Biuro Bieżącego Wspierania Rządu (BBWR) przystąpiło do akcji wyjaśniającej, w związku z PiS-owskimi planami odzyskania ostatniej już chyba niezależnej instytucji w Polsce, a przy okazji poprosiło P.T. Krytyków, by łagodzili swe obiekcje, bowiem władza wcale nie zamierza na razie stosować „końskiej kuracji”. A mogłaby.
We wczorajszej Rzepie szef działu opinii Dominik Zdort pisze m.in. tak na temat nowych pomysłów zmian w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym:
I dobrze, że nie będzie to końska kuracja. Projekt ustawy, do którego dotarła "Rzeczpospolita", pokazuje, że zmiany przygotowane przez PiS są niewielkie, nie naruszają integralności obecnego Trybunału, nie przyspieszają terminu wyboru nowych sędziów - czego się niektórzy obawiali. Wprowadzają jedynie drobne zabezpieczenia uniemożliwiające prezesowi manipulowanie składem orzekającym i żonglowanie terminami rozpatrywania spraw. Politycy partii rządzącej potrafili się ograniczyć. Być może tylko dlatego, że obawiają się zanegowania nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym przez ten Trybunał, ale potrafili. Oby podobnie powściągliwa potrafiła być druga strona. Obyśmy znów nie usłyszeli histerycznych oskarżeń o łamanie demokracji.
Jak widać, jest to propozycja dealu: my nie rozwalamy Trybunału w drebiezgi, wy nie krytykujcie za ostro, a już zwłaszcza nie mówcie nic o demokracji.
Deal jak deal, warto mu się bliżej przyjrzeć. Rząd ma swoje powody, by Trybunał ukrócić, a BBWR wyjaśnia je następująco:
W stworzonej przez opozycję i media atmosferze zagrożenia dla demokracji część sędziów najwyraźniej uznała, że obowiązek apolityczności już ich nie dotyczy. Zauważyli i docenili to politycy opozycji.
Szkoda tylko, że red. Zdort (którego, dodam na wszelki wypadek, znam jeszcze z czasów mojej zażyłej znajomości z Damą, i lubię) nie wyjaśnia, w jaki sposób proponowane zmiany „do których dotarła Rzeczpospolita” mają uleczyć ową chorobę politycyzacji, bez wszelako niemiłej „końskiej kuracji”. Może więc wyjaśnimy, w wielkim skrócie:
1. Pomysł, by TK składał Prezydentowi trze kandydatury na Prezesa (a nie dwie, jak dotychczas) zwiększa szanse, że przynajmniej jedną z tych kandydatur będzie osoba powołana już do Trybunału za rządu obecnej koalicji, a zatem należąca do prawidłowej, apolitycznej frakcji w Trybunale;
2. Pomysł, by Prezes powoływany był na trzy lata zaledwie daje Prezydentowi możliwość okazywania swego niezadowolenie (lub ukontentowania) z rządów Prezesa raz na trzy lata, zaś samemu Prezesowi – silny bodziec, by Prezydenta nie zawieść;
3. Pomysł, by wszystkie sprawy rozpatrywane były w pełnym składzie, faktycznie prowadzi do pełnej blokady decyzyjnej Trybunału;
4. Pomysł, by Trybunał był ściśle związany kolejnością wpływania spraw oznacza, że Prezes i Trybunał nie będzie mógł organizować pracy w zależności od priorytetów ważności danej sprawy (przykład: zakwestionowana amnestia maturalna będzie musiała czekać na swoją kolej, za prawem dotyczącym np. palenia w lokalach publicznych, a tysiące smarkaczy nie będą wiedziały, jak to w tym roku będzie z ich maturą. O przykładzie lustracyjnym już nie wspomnę, choć to przecież właśnie o takie sprawy chodzi).
Itp., itd.
Teraz już wiadomo o co chodzi z tą apolitycznością: Trybunał jest apolityczny, gdy bardziej zgadza się z aktualną władzą niż nie zgadza, a drobne zmiany instytucjonalne taką właśnie apolityczność zwiększają.
Jest tylko jeden problem. Red. Zdort ma rację gdy mówi, że nie jest to specjalnie końska kuracja i być może krytycy powinni tę powściągliwość Władzy docenić, miarkując z wdzięczności swe obiekcje. ALE…
W tym samym wydaniu Rzepy, w którym BBWR tak łagodnie tłumaczy intencje rządu, dwie może niezorientowane w programie BBWR dziennikarki, panie Gardynik i Waszkielewicz, swą relację o poczynaniach Władzy rozpoczynają tak:
„Na razie PiS nie wprowadza rewolucji w organizacji Trybunału, ale poważnie zmienia jego funkcjonowanie. I może liczyć na poparcie koalicyjnej LPR.”
Zwracam uwagę na słowa “Na razie”. Czy Rzeczpospolita i BBWR „dotarły” już do dokumentów PiS, wyjaśniających jak długo będzie to „na razie” i co po nim nastąpi? I czy gdy już „na razie” skończy się, wezwanie do powstrzymywania się z krytyką, a w szczególności do niewypowiadania słowa na „D” (Don't mention Democracy!) będzie nadal obowiązywać?
Inne tematy w dziale Polityka