Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
132
BLOG

M jak Małość

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 176

Jarosław Gowin we wczorajszym Dzienniku: “Akta Instytutu Pamięci Narodowej odsłaniają gorzką część prawdy o ludzkiej przeszłości. (…) Lepsza jest jednak gorzka prawda niż słodkie zakłamanie. Jestem pewny, że takie było też wewnętrzne przekonanie Ryszarda Kapuścińskiego. Jeśli mi czegoś żal, to tylko tego, że nie podzielił się ciężarem winy z nami wszystkimi”.

Bardzo szanuję Jarosława Gowina: jest jednym z najmądrzejszych polskich konserwatystów, wywierającym przy tym generalnie pozytywny wpływ na swoją formację polityczną, w kierunku umiarkowania i rozsądku. (Jest też, o czym wiem z przelotnego spotkania, człowiekiem kulturalnym i sympatycznym, zupełnie jak ja). Ale w jego żalu, że Kapuściński nie podzielił się swą winą „z nami wszystkimi” dostrzegam niestety lekko obłudny, świętoszkowaty ton. Bo jeśli żal ten wynika z miłosierdzia (a taki jest ton całej wypowiedzi), to czy nie jest najbardziej miłosierne przyznać każdemu prawo do wyboru, jak ma uporać się z własnym ciężarem winy? Czy nie jest skrajnym paternalizmem, niezgodnym z liberalnym rozumieniem wolności, chcieć ulżyć innym, wbrew ich woli?

Już nie wspominam o tym, że Kapuściński – sądząc wyłącznie na podstawie dokumentów, które Newsweek cudownie odkrył – pisał tylko o jakichś mało ważnych cudzoziemcach, którym nasz wywiad czy ubecja nie mogły zrobić żadnej krzywdy. Że nie wiemy, czy to wszystkie i czy to autentyczne dokumenty. Że nie znamy całego kontekstu.

Ale nawet abstrahując od tego wszystkiego, z kim właściwie, według senatora Gowina, Kapuściński miał dzielić się „ciężarem swej winy”? Z „nami wszystkimi”? No jasne, pewno w końcu wybaczylibyśmy mu. Może nie tak od razu, nie na chybcika, trzeba by zrobić jakiś plebiscyt, jakieś małe referendum, rozpytać trochę ludzi, ale w głębi duszy jesteśmy dobrzy, na pewno wybaczylibyśmy. I od razu byłoby mu lżej.

Inni (nie Gowin!) powiedzą, że powinien był podzielić się swym ciężarem z tymi, którzy mieliby prawo Mu wybaczyć, bo nie skalali się kolaboracją z PRL-em. Z takim Waldemarem Łysiakiem, który przecież też piękne reportaże np. z Mongolii pisał, dużo pogodniejsze i sympatyczniejsze od ponurych relacji Kapuścińskiego, a przy tym nigdy z wywiadem nie współpracował. Mógł podzielić się swą ponurą tajemnicą z takim np. Marcinem Wolskim: ten w radio rył dzielnie pod komuną, w przeciwieństwie do Kapuścińskiego nie kolaborował, a jako człowiek kontaktowy na pewno by podzielił się chętnie winą. A dlaczego nie poprosić takiego np. Jerzego Roberta Nowaka: ten by zrozumiał, nigdy się przecież nie ześwinił, o Węgrzech ślicznie pisał, więc swego upadłego kolegę po fachu do serca by przytulił.

*

Już nie chce mi się dalej pisać w tym tonie. W tym parszywym czasie, afektowane pochylenie się senatora Gowina nad Kapuścińskim, brzmi wręcz humanitarnie i po ludzku na tle tych wszystkich bezlitosnych pigmejów, którzy zachłystują się teraz świętym oburzeniem, a przy okazji „przywracają” Kapuścińskiego do właściwych proporcji: ot, w sumie marny dziennikarzyna, na dodatek mitoman, a do tego wspierał swą współpracą aparat wywiadu, czyli system PRL-owskiego terroru. I już wiedzą, dlaczego wysyłano Kapuścińskiego, a nie Łysiaka, albo choćby Krzysztofa Czabańskiego, też zdolnego dziennikarza.

I żeby nie było wątpliwości: ostrze tego wpisu nie jest skierowane przeciw odkrywaniu prawdy o niedawnej przeszłości, jaka wyłania się z teczek zgromadzonych w IPN. Jeśli taka jest demokratyczna wola społeczenstwa, jeśli tak dokonało wyważenia rozmaitych wartości, jakie trzeba położyć na szalach – niech będzie.

I nie oceniam tych, którzy do całej sprawy mają podejscie czysto poznawcze. Po prostu chcą wiedzieć – nie osądzać. Chcą poznać ukryte zakamarki życia i pracy wielkiego polskiego reportera, który – można teraz sobie tak myśleć – musiał pójść na koncesje z własnym sumieniem, by spełnić swoje powołanie. Kto wie, może powstanie z tego jakaś powieść a la John le Carre?

Moje zniesmaczenie budzą ci, którzy teraz z satysfakcją będą „odbrązawiać” Pisarza i innych, których teczki akurat teraz wypadły z ciężarówki. Oni tu za chwilę się odezwą, wyrażając satysfakcję, że nareszcie skończył się czas świętych krów z michnikowskiego salonu, że nie będzie nam już Agora narzucała autorytetów itd. Znamy te teksty. Prawda jest rzeczą wielką, ale w dzisiejszej atmosferze niechęci i podejrzliwości  do każdego, kto choć trochę w niedalekiej przeszłości wybił się ponad przeciętność, więc go trzeba czym prędzej wdeptać w glebę, pod hasło Prawdy podczepiają się nienawistnicy i miernoty, i oni nadają ton.

Z Panem Ryszardem spotkałem się kilka razy, na różnych kontynentach, w ciągu paru ostatnich lat jego życia. Ostatnie moje spotkanie z Nim to była kolacja we Florencji, gdzie mówiliśmy sporo o polskiej polityce. Nie udało mi się nigdy wcześniej ani potem spotkać kogoś, kto poza wielką mądrością – miałby w sobie tak niebywałe pokłady zrozumienia dla ludzkiego cierpienia, ale i dla ludzkiej słabości. W sumie dobrze, że odszedł wtedy gdy odszedł, bo on by tym Bezlitosnym też przebaczył.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (176)

Inne tematy w dziale Polityka