Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
58
BLOG

Kampania wyborcza rozkręciła się na dobre. (A może na niedobre?)

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 60

W każdym normalnym państwie demokratycznym, partia rządząca podchodzi do zbliżających się wyborów z jednym poważnym ułatwieniem i jednym obciążeniem. Ta współ-obecność ułatwienia i obciążenia wprowadza pewną równowagę do przyrody politycznej i ustawia partię rządzącą i partie opozycyjne na w miarę równych pozycjach. 

Ułatwienie wynika z prostego faktu, że partia rządząca - jak sama nazwa wskazuje - rządzi, a zatem może wykorzystać normalne funkcje rządzenia dla przysporzenia sobie popularności wsród wyborców. I tak np. premier Jarosław Kaczyński nawiedza coraz to nowe miejscowości z gospodarskimi wizytami jako premier, ale nieuchronnie idzie to na konto jego partii: gdy daje Polakom prezenty, obiecując rozmaite podwyżki, odkrywając niedostrzegane dotąd rezerwy budżetowe i generalnie troszcząc się o codzienny byt zwykłych, dobrych ludzi, to formalnie rzecz biorąc, czyni to jako premier, no a już skutkiem ubocznym będzie to, że ludzie docenią ową aktywność Gospodarza Kraju w dniu 21 października. Nie ma się co oburzać, bo tak się dzieje na całym świecie i taki już jest słodki przywilej partii rządzącej, wpisany w samą istotę ustroju parlamentarno-gabinetowego. 

Owemu przywilejowi towarzyszy wszelako - jak już zasygnalizowałem na wstępie - także pewne obciążenie, a zatem jedno (w idealnym modelu) równoważy drugie. Obciążenie polega mianowicie na tym, że partię rządzącą łatwo rozliczyć z tego, co w ubiegającej właśnie kadencji zrobiła, a zwłaszcza z tego, czego nie zrobiła. W odróżnieniu od opozycji, która może posługiwać się wyłącznie deklaracjami intencji i obietnicami, za partią rządzącą stoi zawsze jakiś bilans sukcesów i niepowodzeń w ciągu ostatnich 2,3 czy 4 lat. A ponieważ świat jest już tak urządzony, że rzadko kiedy władcom udaje się zrealizować w pełni - a choćby i w dużej części - swe obietnice, dotyczące np. budowy autostrad, mieszkań lub powiedzmy wycofania wojsk z odległego teatru działań wojennych - bilans taki zazwyczaj przemawia przeciwko partii rządzącej i jest najwygodniejszą platformą, z której partie opozycyjne mogą atakować rząd i tworzącą go partię. 

Tak jest, jako się rzekło, w normalnej demokracji. Otóż niezwykła osobliwość dzisiejszej kampanii wyborczej, zadająca kłam owemu generalnemu prawu politologicznemu, jakie własnie zarysowałem (a które pozwolę sobie skromnie nazwać „prawem Sadurskiego”), polega na tym, że w Polsce partia rządząca korzysta co prawda z zarysowanego wyżej ułatwienia, ale jednocześnie nie jest poddana opisanemu przeze mnie obciążeniu. W tym sensie, „prawo Sadurskiego” jest sfalsyfikowane przez demokrację polską (że użyję dość pretensjonalnego żargonu pseudo-naukowego), a równowaga polegająca na współistnieniu ułatwienia i obciążenia wcale nie jest osiągnięta.  

