Dlaczego teraz przypominać kwestię subwencjonowania przez państwo budowy Świątyni Opatrzności? A dlaczego nie? Dla zwolenników subwencjonowania każdy moment dyskusji na ten temat jest zły, a krytykom zarzucą niechęć względem religii, Kościoła, polskich tradycji chrześcijańskich itp. Nie warto się poddawać temu szantażowi.
Bo jaki jest koszt takiego szantażu – to już na własnej skórze poczuł Pan Minister Ryszard Legutko, chwalony wcześniej tu w Salonie24 (m.in., przez Krzysztofa Leskiego – bardzo słusznie zresztą) za odwrócenie decyzji Giertycha o wliczaniu oceny z religii do średniej ocen, ale jak się okazało - za wczesne były pochwały, bo coś tąpnęło i rząd szybko nieprzemyślaną decyzję odkręcił. Minister Legutko (którego, intelektualnie i kulturowo, dzielą całe oceany od rodziny Giertychów) zrozumiał już pewno, że w pewnych sprawach to Giertych lepiej rozumiał naturę pewnych imponderabiliów, tym bardziej, że wybory już niedługo.
Ja, na szczęście, nie jestem minister, więc mi wolno. Do religii w szkołach jeszcze wrócimy, ale porozmawiajmy przez chwilę o udziale finansowym państwa w budowie Świątyni Opatrzności. Chodzi bowiem o fundamentalną zasadę relacji między państwem a religią.
Z tego co wiem, nic nowego w sprawie finansowania Świątyni się nie wydarzyło (jeśli ktoś ma inne informacje, proszę o korektę), a więc problem pozostaje, chociaż o nim często się nie mówi.* Sprawa pozostaje konstytucyjnym skandalem.
Przypomnę: w budżecie na rok 2006 umieszczona została rezerwa celowa o treści „Ochrona dziedzictwa narodowego, w tym wydatki w ramach projektu budowy Świątyni Opatrzności Bożej” w kwocie 20 milionów zł (pieniądze te, z tego co zdołałem zorientować się, nie zostały w końcu wydane, ani chyba nawet przekazane; podstawa prawna została jednak stworzona); z kolei w ustawie budżetowej na rok 2007 analogiczna rezerwa celowa, w wysokości 40 mln zł, określona została jako „Dofinansowanie przedsięwzięć w sferze kultury i dziedzictwa narodowego, w tym muzealnych i bibliotecznych, realizowanych w ramach projektów budowy Świątyni Opatrzności Bożej – Centrum Jana Pawła II”. Wedle publicznych zapowiedzi ze strony kompetentnych władz kościelnych, nowa Świątynia Opatrzności Bożej ma nie tylko zaspokajać potrzeby religijne katolików, ale także pewną wizję historii i narodu polskiego. Świątynia Opatrzności Bożej jest przedstawiana przez władze kościelne jako votum Narodu dla Opatrzności Bożej.
Jest to całkowicie zrozumiałe i uprawnione: to, co NIE jest uprawnione, z punktu widzenia norm konstytucyjnych, to współ-finansowanie tego przedsięwzięcia z budżetu państwowego. Jest to bowiem zarówno naruszeniem zasady bezstronności państwa względem religii jako takiej, jak i równouprawnienia wszelkich wyznań i poglądów religijnych. Finansowanie Świątyni nie może być potraktowane także jako element podtrzymywania „dziedzictwa narodowego” sensu stricto gdyż – abstrahując już od zasady bezstronności w kwestiach religii, Świątynia, która jeszcze nie powstała, i która nie ma być wiernym odtworzeniem wcześniej istniejącego w tym miejscu zabytku, nie może być potraktowana jako element „dziedzictwa”. (W tym sensie, panstwo ma prawo a nawet i obowiązek remontować, konserwować albo może i odbudowywać – w wypadku zniszczenia – zabytki bez względu na to, czy mają charakter sakralny, czy nie). Wreszcie, argumenty obrońców owego dofinansowania, że zostanie ono przeznaczone wyłącznie na część muzealną Świątyni, są całkowicie nieprzekonywujące, gdyż – wedle zapowiedzi i planów - ta część będzie funkcjonowała jako integralna część Świątyni, a zatem jej charakter religijny będzie oczywisty. (A zapowiedzi stworzenia tam pewnych placówek o charakterze czysto świeckim, np, stacji krwiodawstwa, trudno traktować inaczej, niż jako chęci znalezienia pretekstu dla sięgania po środki budżetowe).
