Janusz Krasiński we wczorajszej sondzie Dziennika pod tytułem „Pisarze o dwóch latach rządów PiS”: “Rządy Prawa i Sprawiedliwości oceniać można różnie, ale – w moim przekonaniu – najważniejsze jest to, co się im udało zrobić, a jest to przede wszystkim przywrócenie Polakom tożsamości narodowej. Polacy przez ten czas zrozumieli, że żyją w kraju, który nazywa się Polska – w III RP właściwie się o tym nie mówiło i nie wiedzieliśmy, kim jesteśmy”.
Zaraz zaraz, kto nie wiedział? Ja wiedziałem. Może jestem nietypowym przypadkiem, bo mieszkam za granicą, ale z tego, co się orientuję, wszyscy moi przyjaciele i znajomi w Polsce wiedzieli, kim są i w jakim kraju żyją. Wcale nie były im w tym akurat celu auto-identyfikacji zbiorowej potrzebne rządy PiS.
Trudno mi nawet przyjąć, że polski pisarz Janusz Krasiński nie wiedział, że jest Polakiem, a dopiero rządy PiSu pomogły mu w osiągnięciu właściwej tożsamości. W jego własnej dziedzinie – kulturze, szeroko pojętej – mógł chyba doznać wielu wzruszeń i refleksji, związanych z tożsamością narodową. Wielki, arcypolski „Pan Tadeusz” Andrzeja Wajdy (na którym – wyznam to moim Salonowym psychoanalitykom – zawsze ryczę jak bóbr); niezwykle polskie pisarstwo Eustachego Rylskiego (z „Warunkiem”, który jest właśnie trudną refleksją o polskości, na czele); głębokie i przenikliwe eseistyczne rozważania na temat polskości w głośnych książkach Andrzeja Mencwela, Dariusza Gawina czy Marka Cichockiego; nadzwyczajne Muzeum Powstania Warszawskiego (któremu mądrze patronował Lech Kaczyński, ale które przecież nie powstało gdzieś w przestrzeni poza III RP) – czy nic z tego nie przemówiło do odczuć i umysłu pisarza, by jakieś istotne nuty polskości w nim poruszyć? To trzeba było aż zmiany rządu na PiS-owski, by Janusz Krasiński przypomniał sobie, że jest Polakiem?
No dobrze, nie bądźmy naiwni: nie chodzi tu o żadną skargę, że w III RP Polacy zapomnieli o swej polskości – to byłoby już zbyt nonsensowne, nawet jak na egzaltowanego pisarza – ale o akt strzelisty względem władców IV RP za posługiwanie się retoryką narodowo-patriotyczną (której, przyznajmy to uczciwie, bracia Kaczyńscy przecież nie używali zbyt nachalnie) i przymilne zaakcentowanie swej niechęci względem niedostatecznie patriotycznych poprzedników.
Zostawmy więc w spokoju pisarza Krasińskiego i zastanówmy się nad szerszym problemem, jaki jego wypowiedź wydobywa: jaki jest związek między polityką rządu (jakiegokolwiek rządu) a tożsamością narodową? Otóż moim zdaniem – stosunkowo niewielki. Proszę sobie wyobrazić przeciętnie inteligentnego Włocha – np. włoskiego pisarza – który wyraża radość, że premier Berlusconi przywrócił był Włochom poczucie włoskości, a jego następca Prodi skłania Włochów do zapomnienia, że są Włochami. Albo, w Hiszpanii, że za rządów Aznara Hiszpanie pamiętali o swej hiszpańskości („Hiszpanie męstwo cenić umieją…”), a już za rządów Zapatero wzięli i zapomnieli, a ich poczucie tożsamości narodowej jakoś się rozłazi… Nonsensowność takich wypowiedzi byłaby oczywista – a jednak u nas, specjalnie nikogo nie razi, gdy Bracia Kaczyńscy chwaleni są za przywrócenie Polakom tożsamości narodowej, dumy z polskości i czego tam jeszcze…
Wskazuje to – postawię tu karkołomną może hipotezę – na niedocenianie siły i wagi tożsamości narodowej. Ktoś, kto sądzi, że jej żywotność zależy w kluczowym stopniu od tego, jaka opcja polityczna jest akurat u władzy i jak chętnie posługuje się frazeologią narodową, ma raczej niską opinię o stopniu umocowania tej tożsamości w kulturze, świadomości i umysłach ludzi. Jeśli tak by miało być, że wystarczyły kolejne rządy III RP, by Polacy „nie wiedzieli, kim są”, to biada Polsce i najlepsze nawet wysiłki Prezydenta, Premiera plus całego plutonu genetycznych patriotów z PiSu nie pomogą.
Ale tak oczywiście nie jest. To, kto akurat jest u władzy i jak często np. pokazuje gest Kozakiewicza państwom ościennym tudzież bardziej odległym w zuchwałej demonstracji narodowej dumy, ma bardzo niewielki związek z realnym stanem tożsamości narodowej. Gesty takie u niektórych wywołają rzeczywiście narodowe ukontentowanie, u innych – poczucie wstydu i zażenowania, ale naszej polskości nie dotykają one w stopniu większym niż marginalny. Patriotyzm dojrzały – patriotyzm ludzi dorosłych, nie potrzebuje autoryzacji ze strony tego czy innego rządu.
Mam podejrzenie, że pisarz Krasiński o tym wie. Mam kolejne podejrzenie, że jego kuriozalna wypowiedź była podyktowana szczerą zapewne admiracją dla rządów PiS – mimo werbalnego zastrzeżenia, że rządy PiSu „można oceniać różnie” – co jest mało kontrowersyjnym stwierdzeniem. Do wyrażania tej admiracji ma pełne prawo, a jako inżynier sumień – być może także i obowiązek. Ale po co od razu wycierać sobie szlachetne pisarskie usta polskością?
Inne tematy w dziale Polityka