Dlaczego tak się dzieje: dlaczego w Polsce PiS wcale nie musi spowiadać się z bilansu rządów w ciągu ostatnich 2 lat, bezlitośnie prezentowanemu przez partie opozycyjne opinii publicznej? Czy dzieje się tak, gdyż bilans ten jest tak niebywale pozytywny, a osiągnięcia rządów od końca 2005 składają się na nieprzerwane pasmo błyskotliwych sukcesów? Otóż zdziwią się może Państwo, ale tak nie uważam. Mówiąc brutalnie i trochę niegrzecznie, uważam rząd Jarosława Kaczyńskiego za osobliwie nieudolny i pozbawiony już nie tylko widocznych sukcesów, ale nawet jasnej wizji reform w sprawach tak kluczowych jak reforma administracji, finansów, służby zdrowia, edukacji, nie mówiąc już o budowie autostrad czy tanich mieszkań dla biednych ludzi, zaś symbolicznym a dobitnym przejawem owej nieporadności było to, że gdy premier stanąl przed największym wyzwaniem, rzuconym mu przez tych, w imię których rzekomo doszedł do władzy (myślę tu o strajku pielęgniarek), jedynym sposobem rozwiązania problemu, jaki zaproponował, gdy już się wyzłościł i naobrażał protestujące kobiety, było opodatkowanie najbogatszych, by zrzucili się w ten sposób na podwyżki dla pielęgniarek. Jeśli chodzi zaś o tzw. „vision thing”, czyli całą tę wizję, to skupiona jest ona głównie na przeszłości, w której PiS cierpliwie wydłubuje haki, dokumenty i kwity na wszystko, co się rusza, nawet we własnych szeregach, realizując w ten sposób doktrynę zaostrzającej się walki z Układem wraz z postępem Odnowy Moralnej. 

A jednak mimo tego braku oczywistych sukcesów, rząd Kaczyńskiego wcale nie ugina się w kampanii wyborczej pod ciężarem porażek. Wynika to stąd, że genialnym pociągnięciem rządu jest pójście do wyborow nie pod hasłem, że rząd robił dobrze więc należy mu się reelekcja, ale raczej że opozycja przeszkadzała rządowi zrobić w Polsce odpowiedni porządek. Dlatego wyborcy powinni ukarać opozycję za jej pożałowania godny krytycyzm, który poważnie utrudniał rządowi spokojne wykonywanie jego obowiązków, a jednocześnie nagrodzić rząd za dobre chęci, przyznając mu mocniejszą większość parlamentarną, by nie bacząc na knucie, czarnowidztwo i nieumiarkowaną krytykę ze strony opozycji, partia władzy mogła wreszcie spokojnie zrobić, co trzeba. Zaczynając, rzecz jasna, od zmiany konstytucji tak, by wreszcie opozycja nie mogła tak łatwo rzucać Prezydentowi i rządowi kłód pod nogi.

Fakt, że swój brak sukcesów partia rządząca potrafiła przekształcić w skuteczny oręż przeciwko opozycji, a zatem w potencjalne źródło swojego przyszłego sukcesu, dowodzi zarowno wyjątkowej mizerii naszej opozycji, jak i niewątpliwego talentu politycznego czołowych działaczy PiS-u. Nie mając wielu cennych pomysłow na infrastrukturę, prywatyzację czy opiekę zdrowotną, a zatem sprawy wymagające dużej wiedzy i odwagi, liderzy PiS są super-pomysłowi jeśli chodzi o dryblowanie na scenie politycznej i tak rozgrywają rozmaite konfiguracje, układy i układziki, że opozycja wychodzi na głupków i frajerów. Wyeliminowanie z gry najbardziej błyskotliwego polityka opozycji przez podebranie jego żony do Pałacu Prezydenckiego a potem na punktowane miejsce na liście wyborczej, jest tylko ostatnim epizodem w tej serii cwanych zagrywek, już nie politycznych (by nie kompromitować tego zacnego słowa) ale politykierskich. Gry i gierki politykierskie to jest niewątpliwie wielka siła liderow PiS-u, no a jeśli nie mają już czasu, energii i pomysłów na zajmowanie się realnymi problemami Polski, to trudno ich o to winić, bo - jak wiadomo - doba ma tylko 24 godziny.  

Tu w każdym razie chciałbym odnotować wkład młodej polskiej demokracji do ogólnej teorii demokratycznej przez zanegowanie „prawa Sadurskiego” w następujący sposób, który niniejszym ogłaszam jako „prawo Sadurskiego - bis”: w państwie demokratycznym, partia rządząca ma podwójny przywilej w kampanii wyborczej. Raz - bo przedwyborcze gesty rządu idą na konto partii rządzącej. Dwa, bo na konto partii rządzącej idzie krytykowana przez rząd postawa opozycji, która utrudniała partii rządzącej spokojną pracę, dla dobra i chwały Ojczyzny.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (60)

Inne tematy w dziale Polityka