prawdziwej moralności, nie przejrzeli na oczy i nie odkryli Jedynej Prawdy. Wtedy Twoim poglądom na sprawy publiczne, generowanym przez Twoje wartości, należy się ode mnie szacunek. Ale oczywiście, w ramach demokratycznych procedur, będę wyrażał swoją niezgodę.
Mogę nie zgadzać się z Tobą, bo uważam, że dokonałeś niewłaściwego rachunku kosztów i strat dotyczących jakiegoś publicznego przedsięwzięcia. Używając trywialnego raczej przykładu: Ty jesteś za budową Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ja – za budową nowego stadionu, a na jedno i drugie nie ma pieniędzy. Głosujemy więc odmiennie i niech procedury demokratyczne zadecydują – ale szanuję Twój wybór, choć chcę, by mój przeważył.
Takich przykładów można podać dużo więcej, ale naprawdę ważne jest teraz określenie cech niezgody, należącej do kategorii #2. Kiedy poglądom, z którymi się nie zgadzamy, powinniśmy także odmówić szacunku?
Wydaje mi się, że formuła jest bardzo prosta, choć jej wprowadzenie w życie wcale nie jest łatwe. Otóż nie mamy żadnego powodu by mieć szacunek do naszych oponentów w jakimś sporze, gdy mamy prawo uważać (oczywiście, z własnej perspektywy, a możemy się mylić), że za ich poglądami stoi postawa moralnie odrażająca. Innymi słowy – gdy poglądy te dadzą się utrzymać tylko pod warunkiem wcześniejszego przyjęcia postawy (poglądu, opinii) haniebnej lub wstrętnej.
Oto kilka przykładów. Nie mam żadnego powodu odczuwania szacunku dla moich adwersarzy w sporze ideowym, jeśli mogę zasadnie uważać, że za ich poglądem stoi:
1. Zgeneralizowana wrogość do jakiejś grupy społecznej, oparta na niechęci lub stereotypach: rasizm (np. antysemityzm, wrogość do Murzynów), homofobia, stereotyp o intelektualnej lub moralnej inności kobiet itp;
2. Wrogość religijna: generalna niechęć do innej religii albo do religii jako takiej albo do braku religijności;
3. Autentyczny błąd, dający się zweryfikować, którego jednak dana osoba nie chce porzucić, gdyż uzasadnia to jej opinię (np. przekonanie o 200 tysiącach urzędników unijnych, uzasadniające w oczach pewnej polskiej publicystki niechęc do biurokracji UE; wiara w to, że plemniki przedostają się przez prezerwatywę statystycznie często, uzasadniająca u innego publicysty niechęć do dostępności antykoncepcji, itp.)
4. Chęć narzucenia wszystkim systemu opresywnego, nieszanującego ludzkiej wolności, wykraczającego w despotycznych zapędach poza te ograniczenia ludzkiej wolności, które podyktowane są ochroną innych ludzi albo dobra publicznego.
To tylko przykłady. Inni podadzą inne, jeszcze inni zapewne wyrażą zdziwienie niektórymi moimi przykładami. A cóż złego w nielubieniu Murzynów albo Żydów albo muzułmanów? – zapytają i sypną przykładami leniwych Afrykańczyków, chciwych żydowskich bankierów lub groźnych islamskich terrorystów. W ten sposób, mam nadzieję, dostarczą dodatkowych przykładów postaw, którym szacunek raczej nie należy się.
Inne tematy w dziale Polityka