Czy ktoś może to potwierdzić? Dziś rano słyszałem w radio albo telewizji, niestety nie pamiętam w którym programie, że premier Jarosław Kaczyński tak wypowiedział się na temat planowanego przedłużenia protestu pielęgniarek: „Jeśli ktoś lubi spać w namiocie, to jego sprawa” (albo jakoś tak podobnie, przytaczam z pamięci).
W agencyjnych relacjach w Internecie nie znalazłem później takiego sformułowania; może więc nastąpiło jakieś fatalne przekłamanie, i w tym przypadku przepraszam mojego dawnego znajomego, Jarosława Kaczyńskiego za poniższe uwagi. Powinien też być przede wszystkim przeproszony przez medium, które taką relację podało. Ale jeśli, podkreślam JEŚLI, premier rzeczywiście coś takiego powiedział, to jest to szokujące i skandaliczne.
Przypomnę: PiS doszedł do władzy pod hasłami społecznej solidarności z ludźmi, którzy na transformacji nie wygrali: z biednymi, zapomnianymi, zostawionymi z boku. Lekceważąca wypowiedź o zdesperowanych kobietach, często już niemłodych, zarabiających około 800 zł i mających z tego utrzymać rodzinę, byłaby najbardziej widocznym dowodem, że to były tylko puste słowa.
Meritum ekonomiczno-społecznego sporu nie ma tu żadnego znaczenia: żadnemu dygnitarzowi nie wolno wypowiadać się z taką butą, pogardą, lekceważeniem o akcie (być możne, niewłaściwym) zrozpaczonych, niezamożnych kobiet. Nawet jeśli w kasie nie ma pieniędzy na podwyżki, to premierowi nie wolno okazywać takiej pogardy dla strajkujących. One pewno też by wolały wrócić na noc do domu, albo do eleganckiego hotelu rządowego. Nie myślę, by oddawały się w Warszawie pasji wypoczynku w pod namiotem.
To słowo, jeśli padło, powinno wrócić wołem.
PS: Spora liczba komentatorów pod moim ostatnim wpisem dokonała zdumiewającego aktu samo-lustracji, przyznając się do przynależności do motłochu. Samo w sobie nie to jest jeszcze osobliwe; osobliwe jest raczej to, że o takie wyznanie mają pretensję do MNIE. W moim wpisie napisałem: „motłoch rechocze, rączki zaciera, dalszych igrzysk domaga się…” Z tego, oczywiście, bynajmniej nie wynika, że każdy, kto wyraża satysfakcję z powodu opublikowania listy tajnych współpracowników, prawdziwych lub domniemanych, jest w moich oczach automatycznie „motłochem”. Jeśli powiem np. , że w Parku Ujazdowskim chuliganeria pije wino, to nie oznacza bym mniemał, że każdy kto pije wino (nawet: każdy kto pije wino właśnie tam) jest automatycznie chuliganem. Nie, to znaczy, że między pijącymi są i chuligani. Tak samo z motłochem i listą Kurtyki: motłoch też się ucieszy, a da temu wyraz w sposób opisany przeze mnie w kategoriach humorystycznych, jako to rechotanie i zacieranie rączek, wszak nie demonstrowane przez każdego osobnika ukontentowanego wyciekiem listy Kurtyki. Żwawe zastosowanie przez kogoś mojej obserwacji o motłochu do siebie oznacza być może niski poziom samo-oceny, ale o to już nie do mnie o to pretensja!
Inne tematy w dziale Polityka