Odpowiadając właśnie na pytanie o subsydiowanie przez Państwo, Prymas Polski Józef Glemp w wywiadzie dla KAI w lutym 2006 powiedział: „Przepis, który nie pozwala państwu wspomóc budowy świątyni Opatrzności Bożej, jest dziwny. Budżet państwa składa się m.in. ze środków wypracowanych przez obywateli, którzy w ponad 90 procentach są katolikami”. (Pełny tekst wywiadu: http://www.spp.episkopat.pl/kazania/060227a.htm).
Więc jest to może dobra okazja by podyskutować, na czym właściwie polega zasada bezstronności państwa w kwestiach religijnych, proklamowana w artykule 25 Konstytucji, która mimo wszystko nadal obowiązuje – a zwłaszcza, prawodawców. Przypomnę: artykuł ten mówi o bezstronności władz publicznych w sprawach przekonań religijnych; o autonomii i wzajemnej niezależności pastwa i kościołów; a także o równouprawnieniu wszystkich kościołów i związków wyznaniowych. Dodaje też, że stosunki między państwem a Kościołem Katolickim uregulowane są w oparciu o konkordat.
Najtrudniejsza do zdefiniowania w tym jest zasada bezstronności. Sugerowałbym, że – jako minimum - nakłada ona przynajmniej następujące rygory na postępowanie państwa względem spraw religijnych: (1) państwo nie preferuje żadnej określonej religii (związku wyznaniowego) względem innych, a także religii względem analogicznych zachowań opartych na motywacjach nie-religijnych; (2) państwo nie subwencjonuje przedsięwzięć i praktyk, których dominujący cel ma charakter religijny (chociaż państwo może subwencjonować instytucje i praktyki religijne, których dominujący cel jest nie-religijny), (3) państwo nie uchwala ogólnie obowiązujących praw, których jedynym albo dominującym uzasadnieniem jest motywacja religijna, (4) państwo nie ingeruje w kwestie, które są wewnętrznymi sprawami kościołów i związków religijnych, a w szczególności w kwestie związane z obsadą urzędów w ramach danego związku wyznaniowego. Niektórzy dodadzą jeszcze jeden punkt: (5) urzędnicy państwowi, w związku z pełnieniem swych funkcji publicznych, nie okazują ostentacyjnie swych przekonań religijnych i nie uczestniczą – jako funkcjonariusze państwowi – w uroczystościach i obrzędach o charakterze czysto religijnym. Dla mnie jednak jest to kwestia do pewnego stopnia drugorzędna i raczej nie upierałbym się przy niej, jako części warunków brzegowych zasady beztronności.
Tak czy inaczej, zasada nr 2 jest złamana w sposób oczywisty przez współ-finansowanie budowy Świątyni Opatrzności. O innych zasadach – jeszcze porozmawiamy.
* Przypis: co nie oznacza, że wokół Świątyni panuje absolutne milczenie medialne. 13 czerwca 2007 ukazał się w Rzeczpospolitej artykuł Marcina Czekańskiego „Kościelna fundacja łamie prawo”, z którego wynika, że powołana przez Kościół Fundacja Budowy Świątyni Opatrzności Bożej od kilku lat świadomie łamie prawo, wynikające z ustawy o walce z praniem brudnych pieniędzy. Był to już kolejny artykuł Rzepy na ten temat; w marcu b.r. ukazał się był artykuł pod tytułem „Aferzysta stawia świątynię”. Oto fragment czerwcowego artykułu: „Wierni nie wiedzą więc, jak przez prawie dziesięć lat fundacja wydaje pieniądze, które zbiera na świątynię. Do budowy 40 mln zł chcą też dołożyć posłowie”.
Inne tematy w dziale Polityka